Przemknęło, przemignęło,
błysnęło i zgasło.
Przesunięto inscenizację,
przewinięto film.
Końcowe napisy wyświetlały się
na czyjejś twarzy i dłoniach.
Ktoś nosił krzesła,
książki, przestawiał stoły,
zbierał rekwizyty,
które trzeba było wyrzucić.
One parowały, dymiły się,
znikały i cofały.
Pewien człowiek zapisał je
kiedyś na wietrze
i teraz wracały do niego.
Wracał też sam człowiek,
pląsały znikome trawy
jego spraw.
On unosił się do góry
i patrzył jak samochody
na ulicach i piloci
w samolotach
ścigają się do śmierci,
wstępują w chmury.