Na początku marca 1937 roku jak grom z jasnego nieba gruchnęła na Radzyniu wieść, że Żydzi porwali i zamordowali Polkę – służącą pewnego urzędnika skarbowego. Rzeczywiście, służąca znikła, potwierdził to sam przedstawiciel radzyńskiego fiskusa zgłaszając zaginięcie. Była i nie ma. Ślad się po niej rozpłynął.

Czas był szczególny, środek bojkotu handlu żydowskiego, czołowej akcji politycznej robozu narodowego, mającej na celu przełamanie żydowskiego monopolu handlowego w Polsce i próby zrobienia miejsca dla polskich kupców. Akcji, która – mając duże poparcie społeczne Polaków pragnących demonopolizacji na tym polu, co rozładowywałoby biedę na wsi poprzez możliwość aktywnego życia gospodarczego i imigracji nadmiaru ludności wiejskiej – oczywiście ogromnie zaogniła stosunki polsko-żydowskie. Dla Żydów stanowiła pogwałcenie wielowiekowej dominacji w zakresie kupiectwa, co powodowało liczne akcje odwetowe typu zamykania sklepów w terminach największych zakupów czynionych przez Polaków, zawyżanie cen i zamrażanie sprzedaży i dzierżawy nieruchomości dla chrześcijan. Młodzież obu nacji wyznaczała spotkania na ubitej ziemi, a najbardziej krewcy potrafili bić szyby w żydowskich domach. Akcja niosła jednak tak duże poparcie polskiej społeczności, że kolejna wersja sanacyjnego Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, czyli Obóz Zjednoczenia Narodowego, utworzony w 1936 roku, próbowała przejąć go do własnego programu.

Toteż nic dziwnego, że oskarżenie Żydów o zamordowanie Polki w Radzyniu trafiło na podatny grunt. Wkrótce plotka wzbogaciła się o kolejny element: zwłoki chrześcijanki ukrywane są w piwnicy miejscowego rabina – przekazywano sobie z ust do ust. Niosła się po okolicznych wsiach takim echem, że wkrótce przerodziła się w wici o odwecie na Żydach podczas wielkiego półrocznego jarmarku, który miał się odbyć w Radzyniu przed Wielkanocą przypadającą w tym roku 28 i 29 marca.

Sytuacja stała się na tyle groźna, że dziekan radzyński, ks. inf.  Tadeusz Osiński, podczas sumy w niedzielę poprzedzającą dzień jarmarczny, musiał rozładować nastroje przemawiając do rozsądku wiernym i tłumacząc, że absurdem jest pomawianie Żydów o takie przestępstwo tylko na podstawie plotki, bez najmniejszych chociażby dowodów.

Policja wezwała posiłki na środowy jarmark, ale niedzielne słowa radzyńskiego proboszcza skutecznie uspokoiły rozpalone głowy. Do żadnych incydentów nie doszło. Na szczęście, bo kilka dni później zaginiona rzekomo dziewczyna szczęśliwie się odnalazła. Okazało się, że przyczyną jej zniknięcia był wiosenny zew miłości. Przez cały ten czas przebywała u swego kochanka, nie zdając sobie sprawy, że mogła stać się przyczyną jednej z większych tragedii w historii miasta.