W swoim najlepszym meczu na turnieju, reprezentacja Polski poniosła porażkę. Po niemrawej w jej wykonaniu fazie grupowej, drużynę wreszcie dobrze się oglądało. Postraszyła wielkiego rywala. Ale odpadła i selekcjoner Antoni Piechniczek zrezygnował. Brzmi znajomo? Prawie, bo Czesław Michniewicz nawet nie dostał okazji do rezygnacji.

Z końcem roku przestanie być selekcjonerem reprezentacji. Z pewnością nie ze względu na osiągnięty wynik na mistrzostwach świata, bo wyjście z grupy to dobre osiągnięcie. Zdecydowały czynniki pozasportowe.

Michniewicz został kozłem ofiarnym „afery premiowej”. Z drużyną spotkał się Mateusz Morawiecki, obiecał nagrodę za wyjście z grupy, piłkarze żartowali z premierem na temat wysokości bonusu. A potem sprawa pojawiła się w mediach i się zaczęło. Dziennikarze prześcigali się w rewelacjach: piłkarze mieli kłócić się ze sztabem o sposobie podziału kasy; asystent selekcjonera miał chodzić po pokojach zawodników i zbierać numery kont, kiedy wyjście z grupy stało się faktem; PZPN miał nic (!!!) o sprawie nie wiedzieć. Nadal jednak nie wiadomo, jak było naprawdę. Natomiast wiadomo, że cała ta sprawa to żenada. A głową zapłacił trener.

Byłem sceptykiem, kiedy zatrudniano Czesława Michniewicza. Nie jestem fanem sposobu gry w piłkę, który proponuje. Miał swój plan na mundial i dlatego mecze wyglądały tak, a nie inaczej. Kiepski Meksyk można było docisnąć. A jeśli nie, to chociaż skorzystać z daru losu, jakim był rzut karny. Mecz z Arabią Saudyjską zaakceptowałem, bo polscy piłkarze nie poprzestali na przeszkadzaniu rywalowi i wygrali. A na starcie z Argentyną nie mogłem patrzeć, po prostu.

Wyczołgaliśmy się z grupy, głównie dzięki szczęściu i świetnemu Szczęsnemu. Ja tu ręki trenera nie widziałem… Potem była nieunikniona porażka z Francją, po momentami niezłej grze. Podsumowując – szanuję osiągnięty wynik, nie akceptuję pokazanego futbolu.

Najgorzej podczas mistrzostw zaprezentowały się media. Michniewicz stał się głównym winowajcą wszystkiego. Krytykowano grę, a nawet rezultat. Afera z premią? Piłkarze niewinni, PZPN niewinny, Morawiecki niewinny, Michniewicz pazerny. Lądowanie na wojskowej części Okęcia? Michniewicz kazał, zlekceważył czekające dzieci. Na selekcjonera wylała się paskudna fala hejtu, którą żałośnie próbowano tłumaczyć nietrzymaniem przez niego ciśnienia w kontaktach z dziennikarzami. Szkoda faceta.

Cezary Kulesza ma teraz trudny wybór. Postawić na obcokrajowca? To ryzyko, powiedzą przeciwnicy. Niestety, wybór któregokolwiek polskiego trenera to też będzie ryzyko. To ważny moment. Chciałbym, żeby selekcjoner (obojętnie kto) potrafił znaleźć złoty środek pomiędzy beztroskim (często) atakowaniem za Paulo Sousy, a głębokim (często) parkowaniem autobusu za Czesława Michniewicza. Tyle, że chcieć to ja sobie mogę…