Pewnego dnia, raniutko,
Do Bezpieki, do celi,
Przyprowadzono grzecznie
Dwóch nowych obywateli.
Jeden z nich zaraz sobie
Znalazł kącik na pryczy
I zasnął. A drugi przysiadł
I wzdychał – nie bez goryczy.
Starsi mieszkańcy celi
Szeptem, chociaż w zaciszu,
Zapytali przybysza:
„Wy za co tu, towarzyszu?”
Przybysz głowę opuścił
Wstydliwie i nieśmiało.
„Za lenistwo – powiedział. –
Ot… spać mnie się zachciało”.
„Przy pracy? – zapytali –
w sabotażu?” – A przybysz
Westchnął głośno: „Niestety…
Nie przy pracy… ba… gdybyż…
Ale mnie w domu, w nocy,
Nieszczęsnemu lebiedze,
Zachciało się położyć,
Dlatego teraz siedzę”.
Jakże to? Co też mówicie?” –
Zapytali biedaka.
„Uważacie – powiedział –
Rzecz była – powiedział – taka:
Wczoraj wieczorem do mnie
przychodzi w odwiedziny
Staszek – mój, znaczy, kolega
I przyjaciel jedyny,
I towarzysz partyjny,
I kompan towarzyski,
Chłop jak złoto – no, człowiek,
Jak to się mówi – bliski.
Miałem butelkę wódki,
Nakrajałem kiełbasy,
I zaczynamy sobie
Gadać za wszystkie czasy.
Naprzód, niby – co słychać? -,
Bo różnie ostatnio słyszem,
I w ogóle, tak jak się
Rozmawia z towarzyszem –
Szczerze, znaczy, serdecznie,
Żeby powiedzieć pokrótce,
Tak jak się mówi we dwójkę
W domu, w nocy, przy wódce.
Jak podyktuje serce,
Jak tego zapragnie dusza,
Zwłaszcza gdy przy kiełbasie
Wódka języki rozrusza,
Znaczy, z tematu na temat,
Minuta po minucie –
O tym marksizmie… o naszym
Ukochanym Bierucie…
Kieliszek po kieliszku,
Kiełbasa po kawałku –
O Bezpiece… o wojsku…
O Rokossowskim marszałku…
O Polsce przedwojennej…
O rublu i o złotym…
O emigracji w zgniłej
Demokracji… i o tym
Monachium… i o Wilnie…
O Wrocławiu… o Lwowie…
Cóż – z tematu na temat,
Jak w przyjacielskiej rozmowie.
Aż skończyła się wódka
I ta kiełbasa z chrzanem,
I nagle się zrobiła
Trzecia czy czwarta nad ranem.
No, więc Staszek się żegna.
„Czas na mnie – mówi – dziękuję,
Bardzo było przyjemnie”.
I idzie. A ja czuję,
Że teraz do Bezpieki
Należy pójść, musowo,
I tę całą rozmowę
Powtórzyć słowo w słowo.
Ale – spać mnie się chciało.
Stoję przed łóżkiem posłanym
I myślę: Iść czy nie iść?
A była czwarta nad ranem.
Położę się na godzinkę –
Tak ułożyłem w myśli –
I pierwsza rzecz, pójdę rano.
A rano już po mnie przyszli.
Bo Staszek od razu do nich
Poleciał na jednej nodze.
Bo zapomniałem, widzicie,
Że jemu było po drodze”.
*
Więźniowie wysłuchali
Opowiadania bez ruchu.
„Samiście sobie winni –
Powiedzieli – leniuchu!
A ten drugi? – spytali –
Ten śpiący – co to za ptaszek?
Nie wiecie?” „Wiem – rzekł przybysz –
To mój przyjaciel. Ten Staszek”.