Lipiec-najbardziej lubelski z miesięcy. 

(Fot. Lena Warsz; lipiec 2022)

Pierwszego dnia tego letniego miesiąca AD 1569 w mieście nad Bystrzycą podpisano akt połączenia Królestwa Polskiego z Wielkim Księstwem Litewskim znany pod nazwą Unii Lubelskiej. 22 lipca 1944 ogłoszono Manifest PKWN, dający początek tzw. Polsce Lubelskiej. Pięć lat później, 3 lipca, w miejscowej katedrze miał miejsce „cud lubelski”. 8 lipca 1980 w zakładach miasta i regionu wybuchły strajki, które przeszły do historii jako „ Lubelski lipiec”. To właśnie w noc pierwszej lipcowej pełni Księżyca z lubelskiej Wieniawy wyrusza na miejski szlak czechowiczowski Wędrowiec. I tak się składa, że akurat w lipcu, w Lublinie zaczęła się moja przygoda z historią. To tam, wtedy, po raz pierwszy i jedyny poczułem powiew Zeitgeist….

*
Początek lata 1980 roku był ciepły i deszczowy Skakałem boso z radości w kałuży na rozgrzanym asfalcie, usłyszawszy wiadomość:

-Jedziemy do Lublina!

Ja i siostra. Na wakacje, do cioci, wujka i ich synów. Czterej weseli chłopcy z ulicy Parysa: Mietek, Andrzej, Heniek i Sławek. Jak czwórka z Liverpoolu, której plakat wisiał w ich pokoju. To dzięki im poznałem Johna, Paula, George’a i Ringo. Oraz inne rzeczy jakie chłopak wiedzieć powinien: że najlepsze motocykle to japońskie, że Honda prześciga Kawasaki a najlepsze ze wszystkich jest Suzuki. Złote lato 1980. Dwójka trzynastoletnich rówieśników- siostra Jola i najmłodszy z czwórki Sławek wraz ze mną- siedmioletnim „ogonem”- buszowaliśmy po sennym mieście. Pieszo, autobusem MPK lub bardzo intrygującym i bardzo lubelskim skrzyżowaniem autobusu z tramwajem-trolejbusem. Przeważnie zatłoczonym co wywoływało scysje między podróżnymi oraz bywało źródłem komicznych sytuacji, subtelnie ironicznych skeczów godnych „Kabaretu Starszych Panów” czy Teatrzyku Zielona Gęś:- jak przystało na miasto bardzo kulturalne i uniwersyteckie:

Pasażer I
-Gdzie się pan pchasz na chama?
Pasażer II
-Najmocniej przepraszam, taki tłok, że nie poznałem…

lub dosadnych, rabelaisowskich, chłoporobotniczych,-jak przystało na stolicę Polski Ludowej ;

Kierowca
(gwałtownie hamuje)
Pasażer
-Panie, coś pan!? Ludzi wozisz czy bydło?!
Kierowca
-A co? Ryj se pan potłukłeś?!

Najeździwszy się do syta poszliśmy do kina „Kosmos”. Który film wybrać? Poranek dziecięcy za głupi dla nastolatków, na modnego „Człowieka z marmuru” za głupi ja. Chcąc nie chcąc-wybór dokonał się sam-komedia kostiumowa „Ojciec królowej”-w sam raz dla wszystkich. Tuż po wyjściu z kina usłyszeliśmy sensacyjną wieść:

– Strajk! Świdnik stanął! Kraśnik i Puławy też! Nie kursuje MPK!

Strajk. Krótkie, obce słowo. Polubiłem je od razu bo z jego powodu nasz pobyt w Lublinie nieoczekiwanie się przedłużył. Zyskując dodatkowy czas na włóczęgi po mieście staliśmy się pierwszymi mimowolnymi beneficjentami robotniczego zrywy, poprzedzającego „karnawał >>Solidarności<<„ Zapanowała atmosfera ogólnej euforii, niezmącona przerwami w zaopatrzeniu. Do naszego węglińskiego Samu z rzadka przyjeżdżała zastępcza ciężarówka z zaopatrzeniem. Niestety-PKS wkrótce zakończył swój protest i przyszedł dzień powrotu. Ponieważ MPK strajkowało nadal ,na dworzec PKS wiózł nas autobus zorganizowanej naprędce zastępczej komunikacji, w którym jakiś korzystający z jej dobrodziejstw pasażer wyzywał kierowcę od łamistrajków. Dotarłszy z Węglina na Podzamcze usiedliśmy we trójkę na połamanej ławce. U kamiennych stóp Zamku i obutych w spiżowe kamasze stóp Bolesława Bieruta. Sławek na pożegnanie kupił w kiosku plastikowego misia, którego okrągły korpus wypełniały słodkie groszki a brzuszek zdobiło pięć kółek olimpijskich i napis „MOCKBA 1980”. Kiosk był jeszcze dobrze zaopatrzony, choć coraz częściej dorośli powtarzali inne obce słowo: „kryzys”. Brakowało zwłaszcza wędliny. Przyczynę niedoboru mięsa w kraju hodowców trzody chlewnej upatrywano w olimpiadzie. Nazwę papierosów „Klubowe” (które jeszcze leżały w kiosku na półce obok miśka) odczytywano jako telegram Gierka do Breżniewa :

