„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”
* * *
Kiedy tak ciągle łażę po różnych krzakach. chłodzę się w cieniu rozrośniętych i zdziczałych żywopłotów – myślę sobie nieraz, że widok powieszonego w tej gęstwinie patyczka na sznurku albo, co gorsza, martwego wróbla – jak w „Kosmosie” Gombrowicza – spowodowałby u mnie dosyć porządny i rozległy zawał serca.
* * *
Ale żadnych dziwnych i tajemniczych znaków nie ma. Jak dotąd. Milczy Pan Bóg, milczy Wszechświat, miejscowa przyroda ożywiona, a zwłaszcza nieożywiona, oczywiście też. Nawet lis, którego przed chwilą nakarmiłem wnętrznościami sporego karasia, też mnie olewa.
* * *
„A gdyby tak” – …pomyślał… I wcale nie musiał tej myśli sobie w głowie dopowiadać, bo takie dopowiadanie to typowo powieściowy chwyt. Był tutaj sam, więc po cholerę miał kończyć. I tak wiedział, o co chodzi.
Po prostu któregoś gorącego czerwcowego dnia zatęsknił za piwem. Nie było wyjścia: trzeba zrobić samemu. „Ale skoro Prasłowianie dawali radę…” – pomyślał po raz drugi. I zasnął na zacienionej trawie.
Kiedy się obudził, pamiętał te myśli, ale drzemka wygładziła ich kontury i cała rzecz nie wydawała się już taka pilna.
„Jest czas…”.
* * *
Miał dookoła miasta kilka punktów obserwacyjnych. To były miejsca, gdzie jeszcze nie było żadnych objawów, ale dobrze widać było stamtąd zabudowania i linie dróg położonych już za „granicą”. Objeżdżał je rowerem i patrzył przez lornetkę.
I nigdy nic. Żadnego ruchu, nawet firanki w oknie, żadnego dymu z komina, żadnego pojazdu na szosie. Od czasu do czasu tylko pokaże się jakieś zwierzę, przeleci ptak.
* * *
Wiosną przy rzece, na brzegu lub na płyciznach, zalegały gałęzie – niewykorzystane zimowe zapasy bobrów. Niektóre z nich – duże, dziwnie powyginane i ogryzione z kory – przypominały wykopane z wiecznej zmarzliny kły mamutów.
* * *
To wszystko, choć oczywiście absolutnie dziwne i raczej nie do ogarnięcia rozumem, nie miało w sobie za grosz grozy i dramatyzmu. No, może pomijając pierwsze dni i tygodnie, kiedy to naprawdę się bałem.
Jest zwykłe, swojskie, teraz już prawie normalne, nudne i przewidywalne. Po tych paru latach apokalipsę zastąpiła rutyna, a metafizykę codzienność.
Boże broń, nie narzekam…!
* * *
Jak to przepięknie ujął Kisiel: „To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać…”
CDN…
zdj.: Tomasz Młynarczyk