Rozdział 23. Godzinę później obaj zasmuceni panowie siedzieli w jednym z pomieszczeń biurowych ambasady i popili wino, które dopiero co zakupili. Jednak żadnemu z nich trunek jakoś nie smakował, chociaż było to jedno z lepszych win produkowanych w Feministanie.

Po pewnym czasie obaj zupełnie zamilkli i żaden z nich nie wiedział co powiedzieć. W końcu Feliks wzniósł toast za drowie swego kolegi.

-Twoje zdrowie Nepos!

-A właśnie, że twoje zdrowie Feliks – rzekł Nepos i razem z tamtym napił się wina.

-Wiesz co, zadzwonię po Mobutu. Na pewno się obudził. Może zechce się z nami napić?

-W niedzielę po ósmej rano? Ale zadzwoń – stwierdził Nepos i wtedy Feliks zadzwonił do swego kolegi z Madagaskaru.

-Cześć Mobutu. Zapraszam cię na dobre tutejsze wino – i w tym momencie usłyszał głos kolegi, który zapytał czy może pojawić się z żoną? – Przyjedź Mobutu sam, bez żony, bo u mnie jest poranek kawalerski – zażartował. Następnie usłyszał zapewnienie Mobutu, że niedługo się pojawi. – To czekam. Tylko się pospiesz, bo wino szybko ubywa.

-Kupiliśmy tyle, że nie zabraknie – wtrącił Nepos.

-Myślisz, że jej przejdzie? – zmienił temat Feliks.

-Tego nie wiem, bo ja też kiedyś myślałem, że mojej żonie przejdzie, ale jej nie przeszło – oznajmił ze smutkiem w głosie.

-To ty masz żonę? Nic mi nie mówiłeś – zdziwił się Feliks.

-Miałem. Ale jedenaście lat temu się rozwiodłem, a właściwe to ona się ze mną rozwiodła.

-A jak miała na imię?

-Nie pamiętam – i tu się uśmiechnął. – Żartowałem. Miała na imię Gojana.

-To wypijmy twoje zdrowie! – zaproponował Feliks i obaj wypili końcówkę wina, którą mieli w kieliszkach. – Teraz ja poleję – zaoferował się ambasador i napełnił kieliszki.

-Byłem taki głupi, że przespałem się z siostrą Gojany.

-O jeju! Ze szwagierką! Takich rzeczy się nie robi, Nepos!

-Wiem, ale zanim poślubiłem Gojanę chodziłem trochę z jej siostrą Fortusą. I gdy nasze małżeństwo zaczęło się sypać, ona mnie podeszła, a ja zgłupiałem. Nazajutrz powiedziała o wszystkim Gojanie i ta wyrzuciła mnie z mieszkania. Straciłem też pracę, bo Gojana powiedziała o wszystkim właścicielce warsztatu samochodowego, w którym byłem mechanikiem.

-To smutne – wtrącił Feliks i słuchał dalej.

-Zamieszkałem w piwnicy naszej kamienicy, ale nie miałem, gdzie się myć i zacząłem śmierdzieć. Nie wiesz jak to jest, gdy ludzie omijają cię szerokim łukiem – i tu w oczach Neposa pojawiły się łzy. – W końcu musiałem się wyprowadzić nawet z piwnicy. W pewnym momencie myślałem, żeby skończyć ze sobą. I raz, gdy usnąłem na ławce, zauważył mnie wasz ambasador i powiedział, że mogę u niego pracować. Po kilku tygodniach poniewierki i życia w biedzie i smrodzie, ktoś się nade mną zlitował. Powiem ci Feliks, że pierwszy i jedyny raz całowałem faceta po rękach.

-A jak się nazywał ten ambasador?

-Grudzień. To święty człowiek, taki sam jak wasz papież.

-Powiem ci, że poznałem jego brata, ale mów dalej.

-Dzięki panu Grudniowi znowu byłem człowiekiem, a nie śmieciem. W wolnych chwilach nawet mnie uczył angielskiego i trochę mnie nauczył – rzekł z uśmiechem Nepos.

-Nie bądź taki skromny Nepos, mówisz lepiej po angielsku niż ambasador Mobutu.

