Skądś. Jedyna. Jak darowana z nieboskłonu gwiazda,
na jedno święte wypowiedzenie „bądź!”.
Jaśniejsza niż jakiekolwiek światło padłe
na dno serca, gdy radością istnienia staje się biel.
Gwiazdo najbliższa i najodleglejsza, skąd spadłaś?
Dokąd zmierzasz naznaczona drogą i liniami papilarnymi innego świata?
Zrodzona w kołysce mojej skóry
pełnej lęku o Ciebie. Za skórą noc
Miesza niebieskie ciała w garncu mroku
i budzi do śnienia sny – sumienia przeszłych i przyszłych.
W środku kosmosu istnienia mojego
kryształku roziskrzonej wody.
Światło jest przyczyną a Ty życiem wędrującym pomiędzy planetami,
na chwilę we mnie, bym naznaczyła Twoje palce i stopy i usta. To nie gusła!
Łamigłówko w zamyśle Boga. Wędrująca duszo należąca do niebios.
Zamierzenie w tajemnicy lodu. Policzku topiący we mnie śnieg.