Rozdział 3 Nadzwyczajny Wysłannik Królewski

09.14 25 dzień miesiąca Szczura Roku 221 Ery Pokoju

Odrodzone Królestwo Patronii

Regolonat Kobry

Księstwo Wilka

Miasto Wilczy Dwór

Dar’runon nerwowo chodził po swoim mieszkaniu. Nie lubił wszystkiego co go odrywało od pracy. Te kilka dni zupełnie bezsensownego urlopu należało do tej grupy. Wiedział, że stan jego organizmu jest zły. Chciał jednak zakończyć tą sprawę. Tutaj zaś szef kazał mu czekać na jakieś „wsparcie”. Ten zagadkowy zwrot zajmował Dar’runon wtedy kiedy nie spał. Czuł się jak pies bojowy na widok toczącej się już bitwy. Chciał działać i uderzyć nim jego choroba go całkiem wykończy. Czuł, że jego stan jest coraz gorszy. Nie miał zbyt wielu pomiarów, ale wiedział, że budzi się coraz wcześniej. Zaczął też zasypiać w ciągu dnia. Choć przyjmował regularnie tabletki pobudzające to jednak za sprawa eksperymentów jakim został swego czasu poddany jego wątroba była nadzwyczaj wydajna a przez to ciężko było wpłynąć na jego stan przy pomocy środków chemicznych. Eksperymenty te miały go wyleczyć z dolegliwości jakie mu dokuczają od czasu kiedy mając osiem lat wziął do ręki bitewną maskę, która należała najprawdopodobniej do Krwawego Topora Zwiastuna Zagłady.

W końcu odczuł senność i opadł na fotel. Widząc, że zasypia Ili’maja miała właśnie go nakryć dość lekkim kocem i ucałować go w czoło kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Ili’maja otworzywszy je ujrzała srebrnowłosego elfa ubranego w czarny garniturowy płaszcz i czarny kapelusz o szerokim rodzie. Na stopach miał czarne, eleganckie półbuty. Spod płaszcza delikatnie wystawały nogawki czarnych spodni „na kant” sugerujące obecność garnituru. Elf stwierdził.

– Witam. Nazywam się Szlachetny Ma’pugolon Wilk. Jestem Nadzwyczajnym Wysłannikiem Królewskim i obiecanym wsparciem.

Dar’runon usłyszawszy, że przybysz jest wysłannikiem królewskim gwałtownie wstał i stanąwszy w przejściu przedpokoju stwierdził.

– Czy wy nie macie już za nic mojej prywatności! Zesłaliście tutaj najwybitniejszego policjanta jakiego widziała Patronia, bo wam za bardzo przeszkadzał w waszych ciemnych interesach a teraz jeszcze nachodzicie mnie w domu i nie pozwalacie spać!

Ma’pugolon spokojnie odpowiedział.

– Pan to zapewne Odważny Dar’runon Czerwony z rodu Lewej Gałęzi Smoczego Drzewa. Rozumiem pańskie zdenerwowanie pojawieniem się osoby należącej do formacji do której pan żywi absolutnie zrozumiałą niechęć. Nim pan mnie zastrzeli chciałbym zwrócić panu uwagę, że zostałem wezwany przez komisarza Srebrnego Wilk jako wsparcie i swego rodzaju osłona formalna.

Dar’runon na wspomnienie swego szefa uspokoił się na tyle aby znowu zacząć myśleć racjonalnie stwierdził.

– Witam. To pana się spodziewałem od kilku dni. Dobrze, że pan przybył. Wreszcie mogę wznowić pracę nad śledztwem jakie prowadzę wraz z moim szefem i obecną tu Tajemniczą Ili’mają Moon uczennicą Run’liji Pajdy wysłaną tu w ramach swoich praktyk. Proszę do dużego pokoju. Ili’majo jakbyś była tak miła zająć się herbatą. Jak wiesz jestem trochę nieprzytomny.… Proszę o wybaczenie za ten koc. Czekając na pańską wizytę zacząłem przysypiać, więc Ili’maja mnie nakryła na wypadek gdybym mój sen miał się zakończyć dopiero nad ranem. Choć ostatnio nie sypiam aż tak długo. Ogólnie sypiam bardzo słabo, ale jej troska jest niezwykle miła tym bardziej, że nie uważam jej za obowiązkową.

