Dzień siódmy, czyli stare upierdliwe Atletico

Diego Simeone przyjechał na Old Trafford z planem, który realizował wielokrotnie w ciągu ostatniej dekady. Chodzi o obrzydzenie futbolu rywalowi, neutralizację jego największej gwiazdy, wyprowadzanie kontrataków, kiedy jest to możliwe. Nie ma drugiej tak pięknie brzydkiej drużyny, jak Atletico Madryt.

A dzięki temu, że zawsze grają w niej znakomici piłkarze, ta ekipa jest w stanie najpierw ustawić sobie wynik. Oczywiście, przewagę od początku meczu miał Manchester United, ale goście się odgryzali. Nie wiadomo, co byłoby z planem Simeone, gdyby Elanga, zamiast trafić w Oblaka, otworzył wynik. Za to Atletico wysłało ostrzeżenie, ale gol Felixa nie został uznany (spalony). A za ostrzeżeniem poszedł cios. Dośrodkowanie Griezmanna zamknął, samotnie wbiegający w pole karne, Renan Lodi. Potem mecz przebiegał prawie zupełnie według planu Cholo.

Gospodarze cierpieli w drugiej połowie. Starał się Cristiano Ronaldo, który dopiero co rozegrał wielki mecz w Premier League przeciwko Tottenhamowi, ale niewiele mu wychodziło. Nie oddał nawet strzału, irytował się. Próbowali Fernandes (z dystansu) i Varane (głową), ale Oblak był jak zwykle dobrze dysponowany. Im bliżej końca meczu, tym United byli coraz bardziej bezzębni. Nie mogli awansować, bo bez pomysłu się nie da.

DNA Atletico przyniosło sukces. W odróżnieniu od DNA Ajaksu Amsterdam…

Zabrakło szczęścia, choć gospodarze stworzyli sobie dużo okazji, by mu dopomóc. Benfica broniła się momentami rozpaczliwie, ale skutecznie. Do tego mądrze, bo kiedy któryś z rywali stawał oko w oko z bramkarzem, to już będąc na spalonym. Można było zaobserwować, jak linia defensywy gości płynnie się przesuwa. Ajax klepał, ale też próbował dośrodkowań. Strzelał z daleka, ale też próbował wejść z piłką do bramki. Wszystko na nic.

Andre Onana wrócił niedawno do gry, po karze za stosowanie dopingu. Nie było go od roku na boisku, i to widać. Ani w klubie, ani w reprezentacji Kamerunu (przeciętny w PNA na krajowych stadionach) nie jest pewnym punktem. Teraz zawalił rewanż z Benficą. Wychodząc do dośrodkowania nie obliczył, że piłka jest w zasięgu atakującego Darvina Nuneza. Urugwajczyk uprzedził bramkarza Ajaksu i strzałem głową wykończył jedną z bardzo nielicznych akcji drużyny.

Zapewne każdy będzie chciał wylosować w ćwierćfinale Benfikę. Atletico – tradycyjnie – nikt nie chce spotkać.

Dzień ósmy, czyli sankcje na Chelsea, klątwa na Juventus

Juventus ruszył od początku. Po zmianie przepisów, wyjazdowy bramkowy remis nie stawiał go w roli uprzywilejowanego. Sam Vlahović miał w pierwszej połowie trzy (no, może dwie i pół) sytuacje do otworzenia wyniku. Stara Dama była żywiołowa, zdecydowana, niekalkulująca. Tylko wpaść nic nie chciało…

Po przerwie gospodarze grali gorzej, goście bronili lepiej; coraz więcej wskazywało na dogrywkę. Aż nastał ostatni kwadrans, który pokazał, jak ważnymi w dalszym ciągu postaciami w Juve są Bonucci i Chiellini. Najpierw był faul w polu karnym Ruganiego, który podstawił nogę wyrzucającemu się ku końcowej linii Coquelina. Do jedenastki podszedł Gerard Moreno, który już raz nie wykorzystał takiej okazji, stając oko w oko z Wojciechem Szczęsnym (EURO 2020). Tym razem trafił, choć Polak miał piłkę na rękawicach. Potem był błąd defensywy Juve w kryciu przy rzucie rożnym, z którego skorzystał Pau Torres. Zaś na koniec, tuż po wznowieniu gry, piłkę stracił Danilo. Strzał Danjumy zablokował ręką De Ligt i Szymon Marciniak znów wskazał na wapno. Karnego skutecznie wykonał właśnie Danjuma. Wyjątkowa niefrasobliwość turyńskiej obrony…Juventus trzeci raz z rzędu odpada na tym etapie.

Żadna z hiszpańskich drużyn nie była faworytem swojej pary. Do ćwierćfinału awansowały wszystkie!

Chelsea Londyn ma swoje problemy, związane z osobą jej właściciela, Romana Abramowicza. Oligarcha przez wiele lat był zaufanym człowiekiem rosyjskiego dyktatora, który bestialsko zaatakował Ukrainę. W związku z tym Abramowicz postanowił sprzedać klub. Sankcje jednak zostały nałożone. Konto bankowe Chelsea zostało zablokowane, sprzedaż biletów na mecze i pamiątek zawieszona. Klub ma zakaz transferowy, wisi nad nim też widmo odejścia wielu piłkarzy. Póki co jednak, Chelsea gra w piłkę.

I to tak, jakby tych problemów w ogóle nie było. Pewne zwycięstwo w pierwszym meczu z Lille w Londynie nakazywało przypuszczać, że w rewanżu The Blues będą chcieli w miarę spokojnie przypieczętować awans. I tak w istocie było.

Bo nawet, kiedy gospodarze zbliżyli się do wyrównania stanu dwumeczu, obejmując prowadzenie golem Yilmaza z karnego, to Chelsea wrzuciła wyższy bieg, bardzo szybko uzyskując remis. W drugiej połowie mistrzowie Francji mieli jedną „setkę”, gdy Xeka trafił w słupek, na co Chelsea odpowiedziała trafieniem zamykającym mecz.

W Lidze Mistrzów nie ma już drużyn włoskich i francuskich. Ale jest jeszcze jeden Polak – ten co zawsze.