Warszawski autor, p. Andrzej
Szczypiórski czy Szczypiorski,
Czytał niedawno przez radio,
Felietonik autorski,
W którym on się słowami
Bardzo dla mnie przykrymi
Wyrażał o mnie. To znaczy
O mnie, między innymi.
Nie o mnie ad personam,
Tylko w konfiguracji
Ogólnej, mówiąc, znaczy,
O całej emigracji,
Do której ja należę
Jako pionek i członek.
Powiedział obcesowo
I bez żadnych obsłonek,
Że emigracja, jeśli
Wziąć ją całą do kupy,
Dzieli się, tak powiedział,
Na trzy, tak powiedział, grupy,
Prosto z mostu powiedział,
Bez żadnych faramuszków:
Na renegatów, bankrutów
I na żałosnych staruszków.
Jeżeli w katalogu
Towarzysza Andrzeja
Nie ma żadnych wyjątków,
To jasne chyba, że ja –
Logicznie tak mi wynika
W konsekwencji ponurej –
Jako emigrant należę
Do jednej z trzech grup. Do której?
Czym jestem? Dumam po nocy ,
Patrząc w mrok gęsty nad łóżkiem –
Renegatem? Bankrutem?
Czy żałosnym staruszkiem?
Kim są ci „renegaci”
Pośród nas? To zapewne
Wszyscy, co mają pretensje
Zadrażnione i gniewne
I nie godzą się w sposób
Odszczepieńczo warcholski,
Że w Polsce nie ma Lwowa,
Że Lwów może nie być polski,
I co tylko pomyślą
O swoim zdradzonym Lwowi,
To jasna krew ich zalewa,
Nu… renegaci. Typowi.
I o krzywdę Katynia
Uparli się jak wariaci,
Żeby pamiętać i żeby
Gniewać się. Renegaci.
Prawda? I uczepieni
Kaprysów i humorów,
Że nic tylko chcą mieć własny
Rząd z własnych swych wyborów-
Renegaci! – i takie
Knują zakusy podłe,
Że chcą być wolni w Polsce,
Na własną, polską modłę.
A wszystkie obce śmiecie
Wymieść ze swej chałupy.
Renegaci! Ja właśnie
Należę do tej grupy.
Zgadza się, ani chybi –
A druga grupa – bankruci.
Wierzą w zbankrutowaną
Przeszłość, która nie wróci.
Wierzą w burżuazyjne
Mrzonki – w ludzką serdeczność,
W dobre maniery, w słodycz
Charakteru i w grzeczność.
Wierzą w czystość języka,
W uczciwość obyczaju,
I szukają powrotu
I drogi do swego kraju,
W którym się rzeczywistość
Z marzeniami nie kłóci.
To jest ta druga grupa.
To właśnie ci bankruci.
Zawszem do nich należał
W ciągu dwudziestolecia
Mej gorzkiej emigracji
W Londynie. A grupa trzecia –
Staruszkowie żałośni,
Którym czasu ubywa…
Co kiedy zerkną w lustro,
To głowa bardziej siwa.
Mniej im bolszewik zagraża,
Mniej ich Moskal przeraża,
Bo przed nimi wróg gorszy –
w postaci KALENDARZA.
On im broń z rąk wytrąca,
Marzenie w sercu gasi.
Ach, żałosna to grupka,
Ci staruszkowie nasi,
Do których, naturalnie,
Muszę się przyznać szczerze,
Z metryki i z wyglądu
Ja, zgadza się, należę.
Ja, emigrant w potrójnej
Postaci zakamieniały,
I renegat, i bankrut,
I staruszek zgrzybiały,
Tyle tylko, że czasem,
Ot, dla starczej zabawy
I z dawnego nawyku,
I żeby nie wyjść z wprawy,
Wezmę z kąta jakiegoś
Pokątnego autorka,
Jakiegoś Szczypiórskiego,
Szczypiórka czy Szczypiorka,
I dobrodusznie – bo choćbym
Złośliwie chciał, to nie mogę –
Zamiatam nim parę razy
Emigracyjną podłogę.