Kiedy Dar’runon usiadł w fotelu usadziwszy najpierw na sofie swojego gościa Ma’pugolon stwierdził.

– Dobrze skoro jak słyszę zaraz panna Moon do nas dojdzie to proszę mi powiedzieć co udało się wam ustalić do tej pory.

Dar’runon odrzekł.

– Niewiele. Uważamy, że te pięć zabójstw jest odpowiedzialne „Wilcze Królestwo”. Jakimś cudem udało się im zdobyć wiedzę na temat praktyk guślarskich i podjęli ryzyko przeprowadzenia rytuału przywołania najprawdopodobniej Krwawego Topora Zwiastuna Zagłady. Dotychczasowe zabójstwa miały charakter rytualny i były ofiarami.

Ili’maja wchodząc z herbatą stwierdziła.

– Jeśli mamy rację to została jeszcze tylko jedna ofiara i będzie możliwe przywołanie samego Krwawego Topora Zwiastuna Zagłady. Do tej pory komisarz Srebrny Wilk zdołał potwierdzić jakość moich wyliczeń zaś moja Mistrzyni najpierw zrugawszy mnie za telefon przed zakończeniem praktyk potwierdziła, że symbol jaki użyłam jako wzór to jest symbol używany przez wojska Krwawego Topora. Tyle udało się nam ustalić do tej pory. Próbowałam też ustalić najbardziej prawdopodobne miejsce i czas złożenia szóstej ofiary. Niestety trzeba uwzględnić wiele parametrów takich jak w której orkijskiej godzinie nocy ma być złożona ofiara, miejsce w przestrzeni rytualnej, tak zwany układ duchów w danej godzinie i jeszcze kilka nie miej skomplikowanych spraw. Osobiście uważam, że wykonanie tych obliczeń na czas jest bardzo mało prawdopodobne.

Ili’maja postawiwszy herbatę usiadła w drugim fotelu. Specjalny Wysłannik Królewski stwierdził.

– Sytuacja jest dość poważna. Obserwacje organizacji rozłamowej „Wilcze Królestwo” prowadzę już od dłuższego czasu jako koordynator. Posiadają bardzo rozległą sieć kontaktów obejmujących takie osoby jak Pancerny Józef czy też kilku innych pomniejszych przywódców grup rozłamowych, których przydomków nie będę wymieniał gdyż są aktywni w innych księstwach czy nawet regolonatach. Najniebezpieczniejsze są dwie grupy „Ludowa Rewolucja” Pancernego Józefa i „Wilcze Królestwo” Wilczego Króla. Obie wykazują nadzwyczajną odporność na próby spenetrowania ich struktury. Wszyscy agenci jakich użyliśmy zdołali wniknąć co najwyżej do pojedynczych komórek nim zostali wykryci lub co gorsza zaginęli. W przypadku sporej części zaginionych potwierdzono, że zmienili oni barwy a nawet zostali zebrani w specjalne komórki, których jedynym celem działania jest wykrywanie kolejnych prób penetracji. Sytuacja jest dość napięta. Nieokreślona część ich komórek bojowych jest naprawdę dobrze uzbrojona. Wiemy o tym gdyż żołnierze „Wilczego Królestwa” dokonali kilku udanych napadów na konwoje z pieniędzmi. „Ludowa Rewolucja” zaś może się pochwalić zniesieniem co najmniej kilku drużyn należących Grup Uderzeniowo-Szturmowych. Na cale szczęście „Ludowa Rewolucja” operuje obecnie głównie w dżunglach Regolonatu Kondora. Sytuacja może jednak ulec w każdej chwili zmianie. Zauważalne jest, że komórki bojowe „Wilczego Królestwa” jakieś pół roku temu zmniejszyły swoją aktywność w okolicach tego miasta. Na mapie jest widoczna dość duża pustka. Ich sieciowi włamywacze rozpracowali dość dużą ilość kont bankowych należących zarówno do osób jak i instytucji. Ciężko wykryć ich działalność gdyż zwykle podczas jednego pobrania wybierają takie ilości gotówki, że właściciel konta nawet tego nie zauważa.

Dar’runon upiwszy trochę herbaty zapytał.

– Jak to możliwe, że właściciel nie zauważa ubytku funduszy?

Ma’pugolon odpowiedział.

