Wiele słyszałem o Radzyniu. Na podstawie różnych opowiadań urobiłem sobie o mieście tym zdanie wcale niepochlebne. Nie byłem jeszcze nigdy w tej stronie Podlasia, więc mimo pewnego uprzedzenia cieszyłem się bardzo, że przeznaczenie kazało mi tam zajrzeć.

Dziesięć kilometrów drogi bitej dzieli Radzyń od najbliższej stacji kolejowej Bedlno na linii Łuków – Lublin. Przestrzeń tę, na niewielkim tylko odcinku dość uciążliwą z powodu błota i wybojów, przebywa się autobusem w przeciągu 30 minut.

Centrum miasta, po wielkim pożarze przed dwoma laty, przedstawia ruinę. Na zgliszczach powstają z wolna nowe budowle murowane, które w dużej mierze podniosą wygląd estetyczny miasta. Murowanych domów niewiele Radzyń posiada: wznoszą się one głównie przy ulicach otaczających centrum i pochodzą z nowszych czasów. Obok tych, małe, parterowe, drewniane domki, nieraz po okna zapadłe w ziemię, o podwórkach ciasnych, przerażająco brudnych, podobnie jak ich właściciele – potomkowie Izraela. Posiada także Radzyń kilka budynków murowanych, starych, z dawnych czasów, o łukowatych sklepieniach. Jeden z nich znajduje się obok radzyńskiego gimnazjum.

Ojcowie miasta dbają o rozwój handlu, wystawili po pożarze baraki, w których pogorzelcy „wagą i metrem” zarabiają na chleb powszedni. Do najpoważniejszych instytucji handlowych należy niewątpliwie Spółdzielnia Spożywców posiadająca już dwa duże domy, rozwijająca się pomyślnie dzięki energii i sumienności jej kierownika, oraz Syndykat Rolniczy.

Radzyń posiada dwa kościoły, z tych jeden jest tylko czynny. Najpiękniejszym zabytkiem miasteczka jest zamek, dawna rezydencja Potockich, obecnie siedziba starostwa, sejmiku, komisji ziemskiej itd. Tutaj również ogniskuje się życie towarzyskie inteligencji miasteczka w tzw. Klubie Towarzyskim. Rzeźby, sklepienia, ornamentacje, stare zniszczone obrazy, dawne kominki, które tyle wnosiły ciepła, radosnego nastroju, miłości i zgody do staropolskiej rodziny – wszystko to przypomina odległe czasy. Szkoda tylko, że przy odnawianiu mało dołożono starań do jak najwierniejszego odtworzenia i trwałego zabezpieczenia całości.

Od strony południowej otaczają zamek i duże stawy, łączące się z resztkami ochronnej, niegdyś szerokiej i głębokiej fosy. Z dziedzińca zamkowego, poprzez żelazną bramę, groblą wśród stawów i przez most, zapewne niegdyś zwodzony, obecnie zniesiony zupełnie, prowadziła droga w kierunku Lublina. Do zamku przylega park, niedostępny zresztą dla publiczności.

Mimo, że Sejmik Powiatu Radzyńskiego jest bardzo obciążony wydatkami w związku z utrzymaniem gimnazjum i szpitala, jednak, biorąc pod uwagę ogólny kryzys, zmniejszono znacznie budżety, a cała gospodarka komunalna (godne naśladowania), prowadzona jest pod znakiem oszczędności. Niestety ofiarą obcięć budżetowych padła Przychodnia Przeciwgruźlicza, dotychczas subsydiowana przez sejmik. Ale czegóż nie dokaże dobra wola i poświęcenie ludzi? Oto lekarz powiatowy pan dr Chomiczewski J. pracowicie już zabiega nad gromadzeniem potrzebnych funduszów. Już nawet szkoły obiecują dać na ten cel dochód z przedstawień, byle tylko pożyteczna placówka ciężki okres przetrwała. I przetrwa na pewno!

Gimnazjum koedukacyjne sejmikowe do niedawna zaliczane do kategorii B, obecnie, dzięki pełnej poświęcenia pracy dyrektora, pana Sęczkowskiego, poszczycić się może kategorią A. Ostatnia wizytacja dała wyniki zupełnie dobre, co ważniejsze, system wychowawczy, stosowany w szkole, zainteresował wizytującego, ze względu na widoczne dodatnie rezultaty. Na uwagę zasługuje, rzadko w gimnazjach spotykana, świetlica dla ogółu młodzieży, w której wolny od nauki czas, przede wszystkim sobotnie wieczory, spędzają młodzi na audycjach radiowych, grach, czytaniu pism itd. Doniosłe znaczenie ma system pracowniany wdrażający uczniów do samodzielnej pracy umysłowej. Metoda ta odgrywa pierwszorzędną rolę na studiach wyższych. Stosowana już w gimnazjum, daje niejako przedsmak pracy przyszłym akademikom, rozwija samodzielne myślenie i dociekanie. Niewątpliwie daje lepsze rezultaty niż system dydaktyczny. Gimnazjum radzyńskie, cierpiące na brak pomieszczenia, zdobyło się na pracownię fizyczno-chemiczną i humanistyczną. Bursa dla młodzieży męskiej zamiejscowej, pod kierownictwem profesora gimnazjum, pozwala na większe współżycie z nauczycielami, na skuteczniejsze oddziaływanie wychowawcze.

Narzekają trochę wychowanice i wychowankowie, że „duszą”, brać dojrzewająca (a jest tego spora gromadka, bo 17 osób) trapi się, że ją wciąż jak małych traktują i z ulgą myśli o zażywaniu swobody akademickiej. Daj wam Boże jak najprędzej – mówię – pamiętajcie jednak o mądrem, umiejętnem zażywaniu tej wolności.

Opuszczałem Radzyń z miłem wrażeniem, mimo że wiele spostrzeżeń i faktów wcale zachwytu nie wywołało. I tak czystość dużo pozostawia do życzenia, a przecież sprawa ta zależy od czynników samorządowych oraz władz policyjnych. Należałoby również park udostępnić publiczności. Autobusy nie mają pięknego zwyczaju punktualności (może to ja miałem takie wyjątkowe szczęście, że odjazd nastąpił z blisko godzinnem opóźnieniem). W końcu jednak ruszyliśmy – po godzinnem trzęsieniu autobus wjeżdżał na ulice sławnego Międzyrzeca.

 


J. Ch, O Radzyniu słów kilka, „Podlasiak”, nr 19 z 24.05.1931 r., s. 6.

Fot. Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. H. Łopacińskiego w Lublinie.