Zaucha przychodził zawsze, gdy za ladą pogrążony byłem w lekturze. „Widzę, że pan zawsze czyta” – mawiał, polecając mi książki o Żydach, szkodzących Polsce. Konwojent z wąsem przypominał byłego prezydenta.
Służąc przy ołtarzu, przy komunii spotykałem Louisa De Funesa, klęczącego na porannych mszach. Tam też widziałem steranego życiem wieloletniego sternika FIFA, Seppa Blattera.
Kamerzysta i fotograf(którego doceniałem we wczesnych latach 90-tych za bycie człowiekiem orkiestrą – na ramieniu trzymał wielgachną kamerę, na szyi dyndał mu pokaźny aparat, a z kieszeni marynarki wyjmował nowe klisze. Moja kaseta VHS z I Komunii zaczynała się muzycznym motywem: „Zabiłem byka” i była kręcona z balkonu) przypominał czasem Ala Pacino. Katechetka przypominała Dorotę Segdę z czasów „Faustyny”.
Sami dublerzy, same sobowtóry
Na bułgarskiej plaży natykałem się na…rodzonego brata, zaczytanego w sportową rubrykę „The Sun”. Na ostatnim rodzinnym weselu, niczym Poeta z „Rejsu” widziałem twarze ludzi, podobnych do aktorów, muzyków, czasem piłkarzy.
-Mogę pokazać palcem twarze, z których najbardziej mogę coś wyczytać.
-To chyba prosimy bardzo
-Nie chciałbym tego robić, to samo wyjdzie z moich wierszy. W każdym takim odczycie, które robię we własnym gronie mam swoją ofiarę, która po pewnym czasie jest załamana absolutnie, nawet dochodzi do ekstazy nerwowej.