Odpowiedź Brzechwie

Jan Brzechwa w „Szpilkach” z połowy lutego
Ogłosił wiersz – „Gryps do Jana Lechonia”.
Choć gryps nie do mnie, lecz mnie do żywego
Tak dopiekł sarkazm wiersza i ironia,
Jak gdybym usiadł na płonące głownie.
Zaraz – wprzód wierszyk przytoczę dosłownie:

Kochany Panie Janie, piszę potajemnie,
Żeby w porę ten gryps Pan otrzymał ode mnie,
Albowiem Pańskie dobro mając na uwadze,
Wracać Panu nie radzę. Naprawdę, nie radzę.

Tu życie nie dla Pana. Bo czyż wiarę Pan da,
Że gorzej tu, niż głosi wasza propaganda?
W Łodzi nie ma nikogo. Wszyscy na zesłaniu.
ja, z garstką literatów, na twardym posłaniu
W łachmanach i w kajdanach, Z „pepeszą” przy mordach,
Za karę oglądamy nowe filmy Forda.

Głowy mamy golone. Nasz pokarm jedyny
To z łebków emigranckich przysłane trociny.
Milicjanci nas łapią i pod chloroformem
Każą pisać do „Szpilek” i chwalić reformę.
Światło, wodę – od dawna skasowano w Łodzi,
Do kościoła, rzecz prosta, nikt dzisiaj nie chodzi.
Bo tam żandarm sowiecki, przebrany za księdza,
Każdego, kto się zjawi, na Sybir wypędza.
.. .. .. .. .. .. .. .. .. .. ..
.. .. .. .. .. .. .. .. .. .. ..

U nas, jeśli do baru kto wejdzie na wódę,
Od razu wpada konny oddział NKWD,
By gościa, jego żonę i ojca i matkę
Całkiem nagich traktorem wywieźć na Kamczatkę.
W knajpach pełno befsztyków, rumsztyków, kotletów,
Podają je oprawcy na ostrzach bagnetów –
Nim się człowiek obejrzy, ma bagnet w żołądku.
A ryby? Po żydowsku!!! Od piątku do piątku!

Mikołajczyk przemawia, lecz podczas przemowy
Ma lufę pistoletu przytkniętą do głowy,
Poczem go się pakuje za kolczaste druty,
Gdzie czeka nań już Kiernik w kajdany zakuty.

Takie to u nas życie, drogi Panie Janie,
Zatem lepiej dla Pana, jeśli Pan zostanie.
A gryps ten proszę spalić! Tuwim jest uparty!
I na pewno pomyśli, że to tylko żarty.
A mnie… Pan sam rozumie: postawią „pod ściankę” –
Rozstrzelają, powieszą i zrobią rąbankę.

* * *

Lechoń daleko. Ja bliżej, po drodze.
Lecz Lechoń zdąży odpisać niebodze,
Niech mi pan Brzechwa za złe nie policzy,
Że ja się włączę do tej konwersacji.
Gryps, acz nie do mnie, wszystkich nas dotyczy,
Wszystkich poetów polskiej emigracji,
Którym do kraju tęskno – a nie śpieszno,
Chociaż pan Brzechwa z ironią prześmieszną
Wykpiwa, szydzi, w parodię obraca,
Że nasza „Greuel-propaganda” – bzdura,
Kiep, kto nie wraca, i tchórz, kto nie wraca,
Żeby pracować w narodzie, z narodem,
Kiedy już w kraju pełna wolność pióra,
Sumienia, prasy – najlepszym dowodem
„Szpilki”! Satyra, swoboda, odwaga,
Nieskrępowanie, z jakim tam się smaga
Sanację, faszyzm, warszawskie powstanie,
Armię Krajową i W Brytanię,
Turka nie Turka i Persa nie Persa,
Komorowskiego, Maczka i Andersa,
Arciszewskiego, starego landlorda,
Ba, nawet filmy pułkownika Forda!…
A my tu w strachu. że w kraju tortury,
Że NKWD, że ucisk cenzury,
Że tam kościoła nie ma, ni befsztyka,
Światła, humoru, wódy ani wody,
A patrzcie – „Szpilki”: Dowody swobody,
Bo nie krępują Brzechwy satyryka!…
*
Panie poeto, co w kraju Traugutta,
Okrzei, Ziuka i księdza Skorupki,
Stajesz w obronie jakiegoś Bieruta,
Wykpiwasz wrogów jakiegoś Osóbki
I to ci starcza za wolność! I taka
Twoja poety duma i Polaka –

Drwisz z emigracji, że ~ was i sznycel,
I kościół pełny, i już w szafie kiecki.
A nasza groza – że sowiecki szpicel
Węszy po kraju. że żołdak sowiecki
Butami depce krwawy bruk Warszawy,
I że to znaczy: ” Triumf słusznej sprawy”.

Jeśli tam wolność sumienia i słowa,
Jeżeli taka odwaga cywilna,
Napisz – co myślisz o Polsce bez Lwowa?
Napisz- co myślisz o Polsce bez Wilna?
Ten tylko temat nas wszystkich obchodzi.
O tym bym pisał, gdybym też był w Łodzi.

Wolność sumienia? Niech pan nas przekona!
Wolność poezji, wśród wolności mnóstwa?
Niech pan napisze, że linia Curzona
J es t linią zdrady i linią oszustwa,
Z którym się nigdy nikt żywy nie zgodzi!
Bo ja bym pisał tak, gdybym był w Łodzi.

Prawem poety, z poety swobodą –
Jeśli ci nikt tam swobody nie broni –
Napisz, że polskiej wierności nagrodą
Jest krzywda taka, że gdy wspomnieć o niej,
Pióro rwie rękę, samo ręką wodzi –
Ja bym tak pisał. Dlategom nie w Łodzi.

Bo jednak – czujesz, jak każdy z nas czuje,
Komu w rękę los dał pióra ostrze?
Jeśli nie czujesz – to ci gratuluję.
Jeśli nie śmiesz – to ci nie zazdroszczę.
Lecz nie kuś, by się kto wracać ośmielił
I z tobą podłość albo hańbę dzielił.

Różne bywają w świecie demokracje.
Nie wierzysz w naszą- to mi waszej dowiedź.
Twój wiersz, na całą polską emigrację
Dziś ja rozgłaszam – jeśli mą odpowiedź
Z kolei wasze przedrukują „Szpilki”,
Oświadczam: Wracam, nie czekając chwilki.

Słowo się rzekło, stanęła umowa.
Lecz jeśli wam się nie uda zamiana –
Pisz, łódzką ciesząc się wolnością słowa,
„Satyry na prezydenta Trumana”.
Ale się nie pchaj z nędzną swą ironią
Do tych, co ciebie – choć wbrew tobie – bronią!