Mam taką refleksję po ostatnim dniu dziecka (a także świętach, Mikołajkach, urodzinach…), że chyba najlepiej by było pozbyć się wszystkich zabawek, a w zamian zostawić jakiś kawałek oheblowanego drewna i parę szmatek. I kartony.

Koniecznie kilka kartonów (dobrze, że mój mąż nie może teraz zaprotestować, bo nie cierpi kartonów w domu).
Jestem przekonana, że po pierwszej fali złości i narzekań, zaczęłaby się dopiero prawdziwa zabawa – nieprzewidywalna, wyzwalająca kreatywność i radość.