Długo to trwało. Prezes Cezary Kulesza rozmawiał z Adamem Nawałką, Fabio Cannavaro, Andrijem Szewczenką, Janem Urbanem. Przez media przewijały się nazwiska wielu innych trenerów. Selekcjonerem reprezentacji Polski został Czesław Michniewicz.
Decyzja zapadła miesiąc po pożegnaniu Paulo Sousy. Portugalczyk dostał ofertę z Flamengo Rio de Janeiro i, nie wahając się, postanowił porzucić Biało-Czerwoną kadrę. Piłkarską Polskę opanowało oburzenie, któremu trudno się dziwić. Sousa to najemnik, obcokrajowiec, człowiek niezwiązany emocjonalnie z Orłem na piersi, ale to nie usprawiedliwia niehonorowego podejścia. To już jednak za nami, polskiej piłce odejście Sousy wyjdzie tylko na dobre.
Michniewicz to pracowity szkoleniowiec. Poświęca dużo czasu na robotę „pozatreningową”: analizę gry własnej drużyny, rozpracowywanie przeciwnika. Przed najbliższym wyzwaniem reprezentacji ten drugi czynnik może mieć decydujące znaczenie. Z całą pewnością Michniewicz już teraz jest w trakcie „czytania” Rosjan.
Analizując zawodową drogę nowego sternika kadry doszedłem do wniosku, że – na dzień dzisiejszy – jest on lepszym selekcjonerem, niż trenerem klubowym. Jego największe sukcesy to mistrzostwo Polski z Zagłębiem Lubin w 2007 roku i puchar kraju z Lechem Poznań w 2004. Czyli dość dawno temu. Potem bywało różnie, Michniewicz pracował w kilku klubach i nie szło mu nadzwyczajnie. Był trenerem z karuzeli, jednym z wielu.
Przełomem okazała się nominacja na opiekuna młodzieżowej reprezentacji Polski kilka lat temu. Michniewicz wyselekcjonował grupę piłkarzy, która najpierw w barażach (Portugalia), następnie w mistrzostwach Europy (Belgia, Włochy) potrafiła niespodziewanie pokonywać faworytów. Łomot od Hiszpanów w trzecim meczu turnieju pokazał, że zespół i trener mają swoje ograniczenia. Natomiast na pewno ich nie dyskwalifikował.
Ostatnim miejscem pracy Michniewicza była Legia Warszawa. Nie umieściłem mistrzostwa Polski zdobytego z „wojskowymi” wśród największych sukcesów trenera – tytuł to na Łazienkowskiej niemal obowiązek. Nie deprecjonuję oczywiście faktu, że Michniewicz osiągnął to z dużym spokojem. Ale żadna to sensacja, w przeciwieństwie do mistrzostwa z Zagłębiem. Później wiele rzeczy poszło nie tak…
Legia awansowała do fazy grupowej Ligi Europy, co w naszej futbolowej rzeczywistości jest dużym sukcesem. Pierwsze dwa mecze (ze Spartakiem i Leicester) potwierdziły łatkę „zadaniowca”, którą ongiś Michniewiczowi przypięto. Legia niespodziewanie wygrała oba spotkania, przede wszystkim dzięki sposobowi opracowanemu przez trenera. Jednocześnie jednak zespół kompromitował się w ekstraklasie. Przegrywał gdzie i z kim popadło. Głośno było o tarciach między prezesem Dariuszem Mioduskim a Czesławem Michniewiczem. Trener żalił się, że zarząd nie konsultuje z nim wzmocnień. Niestety, źle wyglądała cała drużyna, a nie tylko nowi zawodnicy…
Kadra, którą dysponowała Legia jesienią, powinna wystarczyć na godną postawę w Europie i kontrolę sytuacji w słabej ekstraklasie. Problem w tym, że nowi zawodnicy wybierali sobie mecze, w których będą dawać z siebie wszystko, w pozostałych często pozorując zaangażowanie. Za to odpowiedzialność spada na amatorski zarząd Legii pod wodzą Mioduskiego. „Starzy” natomiast zostali kiepsko przygotowani do sezonu. I tutaj winę ponosi Michniewicz.
Przepaść dzieląca wierchuszkę i trenera musiała skutkować zwolnieniem tego drugiego. Czy słusznym? Wiosna w wykonaniu Legii będzie częściowo odpowiedzią. Minął kwartał i Czesław Michniewicz został selekcjonerem reprezentacji Polski.
Jak grają drużyny prowadzone przez tego trenera? Mało atrakcyjnie. Nie jestem zwolennikiem takiego stylu. Nawet Legia, najsilniejszy przecież zespół w Polsce w poprzednim sezonie, długimi fragmentami grała asekuracyjnie, mimo braku poważnej konkurencji (od biedy można za taką uznać Raków Częstochowa, prężący muskuły przez większość rozgrywek). Michniewicz nie należy raczej do odważnych trenerów. Jest za to pragmatyczny.
„Najważniejsza jest defensywa” – to akurat powie każdy trener, nawet Guardiola. Oglądając drużyny Czesława Michniewicza można czasami odnieść wrażenie, że wyłącznie defensywa jest ważna. Nie chcę jednak robić z niego „murarza”, bo jego Legia – obok fragmentów bezpiecznego grania – miewała także momenty przyjemnej dla oka gry (schyłek jesieni 2020 i początek wiosny 2021). Przygotowanie zespołu do sprawnego kontrowania też jest dużym wyzwaniem.
A reprezentacja Polski to nie jest drużyna wirtuozów. Mamy jednego artystę, jednego nieszablonowego (choć w kadrze nieregularnego) rozgrywającego i wielu solidnych wyrobników wokół. Z tego będzie lepił Michniewicz. Miałem wątpliwości odnośnie takiego wyboru. Czesław Michniewicz nie jest moim zdaniem najlepszym polskim trenerem, ale – zwłaszcza w obliczu barażów – jest w tej chwili najlepszą opcją na selekcjonera kadry.
Adam Świć: Komentarze teraz nie mają większego znaczenia. Michniewicz albo urośnie po barażach, albo zgaśnie już na początku przygody z reprezentacją. Uważam go za dobrego fachowca i byłem zdania, że to on powinien zostać trenerem po Nawałce, a nie Jerzy Brzęczek. Jedno jest pewne – od Sousy będzie lepszy. Słaby jednak i zdecydowanie za długi był ten proces wybierania trenera. No ale to już nie wina Michniewicza.
Ciekawostka: Czesław Michniewicz urodził się w moim ukochanym białoruskim miasteczku: Bierezowce nad Niemnem.
Jakub Hapka: Jako sympatyk Legii mam do nowego „Narodowego” sentyment, choć jego pożegnanie z klubem przy Łazienkowskiej było bardzo gorzkie. Wybór prezesa PZPN-u postrzegam jako optymalny. Inny kontrkandydat – Nawałka za długo pozostawał „poza grą”. Może faktycznie nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki? Wielu z nas pamięta powrót Piechniczka.
Piłkarska opinia publiczna domagała się Polaka. Kolacje z Cannavaro czy (rzekome) telefony z Szewczenką tylko odwracały uwagę, były efektownymi fajerwerkami, z których nic nie wynikało. Jestem ciekawy sztabu Cześka – to równie ważne jak osoba selekcjonera. Michniewicz to dogłębna analiza rywala, autentyczna charyzma i reprezentacyjne przetarcie w młodzieżówce, z której wycisnął więcej, niż ktokolwiek oczekiwał. Zasługuje na kredyt zaufania.