Może to tak jak z chwaleniem dorastającego dziecka.
Duma i radość z niego – niech się bierze za robotę i naukę – a nie będzie sobie jeździć po Francji, Grecji.
Bierz się za naukę i robotę – a w pracy – przy trzecim drugim śniadaniu i kawce południowej – ale on mądry – spryciarz niesamowity – no siedzi przy tych książkach niby nie – ale egzaminy – no cóż – minimum 4. I tylko pyta – Mamo, mogę na imprezę? – a bierz się do roboty i za naukę. Mamo, pojechałbym w wakacje gdzieś – dorzucisz się? A bierz się za naukę i do roboty. Ale, naprawdę się przestraszył – jak się wziął za książki – to pół nocy się światło świeciło – zdolniacha z niego taki. I tylko dopytywał – a ten trawnik jak skoszę i kwiaty podleję, pranie zrobię, to mogę jechać w sobotę wieczorem na miasto? – a bierz się za robotę i naukę. I się cykał, i cykał – raz-dwa w mig wszystko zrobił – trawnik, kwiaty, pranie – a pranie na suszarce tak równo układa, że się nadziwić nie mogę – a rękę do kwiatów ma taką – że super rosną, nawet bez nawozu. Z trawnikiem to ma swój system – że raz-dwa. Mamo, mamo. A bierz się za robotę i za naukę. Ech, mądrutki to on jest, że fest. No i cóż począć – po mnie Mamie to ma – pracowity jak osiołek, jasna cholera. Ma… mamo – czy – bierz się do jasnej cholery za robotę i naukę.
Bardzo ostrożną zasadą pracy literackiej – jest – nie opisywanie – ludzi z pracy.
Człowieka się zna tylko z pracy – i to wszystko.
Opis obserwacji mógłby być cholernie mylący i krzywdzący. Nawet takich… ech – co się wydają.
To może i coś jak Schulz, który non-stop słyszał – Bruno, bardzo Cię proszę, nie rysuj mnie – Bruno, bardzo Cię proszę, nie opisuj mnie. Tak, tak samo mylące.
Robi swoją robotę, którą To samą robotę lubi.
Problemem są u niego kontakty międzyludzkie. Ale to Tajemnica, która od zawsze mu towarzyszyła.
Gdy pyta, prosi – św. Matkę Boską – dlaczego, po co, daj mi spokój, daj mi spokój kontaktów w pracy – przed jego oczyma pojawiają się sceny, myśli kojarzące, spostrzeżenia – że oni wszyscy, Ci wszyscy naokoło – są źli – są źli ludzie dla niego. Dlaczego? Czy św. Matko Boża, chcesz mnie przed czymś uchronić? Czy te moje tzw. zwidy są po coś? Żebym co? Żebym nie był z nimi zbyt blisko, abym miał do nich dystans, abym z nimi nie obcował przyjemnie i normalnie, no właśnie, chociaż normalnie? Czy św. Matko Boża – zsyłasz mi te tzw. wizje – aby mnie przed czymś uchronić – albo inaczej – abym nie stał się – dzięki codziennej dobrej bliskości – kimś – kogo Ty – kimś, kim nie powinienem się stać, być? Czy te tak zwane zwidy (na- zwijmy to tak, pejoratywnie) – mają mnie uczynić, czynią mnie kimś, kim powinienem być, jestem – a w sytuacji normy – byłbym kimś, kim nie powinienem być – stałoby się mi ze mną – coś, co uważasz, św. Matko Boża – za nie- odpowiednie dla mnie? Czy te tzw. zwidy – są mi potrzebne – do życia – do normalnego życia – kim powinienem być i się stać?
Praca Pracą.