Czy do wilków strzelać czy nie strzelać, oto jest pytanie. Oczywiście, że strzelać, wszak to wilk pożarł Czerwonego Kapturka i Babcię, i zapił je winem z koszyczka. Pytanie, kto miałby to robić, no bo przecież nie myśliwi, których wyjęła spod prawa pani Holland. I inne panie. W normalnym życiu, gdzieś na jakiejś innej planecie, w innej galaktyce, do wilków strzelają sami zainteresowani przeżyciem konfrontacji z głodną watahą – ludzie pracujący w lesie albo mieszkający w pobliżu. Bo tam prawo do posiadania dubeltówki jest czymś zwyczajnym; tylko u nas to kosmiczna niedorzeczność. No, nie taka znowu kosmiczna – kiedyś 600 strzelb myśliwskich wystarczyło, żeby potańczyć z ruskim okupantem. A wtedy jakoś i wilki nikomu nie przeszkadzały… Niestety było to dawno i nieprawda. Kto wie, może jednak warto spróbować i poświęcić ze dwa-trzy chore (albo nielubiane w stadzie) osobniki, żeby u nas służba zdrowia wróciła do normy, i legislacja, i podatki, i cała reszta. Sorry, basiory…