Wystarczyło spędzić kilka dni na głuchej babilońskiej prowincji, by jeszcze raz na własnej skórze odczuć całkowite przewartościowanie. Trzeba było tak niewiele. Gniazdo drozda dwa metry od kuchennego okna, przy którym zwykłem siadywać podczas deszczowych,lipcowych dni, woda spływająca artystycznie łańcuchem z rynny ku powoli zapełniającej się beczce, cisza wieczorów i absolutna ciemność nocy.
Kilka rozmów z sąsiadami prowincjuszami, idącymi spać z kurami i wstającymi o szóstej rano, dla których większość tzw. niusów z życia warszawki wartych jest tyle, co zeszłoroczny śnieg. Albo i mniej, bo śnieg przeżyli osobiście, zaś kolejny rozwód jednego czy drugiego celebryty to śmieci tego życia. Wiadomości w radiu to jak program przyrodniczy o życiu na wyspach Bergamutach. Wojna partii nudzi,wydaje się tu odległym problemem z innego świata. Większym staje się wyprawa po wodę do studni, gdyż akurat pada deszcz.
Ale cywilizacja dociera, a jakże. Na przykład dzisiejszej nocy bandyci włamali się na miejscową plebanię.Taką wiadomość zdąża jeszcze przed śniadaniem przekazać sąsiad-emeryt, zanim po raz pięćsetny uraczy nas opowieścią o tym jak to „za Niemca” uciekał z Majdanka.
Świat za oknem moknie.„Będą grzyby”, cieszy się sąsiad, a ja zastanawiam się czy to, że teraz ich nie ma zna z autopsji. Ma już pod dziewięćdziesiątkę, jakoś nie mogę sobie wyobrazić, by sprostał jeszcze grzybobraniu.
Przed południem dzieci odkrywają frajdę walki na rzepy, zwane tu i ówdzie bodziakami. Gdy wracamy do chaty, stado saren widowiskowo pokonuje pole owsa, to wyskakując ponad kłosy to znów ginąc w jego złocie w swej drodze do lasu. Zatrzymujemy się zafascynowani.
I rodzi się pytanie: czy trzeba dopiero sracza 60 metrów od domu, byśmy zauważyli, co tak naprawdę jest w życiu istotne? Nie! Prawda, że tak jest najłatwiej. Ale wierzę, że można„zatrzymać się” również w codziennym zwykłym życiu rodzinnym i zawodowym.Zatrzymujmy się, łatwiej wówczas zaobserwować to, co rzeczywiście dzieje się wokół nas. Łatwiej zauważyć zasadzki, jakie zastawia na nas świat. Poszerza się pole widzenia, wyczulają zmysły. Zyskujemy indywidualność w szarej masie tresowanych przez innych humanoidów. Rodzi się myśl. Refleksja. Zaczynamy mieć własne zdanie. Budzimy się z matrixa. Babilon traci nad nami władzę. Zaczyna się prawdziwe życie.
/3 sierpnia 2010/