Kiedyś matka, tak ni z gruchy ni z pietruchy, mówi mi, że jak współmałżonek dopuści się zdrady małżeńskiej, to ma się do niej nie przyznawać tylko wziąć cały ciężar tej zdrady na własną klatę i z tym żyć. Pamiętam, że szliśmy ulicą Jatkową i że miałem wtedy z 10 lat. Nie wiem, co ją naszło, ale widać, że wybrała idealny moment na przekazanie mi tej mądrości życiowej, skoro pamiętam o tym do dziś – po czterdziestu latach. Tylko rodzona matka tak potrafi człowieka urządzić.