Stała na balkonie, patrząc jak kołyszą się drzewa. Delektowała się zapachem lasu. Nagle poczuła chłód, wilgoć na szyi wywołujące dreszcz, który drążył pod skórą przez długie lata. Ten pocałunek był najmocniej odciśniętą pieczątką, brzemieniem, które nosiła aż do śmierci.
Uległa, przymknęła oczy. On widział, że drży. Chwycił ją za rękę i poprowadził do pokoju. Grzmiało. Chwilę wcześniej skrywany pod szeleszczącym materiałem wstyd, przestał być tematem tabu. Wzrokiem i palcami odkrywał delikatnie wszystkie zakątki jej ciała, a ona mruczała jak kociak…
Stracili rachubę czasu. Szum deszczu przemienił się w szum gorącej, prysznicowej wody, oblewającej zmęczone i drżące jeszcze ciała. Na szybie kabiny parowały ich oddechy. Ona oparta o ścianę, on zamykający ją w objęciu od tyłu. To wówczas zwrócił uwagę na siniaki na jej lędźwiach. Chciał spytać, ale gestem zamknęła mu usta…