„The last dance” to hit ostatnich tygodni. Kapitalnie pokazana historia mistrzowskiej drużyny Chicago Bulls z lat dziewięćdziesiątych. Opowiedziana słowami samych bohaterów. A przede wszystkim Michaela Jordana, głównej (z krwi i kości!) postaci fabularno-animowanego przeboju połowy tej samej dekady.
„Kosmiczny mecz” obejrzałem w kinie, w Lublinie (dzięki, Adam!; pamiętasz, Kuba?). Połączenie dwóch filmowych światów zobaczone na wielkim ekranie zrobiło na jedenastolatku piorunujące wrażenie. Mimo braku 3D i innych cudów.
Królik Bugs i jego przyjaciele mają kłopoty. Wyzywając zagrażających im – ale niepozornych – kosmitów na mecz koszykówki nie spodziewają się komplikacji. Tymczasem mali przybysze z niezdarnych potworków stają się w tajemniczy sposób ogromnymi monstrami, obdarzonymi mistrzowskimi umiejętnościami. Animki postanawiają „poprosić” o pomoc Michaela Jordana, który już od dawna nie gra w koszykówkę. Stawką meczu jest przecież ich wolność…
Jako perfekcjonista i bodaj najbardziej zdeterminowany sportowiec w historii, Jordan stara się te cechy przenieść na nowy dla siebie grunt. W „Space Jam” momentami wypada naturalnie, momentami nieporadnie. Brak warsztatu u faceta, który w swojej codzienności przyzwyczaił siebie i otoczenie do bycia najlepszym, wygląda zabawnie. To żaden zarzut – „Air” nie psuje tego filmu i nie wpływa negatywnie na odbiór całości. A w duecie ze znakomitym Billem Murrayem wypada wdzięcznie.
W filmie poruszone są wątki nawiązujące do biografii Jordana. Michael pojawia się jeszcze jako bejsbolista, kończy zaś już na powrót w NBA. Zaangażowano również do udziału inne ówczesne gwiazdy koszykówki: Muggsy’ego Boguesa, Patricka Ewinga, Charlesa Barkleya (wyróżnia się aktorsko!), Larry’ego Johnsona i Shawna Bradleya, których talenty „wykradają” kosmici; występuje także będący już wtedy na emeryturze Larry Bird. Twórcy puszczają oko wprowadzając wątek lokautu NBA, spowodowanego tajemniczym wirusem dotykającym zawodników; nawiązują w ten sposób do pierwszego takiego przypadku w historii ligi, który miał miejsce ponad rok wcześniej (1995), z innych rzecz jasna powodów.
„Kosmiczny mecz” to niestarzejąca się rozrywka dla całej rodziny. Film, do którego się wraca.