„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”
* * *
Tutaj są pory roku, ale czasu nie ma.
* * *
Jakżeż zawsze mnie wkurzały idiotyczne stereotypowe powiedzonka typu „głupi ma zawsze szczęście”…! I ludzie, którzy ich używali, traktując częstokroć jak prawdy objawione, jak wytrychy do wszystkich drzwi.
Kiedy na przykład ktoś mówił: „o gustach się nie dyskutuje”, to nie miałem ochoty z nim dyskutować – tylko od razu przyjebać. A o czym fajniej się dyskutowało, jeśli nie o gustach właśnie!? I co z tego, że tę głupotę włożono już dawno temu między łacińskie sentencje. Przez to nie przestała przecież być mniej głupia.
Albo wołający o pomstę do nieba idiotyzm pod tytułem „prawda leży pośrodku”. Prawda leży tam, gdzie leży. Pośrodku bardzo rzadko albo wręcz nigdy.
Ćwok z kompleksami zawsze znalazł sobie grupę ludzi (niepodzielającej jego ćwokowatości), których mógł pogardliwie nazywać „towarzystwem wzajemnej adoracji”. I tyle. Już miał ich z głowy.
* * *
No, może tylko w zdaniu „rudy jest zawsze fałszywy” trochę racji było….
* * *
Budynek starej piekarni przy Warszawskiej był po prostu piękny, wręcz doskonały. Nie wiedział do końca na czym ta jego doskonałość polegała – proporcje, bryła, wspomnienia?
Jako dziecko bywał w niej nie raz. W tamtych czasach już na kilka tygodni przed świętami ludzi ogarniał amok przygotowań. Do świętych rytuałów należało na przykład prywatne pieczenie ciastek w państwowej piekarni. Przychodziły tam tłumy ludzi. Przyszykowane w domu, takie „z maszynki do mięsa”, przynosiło się w kartonowych pudełkach i wypiekało w chlebowym piecu. Pracownik obsługujący go, za kilka złotych, wsuwał ciastka wielką drewnianą łopatą obok bochenków chleba i pilnował, żeby się nie spaliły.
* * *
Patrzyłem sobie na to, obserwując przy okazji innych piekarzy, którzy wyrabiali ręcznie chlebowe ciasto albo wieźli piętrowym wózkiem wyrośnięte bochenki. Te wspomnienia tylko trochę przykrywa rozpylona mąka czasu.
* * *
Wtedy do świąt – czy to Wielkanocy czy Bożego Narodzenia – nikt nie podchodził „z marszu”. To było ca najmniej kilkanaście dni przy generalnym sprzątaniu: myciu okien, wiórkowaniu, pastowaniu i froterowaniu podłóg, przy wyrabianiu wędlin. I w kolejkach. Rekolekcji też nikt nie odpuszczał. Ale potem jak te święta smakowały!
* * *
Rezurekcja. Pasterka. Falujący tłum w jedynym wtedy kościele. I ta dziwna babciunia w szarym płaszczu i z chustką na głowie, próbująca jak zwykle znaleźć sobie miejsce, żeby położyć się krzyżem przed ołtarzem, deptana, popychana.
CDN
zdj.: Tomasz Młynarczyk