-Dziękuję. Tobie też dziękuję, że jesteś dobrym szefem.

-Skoro tak mówisz, to muszę cie ucałować – zapowiedział Feliks i ucałował kolegę w czoło.

-Moja mama tak mnie kiedyś całowała – wzruszył się Nepos.

-Powiedz mi, co się stało z tym Grudniem, bo wiem, że miał jakieś kłopoty w Feministanie!

-To też będzie smutna historia. Smutniejsza niż moja i dzisiejsza twoja. – Tu przerwał na chwilę i kontynuował. – Jak zacząłem tu pracować, panu Grudniowi urodził się syn i wiesz, że to było w grudniu.

-To zrozumiałe, że Grudzień urodził się grudniu – zażartował Feliks. – Przecież nie mógł się urodzić w listopadzie.

-Albo w styczniu – zażartował z kolei Nepos. – Tak szczęśliwego ojca to ja nie widziałem. Mam w rodzinie krewnych, co są ojcami, ale ci zawsze narzekają, że muszą karmić swoje dzieci, albo je przebierać. A pan Grudzień zawsze się uśmiechał, gdy wychodził z dzieckiem na spacer. A jak go uczył chodzić! – i po tych słowach się uśmiechnął, przypominając sobie tamte wydarzenia. – Czegoś takiego nie widziałem.

-A jak go uczył chodzić?

-Jak uczył chodzić swojego synka, to sam chodził na kolanach. Szkoda, że ja nie miałem takiego ojca.

-Mój ojciec czasami chodzi na kolanach jak sobie wypije, ale na szczęście tylko czasami – zażartował Feliks.

-Po roku pracy panu Grudniowi zmarła matka i siostra.

-Tak jednocześnie?

-Zginęły w wypadku samochodowym i wtedy pojechał na ich pogrzeb do Polski. Był tam miesiąc czasu, bo jego ojciec nie mógł się pozbierać po śmierci żony i córki.

-Straszne to wszystko Nepos. Musimy się napić.

-To może wypijmy zdrowie pana Grudnia?

-To jego zdrowie! – rzekł Feliks i wypił trochę wina.

-W czasie, gdy pan Grudzień był w Polsce, jego żona zaczęła się przystawiać do Hodusa i do mnie.

-A to ciekawe. Mów dalej!

-Oczywiście ani ja, ani Hodus nie ulegliśmy jej wdziękom, niespecjalnym zresztą, ale wtedy ona zaczęła się zadawać ze sprzątaczem.

-Z Florusem? – zapytał zaciekawiony Feliks.

-Florus wtedy tu jeszcze nie pracował. Przed nim był tu taki Masus, leń niemiłosierny i zaczął romansować do tego stopnia, że żona pana Grudnia zaszła z nim w ciążę. Kiedy pan Grudzień wrócił do Feministanu, próbowała mu wmówić, że to jest jego dziecko, ale pan Grudzień nie był naiwny i zażądał rozwodu.

-Ale historia. Takiej jeszcze nie słyszałem.

-I kiedy pan Grudzień zażądał rozwodu, jego żona uknuła spisek z tym Masusem. Kiedy pan Grudzień był na raucie ambasadorów, Masus pobił celowo jego żonę i gdy tylko pan Grudzień wrócił do ambasady, trochę wstawiony po raucie, jego żona wezwała policję.

-Jaka małpa!

-Małpa by tego nie zrobiła – zaznaczył Nepos i mówił dalej. – Dzięki immunitetowi dyplomatycznemu pan Grudzień wyszedł na wolność. Wtedy jednak przestał być ambasadorem. A na sprawie rozwodowej dowiedział się od żony, że kto inny jest ojcem ich syna. I wtedy pan Grudzień kupił gdzieś broń i próbował się zastrzelić, ale mu się nie udało.

-Wypijmy raz jeszcze zdrowie pana Grudnia – zaproponował Feliks i wznieśli toast.

-Nie zapomnę tego widoku, jak patrzył na mnie, gdy go zabierała kartka. Pan Grudzień przeżył wprawdzie, ale został niepełnosprawny. Gdy wyszedł ze szpitala, od razu wyjechał do Polski.