W naszym domu dużo się słyszało o wuju mojej matki Chaimie Szymonie. Będąc młodym człowiekiem, zaraz po ślubie z Chaną Pejsą, zwykł był on przyjeżdżać do Kocka w szabas i na święta do kockiego rebe. Ten zapraszał go osobiście i dopuszczał bardzo blisko siebie.

Chaim Szymon miał talent do liczenia. W kilka minut dokonywał nawet najbardziej skomplikowanych obliczeń, używając do tego tylko swoich palców. Kształcił w tym kierunku członków swojej rodziny. Ale nie to jest tu najważniejsze. Chcę opowiedzieć o nim z innego powodu. Przekażę Wam, co widziałem na własne oczy, i o czym nie mogłem zapomnieć przez resztę mojego życia.

Nazywano go Rybakiem, bo handlował rybami z gojami w położonej dwa kilometry od Radzynia wsi Zabiele. W ciepłe letnie poranki goje łapali rybki w miejscowej rzeczce, a on je od nich kupował. Ale miał też inne zajęcie. W lato dzierżawił jeden lub dwa sady w okolicznych wioskach, i dzięki temu w zimie jego żona odsprzedawała suszone owoce zamożnym radzyńskim Żydom. A co jej z tego zostało, wystawiała na swoim kramie w rynku.

Mimo tych dwóch źródeł dochodu Chaim Szymon był biedny. Miał cztery dorastające córki, z których najstarszą, Tojbę, wydał za mąż. Ale zaraz po narodzinach jej pierwszego dziecka przeziębiła się i rozwinęły się u niej problemy z oddychaniem. Kiedy miała atak, rodzina musiała dostarczać jej tlen, pompując go do płuc. I wtedy oddech Tojby wracał do normy. Nic więc dziwnego, że dla rodziców była szwarcapl fun ojg[1].

Razu pewnego, w bardzo gorący letni dzień Chaim Szymon poszedł do wioski po ryby. W tym czasie Tojba miała atak, i zanim ktokolwiek zdołał jej udzielić pomocy, zmarła. Możecie sobie wyobrazić, co działo się w pobliżu domu Chaima Rybaka. Mieszkał na ulicy Koziej w podcieniach należących do szojcheta Mordechaja. Ulica wypełniła się Żydami. Tłoczyli się wokół domu, skąd dobiegały rozdzierające serce płacz i lamenty, które tłum zdaje się ignorował.

Kiedy tak stali, zauważyli nadchodzącego Chaima Szymona niosącego na ramieniu worek z rybami. Zaczęli się cofać, nie chcąc być zbyt blisko tragedii, której za chwilę miał doświadczyć ojciec. Lecz to, co się wydarzyło, było trochę dziwne.

Kiedy Chaim Szymon otworzył drzwi domu, Chana Pejsa ochrypłym głosem zaczęła krzyczeć na nowo – „Chaimie Szymonie, niech cię Bóg błogosławi. Zobacz, co się stało! Nasza Tojba odeszła. Światło naszego życia zgasło w środku jasnego dnia”! Lecz mimo jej rozdzierającego płaczu Chaim Szymon nie wypowiedział ani jednego słowa. Rzucił worek na podłogę, skierował się w kąt izby, gdzie stał cebrzyk wypełniony wodą i nalał sobie do miedzianego kupka wodę. Polał nią ręce i drżącym głosem odparł – „Bóg jest jedynym prawdziwym sędzią. Bóg daje, Bóg odbiera”. Ponownie zwracając się do żony, która nadal zawodziła, dodał – „Niewierna, czego się wydzierasz? Na kogo się skarżysz? Nie wiesz, że są trzy osoby ważne dla naszego istnienia: Ojciec. Matka i Ruach ha-Kodesz[2]?” A potem wskazując drżącym palcem na martwe ciało córki, rzekł – „Duch Święty przyszedł do nas, zabrał, co jego, ale my jesteśmy tu nadal”.

 

Przypisy tłumacza:

[1] Szwarcapl fun ojg (jid.) – oczko w głowie (idiom).  

[2] Ruach ha-Kodesz (hebr.) – Duch Święty. Choć w judaizmie Duch Święty oznacza Ducha Bożego, czyli moc twórczą Boga, który nie miał nic wspólnego ze Świętą Trójcą, to Chaim Szymon Rybak wyraźnie nawiązuje do jej istnienia. Wierzy w nią, akcentuje Ducha Świętego, choć dla Żydów figura ta nie była hipostazą i nie odgrywała żadnego znaczenia w ich wierze.  Świadczy to wpływie religii chrześcijańskiej nawet na ortodoksyjnych Żydów, dlatego autor wspomnień uznał słowa Rybaka za zadziwiające.


Isroelke List, Lichtiker gesztaltn. Chaim Szymon Rybak. [w:] Sefer Radzin; izker –buch = Radziner izker buch, red. I. Zigelman, Tel Awiw 1957, s. 62-63. Tłumaczenie z jidysz Alicja Gontarek.