Czerwcowy przegląd wojsk, jaki umyślił sobie Czesław Michniewicz, wieńczył mecz z Belgią na Stadionie Narodowym. Rywalem, który zdemolował Biało-Czerwonych tydzień wcześniej w Brukseli. Rywalem osłabionym (z najważniejszych postaci zabrakło Courtoisa, De Bruyne, Lukaku i Carrasco), ale wciąż lepiej grającym w piłkę od Polaków…

Posiadanie piłki jest przereklamowane, ale grafika pokazująca czas spędzony przy futbolówce pod koniec pierwszej połowy oddawała jej przebieg (28% do 72%). Nasi piłkarze nabiegali się wczoraj. Goście zgrabnie operowali piłką, szukając szans – podobnie jak w Brukseli – graniem prostopadłych podań po ziemi. To nie działało tak dobrze, jak w pierwszym meczu, więc spróbowali górą, i powiodło się. Tielemans zagrał dokładnie między obrońców i Szczęsnego (w końcu i on wystąpił), Batshuayi uniknął spalonego (linię złamał Cash) oraz radaru Wieteski (debiutant, którego obecności w reprezentacji nie rozumiem, ale to Michniewicz jest fachowcem) i głową z bliska dał swojej drużynie prowadzenie.

Polacy mieli swoje sytuacje przed przerwą; to nie tak, że tylko biegali. Szymański strzelił nad bramką, a Zalewski obok niej. Szkoda zwłaszcza tej drugiej sytuacji, bo zabrakło naprawdę niewiele. Lewandowski inteligentnym zwodem stworzył sobie miejsce do dośrodkowania, rzucił piłkę do zamykającego akcję pomocnika Romy, a ten strzelił pasem w kierunku długiego rogu – jako się rzekło niecelnie.

Niemal całą drugą połowę Biało-Czerwoni męczyli się, próbując zabrać Belgom piłkę lub niekiedy pressingiem wymusić błąd. Nic z tych rzeczy jednak. Czerwone Diabły poczynały sobie pewnie i spokojnie, choć kilka razy zaszalał Verthongen, który zapędzał się w nasze pole karne widząc, że może sobie na to pozwolić. Aż nadeszła dziewięćdziesiąta minuta z doliczonymi przyległościami, których przebieg wzmógł pomeczowy niedosyt.

Polacy zgrabnie i szybko wyprowadzili dwie akcje, które kończył strzałami Świderski (najpierw soczysty wolej minimalnie ponad bramką; następnie strzał głową, po którym piłka trafiła w słupek). Było blisko. Przypomniała się dynamicznie kontratakująca reprezentacja z czasów Adama Nawałki (wszak na końcówkę wszedł Grosik!). Finalnie jednak wygrała lepsza drużyna.

Efekty michniewiczowej zabawy personaliami w dużej mierze poznamy we wrześniu, kiedy na zakończenie Ligi Narodów (i możliwy mecz towarzyski z Chile) selekcjoner powoła węższe grono piłkarzy. Mundial będzie się wtedy zbliżał, toteż należy spodziewać się prototypu turniejowej kadry. Oraz wyboru optymalnego ustawienia. Trójka, czy czwórka w obronie? Jeden, czy dwóch przecinaków w środku? Lewy sam, czy ze wsparciem? I tak dalej…