– Ciągle jesteś w niej zakochany, ale to minie synu. Nie dla ciebie to wodne stworzenie – spostrzegła mama.


– Potrzebujesz kobiety z krwi i kości, jak twoja matka, a nie jakiejś ułudy, która znika w falach i dręczy cię czekaniem – tłumaczył tata.

– Może i macie rację. Ale ja ją kocham.

– Omamiła cię swoimi sztuczkami, jak tylko syreny potrafią. Zaczarowała cię. To nie jest prawdziwa miłość. Synu, znam na to jedno lekarstwo – mówiąc to ojciec wstał od stołu i wyszedł z chaty.

Matka przytuliła Tadzika i poleciła mu iść spać. A nazajutrz całą trójką, odświętnie ubrani, poszli na drugi koniec wioski, by poznać Bystrą – piękną brunetkę o kobiecych kształtach, zielonych oczach, ustach jak maliny, a do tego pracowitą i zaradną. Ojcowie dogadali się i wkrótce miał odbyć się ślub młodych.

Oczywiście nikt o syrenie nie wspominał i została ona tylko wspomnieniem Tadzika i jego rodziców.

Niedługo po tym odbyły się zrękowiny, a potem wesele, na które zaproszono całą wieś. Tańce trwały do samego rana, a muzyka grała tak głośno, że słychać ją było nawet po drugiej stronie lasu i na dnie rzeki. Dotarła też do uszu Mei, która chciała sprawdzić, co też tak ludzie świętują. Gdy zobaczyła Tadka tańczącego z jakąś dziewczyną ubraną w białą sukienkę, zrozumiała, że została oszukana, że chłopak nie kochał jej prawdziwie, a tylko bawił się jej kosztem. Nie wiedziała, że na dnie serca była mu zawsze bliska. Często bowiem o niej myślał i tylko czas pozwolił mu zabliźnić rany. Też czuł się oszukany, bo ileż można czekać.

Gdy jest się młodym – cierpliwość nie jest najmocniejszą stroną.

A za namową rodziców, brał ślub z prawdziwą dziewczyną, która swym pięknem dorównywała syrenie, a może nawet ją przewyższała, bo była prawdziwa i biło od niej niesłychane ciepło. Tego ciepła było dane jeszcze tej nocy spróbować Tadzikowi i zakochał się w nim i nie chciał już żadnej syreny, a tylko swojej świeżo poślubionej małżonki. Szybko okazało się, że Bystra jest w ciąży. Często chodziła nad rzekę, gdzie prała ubrania i nuciła piosenki. Nie wiedziała jednak, że z drugiego brzegu rzeki przygląda jej się Mei. Patrzyła na nią zazdrosnym spojrzeniem zranionej kobiety. Dziewięć miesięcy później, urodziła się dziewczynka, która urodą dorównywała swej matce.

Tadek został szczęśliwym ojcem i od pierwszego wejrzenia pokochał swoją małą córeczkę. Szczęśliwi też byli dziadkowie, którzy wkrótce wyprawili chrzciny małej Ani, na które zaproszono całą wieś. Dziewczynka dostała mnóstwo drewnianych zabawek, srebrnych łyżeczek i buciki z delikatnej skóry. Wszyscy sąsiedzi zachwycali się jej urodą i uśmiechem. A ona rosła szybko i piękniała z każdym dniem. Przy tym była bardzo rozważna i mądra jak na swój wiek.

Tadek i Bystra byli strasznie dumni z córeczki. A że zajęć w gospodarstwie było dużo, więc mała Ania często chodziła nad rzekę z Tadkiem, który tak jak za dawnych czasów, łowił ryby. Pływała z nim łódką, małymi rączkami próbowała rozwijać sieci, lecz najchętniej siadała na piasku i bawiła się kamykami i muszelkami. Mogła je układać niestrudzenie całymi godzinami w rozmaite kolaże, które czasem przypominały domki, kwiaty, drzewa, ludzi, a często były zwykłą abstrakcją.

Rodzice zabraniali siedzieć małej Ani przy samym brzegu, ona jednak twierdziła, że nic jej się nie stanie. Codziennie w porze obiadu Bystra przynosiła Tadzikowi coś do zjedzenia i wtedy też zostawiała go z córeczką. Sama wówczas miała czas, by pocerować ubrania, zrobić porządki w obejściu lub zająć się sadem. I tak żyli szczęśliwie dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem.