Starzec widział jak z każdym dniem Adam i Kagan, pomimo tego, że nie znają wspólnego języka, dogadują się coraz lepiej. Ruszyli w kierunku lasu. Byli zmęczeni, lecz istniała obawa, że mężczyźni na koniach wrócą. Zaczęło się ściemniać.

Staruszek zatrzymał się i powiedział:

– Tu dziś przenocujemy.

– Między drzewami? – zapytał Adam.

– Spójrz głębiej, między drzewa. – Uśmiechnął się mężczyzna.

Obaj chłopcy z całym dobytkiem podjechali bliżej drzew i podążyli za wzrokiem staruszka. Dojrzeli sporej wielkości szałas.

– Sprytne, dziadku. – Adam przywiązał do drzewa konie i poszedł obejrzeć ich nowy dom. Gdy wszedł do wnętrza zrozumiał, dlaczego staruszek kazał zabrać tylko ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy. – Tyle lat z tobą mieszkam i nigdy tego miejsca nie widziałem.

– Bo dotychczas tylko ja miałem o nim pojęcie. No i może jeszcze niedźwiedzie.

– Niedźwiedzie?

– Zdarzało się, że głodne zaglądały, czy aby nie mam miodu. Nigdy nie wyrządziły mi krzywdy, w przeciwieństwie do niektórych ludzi.

Od tego wieczora szałas stał się ich nowym domem. Żyli we trzech jak dotychczas. Adam traktował chłopaka jak brata i uczył go nowych słów. Dzięki temu z czasem mogli się coraz lepiej rozumieć. Starzec także był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Nigdy nie myślał, że dane mu będzie cieszyć się wnukami, a tymczasem miał ich aż dwóch. Często uśmiechał się patrząc na nich. Podczas wędrówek po zioła zachodził czasem tam, gdzie stała jego stara chata. Zerkał ze smutkiem w to miejsce. Zastanawiał się nawet nad odbudowaniem jej, gdyż zbliżała się zima, lecz dopóki nie poznali tajemnicy Kagana, musieli się liczyć z tym, że mężczyźni na koniach wrócą. I wtedy nie skończy się na podpaleniu mienia. Czasem żałował, że nie wypytał Aysu o jej przeszłość. Czuł, że tam może się skrywać rozwiązanie zagadki dotyczące znalezionego w lesie odzianego w piękne szaty chłopaka i zbrojnych mężczyzn, którzy spalili jego dom.

Pewnego dnia, gdy staruszek zrywał owoce do suszenia z gałązek jarzębiny, gdzieś w pobliżu usłyszał rżenie koni. Polecił chłopcom schować się za pobliskimi drzewami, a w razie czego, uciekać. Sam zaś, nie przerywając pracy, czekał. Usłyszał, że ktoś ściąga lejce i konie zatrzymują się. Posłyszał też głosy należące do mężczyzn i jeden kobiecy. Spojrzał w tamtym kierunku, lecz drzewa uniemożliwiały zobaczenie czegokolwiek. Spokojnie układał w koszyku jarzębinowe korale, gdy usłyszał:

– Dzień dobry.

Tuż przed nim pojawiła się kobieta w długiej sukni.

– Aysu? – zapytał starzec patrząc na przybyłą, bo bardzo przypominała matkę Adama.

– Jest tu moja siostra? Gdzie? – Kobieta rozejrzała się wokół z nadzieją w oczach.

Starzec pokręcił głową.

– Ale jak to? Przecież pan mówił przed chwilą… – Wpatrywała się w starca uważnie.

W ich pobliżu trzasnęła gałązka. Spojrzeli w tamtą stronę. Po chwili zza krzewów wychynęli chłopcy. Adam ciągnął swego towarzysza za ramię z powrotem w stronę gęstwiny, lecz ten się wyrywał i po chwili już zarzucał zdumionej kobiecie ręce na szyję. Po chwili oboje płakali. Kagan mówił coś w swoim języku żwawo gestykulując. Starzec z Adamem przypatrywali się temu w milczeniu. Po dłuższej chwili kobieta otarła łzy z policzków i powiedziała:

– Dziękuję. Bardzo wam dziękuję. Uratowaliście życie mojemu synowi.

– Taki był mój obowiązek. – Starzec wzruszył ramionami.

– Ale nie możecie tu zostać. Zabiorę was do zamku.

– Dziękuję, ale wystarczy mi to, co mam.

– Proszę pomyśleć o wnuku. W mieście z pewnością będzie miał lepsze możliwości rozwoju, pójdzie do szkoły. – Kusiła odziana w piękne szaty kobieta.

– Przecież nie zna waszego języka.

Kobieta się roześmiała.

– W szkole mówi się w dwóch językach.

– Musicie jego zapytać. Ja się stąd nie ruszam. – Starzec zacisnął usta i odwrócił wzrok.

Adam spojrzał na niego rozczarowany.

– Ale dziadku… Jak ty sam tu na zimę zostaniesz?

– Nie pierwsza zima i nie ostatnia. Urodziłem się w tym lesie i tu chcę umrzeć.

– Ale ja proszę, chcę żebyś był przy mnie…

– Myślę, że obok naszego lasu znajdzie się dla was miejsce. I dalej pan będzie mógł się zajmować tym, czym dotychczas – powiedziała kobieta uśmiechając się i czochrając czuprynę Kagana.

– Dziadku, proszę. Przecież jeśli ci się nie spodoba, to będziesz mógł tu w każdej chwili wrócić.

– To prawda. Dopilnuję tego osobiście – powiedziała kobieta i nagle zamarła w pół słowa. – Skąd masz ten naszyjnik?

– Od mojej mamy – odpowiedział powoli Adam robiąc krok do tyłu. Przypomniał sobie tych mężczyzn, którzy spalili ich dom i zaczął się zastanawiać, czy dziadek nie ma racji, nie chcąc się przenosić. Może w mieście czai się tylko zło?

– Aysu? Twoja mama to Aysu?

Adam skinął głową.

-W takim razie jesteśmy rodziną. Aysu to moja siostra. Zostałyśmy rozdzielone po urodzeniu. Tylko chłopcy uważani byli za godnych życia. Nasza mama zostawiła ją na skraju wioski. Całe życie tego żałowała. Jej tajemnicę znam tylko ja. Założyła Aysu na szyję amulet, który miał ją chronić przed złym wzrokiem. Ja miałam taki sam. Gdy urodził się Kagan, założyłam go na jego szyi. Widzę, że Adam ma taki sam. Tylko ten Adama wciąż błyszczy swoim blaskiem, a niebieskie szkiełko mojego syna pękło. To znaczy, że ma wrogów, że ktoś mu bardzo źle życzy. Muszę wprowadzić zmiany w swoim państwie. Wysłałam mężczyzn, by go znaleźli, a okazuje się, że chcieli go zabić, a wam zniszczyli dom. Mam obowiązek wam pomóc.