Rok temu bronili się przed spadkiem i to do samego końca sezonu. W obecnych rozgrywkach, zakończonych wczoraj, miało być lepiej. Jakiś środek tabeli, bez nerwowej walki o utrzymanie. Miało być lepiej, ale że aż tak?! Stało się coś niespodziewanego przed sezonem, ale chyba spodziewanego od kilkunastu dni – PIAST GLIWICE MISTRZEM POLSKI!
A przecież przed startem rundy finałowej Piast tracił do Lechii i Legii siedem punktów, na tyleż meczów do końca. To dużo, nie ma się co czarować. Ale gliwiczanie weszli w towarzystwo jak po swoje – wygrali sześć meczów, raz tylko remisując. Co więcej, ich gra mogła się podobać, a to w ekstraklasie rzadkość. To drużyna z solidnymi Polakami oraz potrafiącymi grać w piłkę obcokrajowcami w składzie. Ale przede wszystkim Piast Gliwice ma za trenera fachowca. Waldemar Fornalik to najlepszy ligowy szkoleniowiec ostatniej dekady. Już z Ruchem Chorzów, czyli synonimem permanentnych problemów organizacyjnych, osiągał nadzwyczajne wyniki, plasując się dwukrotnie na ekstraklasowym podium. Wtedy wypromował się na selekcjonera reprezentacji, choć akurat tę przygodę miał nieudaną. Co nie zmienia faktu, że Waldek King to na warunki ligowe wręcz profesor i to on jest największym bohaterem zakończonego sezonu.
Piast został mistrzem zasłużenie, ale trudno nie ulec wrażeniu, że w równym stopniu Legia ten tytuł przegrała. Drugi sezon z rzędu w Warszawie mieliśmy do czynienia z bałaganem z trenerami, kompromitacją w europejskich pucharach i bardzo chimeryczną formą zespołu. Tym razem znalazł się ktoś, kto słabość faworyta wykorzystał. Legia tym razem nie doczołgała się pierwsza do mety – i dobrze, bo nie zasłużyła na mistrzostwo. Czas na zmiany, ale przeprowadzane z głową. Póki co, właściciel podjął dyskusyjną decyzję, obsadzając Aleksandara Vukovicia na stanowisku trenera na stałe. Dlaczego dyskusyjną? Bo za trenera przemawiają wyniki, a Legia była NAJGORZEJ punktującą drużyną grupy mistrzowskiej w czterech ostatnich kolejkach. Wstyd!
Podium uzupełnia Lechia Gdańsk – drużyna, która liderem była najdłużej. Od kilku tygodni widać jednak było, że zespół Piotra Stokowca „jedzie na oparach”. Oparów starczyło jeszcze na wygranie Pucharu Polski, co uczyniło sezon udanym, ale na ligę już nie. Zważywszy na to, że Lechia rok temu broniła się przed spadkiem, podobnie jak Piast, postęp jest zdecydowany.
Czwartym zespołem, który będzie reprezentował Polskę w Europie, jest Cracovia. Zgodnie z niegdysiejszą retoryką trenera tej drużyny, Michała Probierza, krakowianie stali się beneficjentem „pocałunku śmierci”, czyli gry w pucharach od pierwszych rund, nierzadko znaczonych dalekimi wyprawami za Kaukaz. Cracovia miała sporo bardzo dobrych meczów, zwłaszcza wczesną wiosną, i to akurat dobrze, że maszyna losująca to jej przeznaczyła ostatnie pucharowe miejsce, które…
…po frajersku przegrała Jagiellonia, tracąc często punkty w sposób niewytłumaczalny. Fatalny sezon ma za sobą Lech, który na papierze jest drugą (po Legii) siłą w ekstraklasie, de facto nie będąc nią już od dawna pod względem sportowym. Tutaj też na pewno nie pomogło zamieszanie z trenerami, w tym niewypał z Adamem Nawałką. Pogoń i Zagłębie mają za sobą sezon na miarę możliwości.
Z ligi spadają Zagłębie Sosnowiec i Miedź Legnica, czyli beniaminki. O ile degradacja pierwszych to żadne zaskoczenie, bo po prostu odstawali od stawki, to tych drugich trochę szkoda. Miedź spadła pechowo, zabrakło też doświadczenia. Po gigantycznym zimowym zamieszaniu, mającym kryminalny podtekst, udało się ustabilizować sytuację, a na pewno na sportowym polu, w Wiśle Kraków. Biała Gwiazda strzeliła najwięcej goli w całej lidze. Nieco zawiódł Górnik Zabrze, czwarty na mecie poprzedniego sezonu. Swoje od początku grał tylko Igor Angulo, zdecydowany król strzelców. Korona Kielce znalazła się w środku stawki, chyba zgodnie z oczekiwaniami, choć kibice scyzoryków domagają się dymisji trenera Lettieriego. Śląsk, Arka i Wisła Płock uniknęły stryczka i w zasadzie tyle dobrego można o nich powiedzieć.
Sezon skończony. Mistrz sensacyjny, ale to dobrze. Powiew świeżości zawsze jest mile widziany. Oby tylko było lepiej w Europie, choć, doprawdy, trudno o gorsze występy od ubiegłorocznych…