Idąc piaskową dróżką, która wiła się jak ślimak, osłonioną z obu stron starymi topolami, można było dojść z Radzynia do małego szałasu, stojącego samotnie w majestatycznym sosnowym lesie. W tym małym, niskim szałasiku, który raczej przypominał pokrytą zawalonym dachem ziemiankę, żył mały, chudy i czarnobrody Żyd. Patrzył na ludzi tak przyjaźnie, że mógłby samym tylko wzrokiem, zdaje się, pokonać całe zło tego świata.
Nie miał matki, siostry, ani żony. Choć żył samiuteńki w lesie, to było mu z tym dobrze. Gdzie się urodził i skąd pochodził, nikt tego nie wiedział. Na tym pustkowiu tylko drzewa były jego przyjaciółmi. Zdradzał mi swoje intymne sekrety i dzielił się uczuciami. Kiedy kończył modlitwę do Pana, las przycichał, bo w trakcie modlitwy drzewa naginały powoli, cicho swoje wierzchołki i szeptały coś do siebie. Kiedy kończył prostowały się i prosiły Pana w niebiosach, żeby przyjął modlitwę Mojsze Szmolarza.
Rzadko był widziany w sztetł. Pojawiał się w nim tylko na święta. Nazywano go Smolarzem, bo wyciągał z drzew żywicę i sprzedawał ją gojom. Przed świętami, gdy się go spodziewano, cała droga, która prowadziła z Radzynia do jego lasu, obstawiona była grupkami dziwnych ludzi – kobietami z małymi dziećmi na ramieniu, ślepymi przygarbionymi starcami, podpierającymi się kosturami, których prowadziły ich wnuki. Byli to czekający na Mojsze miejscowi biedacy. A ten, gdy wybierał się do miasta, ciągnął za sobą furmankę załadowaną dla nich jedzeniem. I dlatego nazywano go też Mojsze Żywcielem, bo cały swój dochód oddawał na biedaków. Kiedy przychodziła zima, kupował dla nich też kozaczki i płaszcze na Chanukę, rozdając je biednym dzieciom.
W taki sposób Mojsze pędził żywot od 50 lat. Kiedy pytano go, dlaczego nigdy się nie ożenił, odpowiadał – „Nie chcę bezcześcić mojego ciała”. I zdaje się, że święta były jego jedyną przyjemnością.
Ale nagle przyszły trudne dni dla Mojsze. Praca w lesie skończyła się, więc skończyło się też źródło dochodu. Wszystkie swoje fundusze, które nagromadził, zdążył przeznaczyć na biednych, nie miał nawet na chleb i zmarł z głodu. Stało się to podczas świąt Pesach, gdy rozpętała się okropna wichura. To wtedy w środku ulewy dusza Mojsze opuściła ciało, które leżało w brudnej kałuży przykryte bawełnianym płaszczem.
*
Tego dnia biedacy jak zwykle stali na drodze prowadzącej do lasu, gdzie mieszkał Mojsze i ożywiali się, gdy tylko na horyzoncie pojawiał się jakiś wóz – „To jest furmanka Mojsze! – kłócili się między sobą”. Ale tego dnia wyczekiwali na niego aż do wieczora, kiedy w końcu jadący furmanką chłop zbliżył się do nich i obwieścił, że Mojsze zmarł. Wybuchli strasznym płaczem, który niósł się aż do Radzynia. Łamed Wownik[1] z Lasu odszedł.
Przypis tłumacza:
[1] Łamed wownik (jid.) – jeden z Trzydziestu Sześciu Sprawiedliwych, zwanych także Nistarim. Termin ten pojawia się w żydowskim folklorze na określenie jednego z 36 sprawiedliwych w danym pokoleniu, od których zasług zależy los świata i ludzkości.
Szmuel Danieli, Mojsze Smolarz. A radziner legende [w:] Sefer Radzin; izker –buch = Radziner izker buch, red. I. Zigelman, Tel Awiw 1957, s. 79-80. Tłumaczenie z jidysz Alicja Gontarek