Reprezentacja Polski awansowała do 1/8 finału mistrzostw świata! Koniec dobrych wiadomości.

W meczu z Argentyną wystarczał nam remis, byśmy nie musieli oglądać się na wynik starcia Arabii Saudyjskiej z Meksykiem. Przetrwaliśmy pierwszą połowę, która miała jeden wielki moment, o czym będzie poniżej. Drugą Albicelestes rozpoczęli od strzelenia nam gola, na którego zasłużyli. Zeszło z nich ciśnienie i zaczęli poczynać sobie z większą swobodą. Nie dawali Polakom powąchać piłki, Messi raz po raz posyłał otwierające podania. I w końcu zamknęli mecz, trafiając ponownie. Zamknęli mecz… A był w ogóle otwarty?

Na starcie wyprzedzaliśmy Meksyk punktami, potem bilansem bramkowym, następnie mniejszą liczbą żółtych kartek, na koniec znowu golami. El Tri strzelali ze spalonych, byli blisko wyrzucenia nas z turnieju. Ani przez moment jednak nie byliśmy za burtą. Ale przez całą drugą połowę wyglądaliśmy, jakbyśmy z turniejem właśnie się żegnali.

Polacy zagrali żałośnie. Dopóki wynik drugiego meczu układał się dla nich korzystnie – nic nie musieli. No to nic nie zrobili. Desperacka obrona przerodziła się w pewnym momencie w obronę nieporadną. Modlitwę, żeby nas za mocno nie bili… Całe szczęście, że Argentyńczycy byli nieskuteczni, a pod koniec po prostu zwolnili. Całe szczęście również, że Wojciech Szczęsny to najlepszy bramkarz w tym turnieju.

Jeśli cokolwiek świat piłki zapamięta z występu Polski na tych mistrzostwach, to tylko, ale na pewno, postawę naszego bramkarza. Szczęsny powtórzył wyczyn Jana Tomaszewskiego z 1974 roku, broniąc dwa rzuty karne w jednym mundialu. Jedenastkę z Argentyną, podyktowanie której to błąd sędziego, sam „sprokurował”. Po chwili w wielkim stylu wygrał pojedynek z Messim. Szczęsny na własnych plecach wprowadził nas do fazy pucharowej. Bez względu na wynik meczu z Francją, może być dumny ze swojego występu. I my też – chociaż tyle…

Właśnie, Francja… Gramy z nią w niedzielę. Jako się rzekło przed mundialem – cieszę się z wyjścia z grupy. Teraz oczekuję tylko godnej postawy, niczego więcej. Bądźmy gorsi, ale z podniesioną głową.