Kolego
Leonidzie
U nas
Braki
Oddaj
Wędlinę
Ekspresem.

I czytana wspak informacja zwrotna :

Edziu
Wiesz
Olimpiada
Była
Udana
Lecz
Kosztowna.

My nie paliliśmy ale groszki pewnie zjedliśmy bo w autobusie relacji Lublin -Radzyń Podlaski bardzo chciało mi się pić. A tam po zakurzonej podłodze pojazdu turlała się soczysta brzoskwinia-to w przód, to w tył, w rytm hamowania i przyspieszania pojazdu. Miałem wielka ochotę ją złapać i zjeść ale zabrakło odwagi. Choć i tak nikt by nie zauważył. Nieliczni pasażerowie z aprobatą słuchali rzewnej pieśni, śpiewanej pijackim głosem o tym że „zwycięży orzeł biały, zwycięży polski lud…”.

 

*

Skończyła się w lipcu, skończyła w Lublinie-moja przygoda z historią. Zamiast złożyć świeżutkie świadectwo dojrzałości na jeden z dwóch lubelskich wydziałów historii; drugiego lipca 1992 roku pomyślnie zdałem egzamin wstępny na Wydział Lekarski lubelskiej Akademii Medycznej. Zdradziłem Klio dla Hygei, Tak mi się przynajmniej zdawało.

Ponieważ ona mnie nie zdradziła, nie pogniewała się i nie odwróciła ode mnie. Towarzyszyła jak wierny pies przez długie sześć lat studiów, wyzierając z zakamarków lubelskich ulic i z budynków, w których mieściły się zakłady i katedry mej Alme Matris. Indeks odbierany w dawnym budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR przy Alejach Racławickich, gdzie w dawnym gabinecie pierwszego sekretarza KW miłościwie panował Jego Magnificencja Rektor. Tajniki ludzkiego ciała poznawane w Zakładzie Anatomii Prawidłowej przy ulicy Spokojnej-w zabytkowym budynku Collegium Anatomicum, niegdyś siedzibie dowódcy SS i policji w Lublinie, organizatora i wykonawcy zagłady Żydów, osławionego Odilo Globocnika. Collegium Medicus -brzydki, betonowy budynek , jakby zawstydzony przykucnął na tyłach Placu Litewskiego o krok od Pałacu Lubomirskich, gdzie w noc listopadową z 6/7 dnia tego miesiąca 1918 roku powołano Rząd Ludowy Republiki Polskiej. Collegium Pharmaceuticum- budynek z przeszłością, o rzut beretem od Bramy Krakowskiej i Starego Miasta. Zajęcia z biochemii. mikrobiologii i epidemiologii w Colegium Maius- dawnej Jesziwie Chachmej Lublin. Wszędzie zabytkowo, historycznie, ale jakby w gościach i tymczasowo. Niezabytkowy, ahistoryczny za to nasz był „Chodźków”-niewielki kampus , złożony z kilku niskich akademików i stołówki studenckiej, przycupniętych u stóp molocha Państwowego Szpitala Klinicznego nr 4 i czechowskich górek. Skąd roztaczał się doskonały widok na miasto. Jeszcze pozbawione atrybutów wielkomiejskiej nowoczesności XXI wieku-IKEI, Airport Świdnik, CSK i Dworca Metropolitarnego, za to odwiecznie urokliwe. Miasto-kameleon: stolica kultury, i stolica prowincji; city i zarazem smętny sztetl. Przaśny jak cebularz, słodki jak „Perła’, wytrawny jak miejscowy cydr. Mój Lublin.