Przewróciłeś mój uporządkowany świat o sto osiemdziesiąt stopni w czasie jednej chwili. Tak bardzo mnie zaskoczyłeś. Podobno z biegiem lat, gdy poznajemy partnera, staje się to niemożliwe. A pomyślałeś co ze mną? Co z nami?
Czy te wszystkie lata spędzone razem nie liczą się? Dobrze, że nie mamy dzieci. One cierpiałyby w tym układzie najbardziej. Byłeś dla mnie mężem idealnym. Jednak w tej sytuacji… Musimy się rozwieść. Zresztą jak sam to ująłeś, nie chcesz więcej okłamywać ani mnie, ani siebie. Nas już nie ma. To tak bardzo boli. Czuję się oszukana. Czy zdradzona? Hm… Dobre pytanie. Chyba nie. Może trochę zazdrosna. Okazuje się, że przez ten wspólnie spędzony czas żyłam ułudą, nie poznałam cię wcale. Czy tak dobrze się kamuflowałeś? A może sam siebie nie znasz, nie wiesz czego tak naprawdę chcesz od życia?
Pamiętasz, jak się poznaliśmy? To było późną wiosną. Siedziałam z koleżankami na ławce w parku. Śmiałyśmy się. Wszystkie wystrojone w białe bluzki i czarne spódnice. Byłyśmy szczęśliwe, bo właśnie napisałyśmy nasz ostatni egzamin maturalny. Cieszyłyśmy się wolnością. Stałyśmy na progu dorosłości, magicznego wieku osiemnastu lat. I właśnie wtedy, w tym parku pojawiłeś się ty. Wysoki, szczupły, z wysportowaną sylwetką, sprężystym krokiem i burzą kręconych, ciemnych włosów. Obok ciebie dwóch kumpli. Nie pamiętam, jak wyglądali. Też byliście odświętnie ubrani, też po egzaminie. Wtedy spojrzałeś na mnie orzechowymi oczami i uśmiechnąłeś się.
– Taki piękny dzień. Urocze koleżanki. Możemy się dosiąść? – cały czas wpatrywałeś się we mnie.
Czułam, że czerwienieję, że robi mi się gorąco. Nie odpowiedziałam nic. Za to Ewka, która zawsze była najodważniejsza z nas wszystkich zaproponowała, że może się przejdziemy, skoro taki piękny dzień. Wstałyśmy z ławki i razem z wami szłyśmy alejką. Zrobiło się jeszcze weselej. Dowiedziałam się, że masz na imię Tomek. Moje serce przyspieszyło. To była fascynacja tobą. Taka przez duże „F”.