Jakoś tak to było po stanie wojennym – ojciec zaczął pędzić bimber w mieszkaniu a, żeby zamaskować charakterystyczny zapach, stosował radziecki odświeżacz powietrza, który nazywaliśmy „kucharzem”, bo miał kucharza na etykietce. Nie wiem, skąd się u nas wziął ten „kucharz” – w sensie: jak do nas trafił ze Związku Radzieckiego, ale mniejsza o to.
No i wkrótce po jego zastosowaniu już wszyscy sąsiedzi w bloku wiedzieli, że mamy i bimber i ruski aerozol. Ale nikt pary z gęby nie puścił. Ciekawe dlaczego? Musieli mieć lepsze odświeżacze. Pewnie z Pewexu…