– To proste. Zwykle stosują metodę „na myto”. Jeśli właściciel konta podejmuje sto dukatów to bierze się najwyżej dziesięć toporów tak iż okradany myśli, że to myto, które część skarbców pobiera przy każdej operacji. Jeśli oczywiście zauważy niezgodność.

Dar’runon upiwszy znowu trochę herbaty skomentował to tymi słowami.

– Dziesięć toporów to raczej mało.

Agent Wilk stwierdził.

– Nimy mało, ale zwykle na ślad takiej kradzieży trafia się gdzieś tak po dwudziestu tysiącach operacji. To jest dobry wynik. Choć agent Biały Kapelusz zaczął się specjalizować w wykrywaniu tego typu operacji to nawet jemu nie udało się zejść poniżej dwudziestu tysięcy. Opracował do tego specjalny program, który wspomaga go w tym zadaniu, ale obecnie liczba przeprowadzanych operacji, które mogą podlegać tego typu kradzieżom jest wprost ogromna i oscyluje wokół miliona. Mówię tu o tych, które są w grupie podwyższonego ryzyka.

Dar’runon po kolejnym łyku herbaty stwierdził.

– Ciekawe nazwisko Biały Kapelusz.

Agent Wilk wytłumaczył.

– To nie nazwisko. To przydomek zabezpieczający. Każdy z moich podopiecznych ma go. Względy bezpieczeństwa. To wybitni specjaliści w swoich dziedzinach. Pomagają mi zbierać ślady. Każdego z nich rekrutowałem w niestandardowej procedurze. Na przykład Białego Kapelusza wyciągnąłem z królewskiego więzienia.

Dar’runon zapytał.

– Za co go tam wpakowali?

– No cóż. Biały Kapelusz to sieciowy włamywacz. Jeden z najlepszych. Spotkaliśmy się jakieś dwadzieścia pięć lat temu. Siedział już jakiś czas w warunkach „uniemożliwiających popełnianie kolejnych przestępstw”. Z tego co zrozumiałem wsadzili go po tym jak zrobił włam do komputera Mistrza Cieni.

Dar’runon prychną wypluwając parę kropel herbaty poczym stwierdził.

– Nie ma co facet ma fantazję i umiejętności.

Wilk kontynuował.

– Spytany o powód stwierdził „A znasz lepiej zabezpieczony komputer”. Takim sieciowym włamywaczom jak on chodzi tylko o sławę. Nic więcej ich nie interesuje. Są jak wspinacze wysokogórscy. Ich tylko to interesuje. Często zostawiają informacje o „ścieżce wejścia” u właściciela miejsca do którego się włamywali. Kiedy się poznaliśmy dał mi w zaufaniu niewielki nośnik danych mówiąc, że ma do niego zajrzeć dopiero jeśli on zaginie.

Dar’runon stwierdził.

– Dał ci swoje zabezpieczenie życia. Ten facet coraz bardziej mi się podoba.

Ili’maja rzekła.

– Wie z jak potężnymi siłami zadarł i kogo ośmieszył. Zastanawiające jest co jest na tym nośniku.

Nadzwyczajny Wysłannik Królewski odrzekł.

– To wie tylko Mistrz Cieni. Jestem zdziwiony, że mu nie odebrano tego nośnika wcześniej. On sam kiedy go o to spytałem orzekł, że zrozumiem to kiedy tam zajrzysz.

Dar’runon przez dłuższy czas był cicho. Wiedział, że jeśli nie rozwiąże tej zagadki teraz to ona nie da mu spokoju. Kilku jego nauczycieli dawało mu takie zagadki jako egzamin. Były to najtrudniejsze egzaminy. Uzupełnić niewiadomą aby wszystko stało się zrozumiałe. Trwali w ciszy, która stawała się coraz bardziej napięta. Najpierw agent Wilka a potem Ili’maja zauważyli, że Dar’runon nad czymś intensywnie myśli układając wydobyte z głębin pamięci klocki i próbując je dopasować do pustych miejsc. W końcu policjant stwierdził.

– Myślę, że wiem czemu Mistrz Cieni nie zabrał ten nośnika. On po prostu nie wie czy na tym nośniku jest całość interesujących go danych i czy uda mu się je skutecznie ukryć. Dla osoby, która jest wstanie dokonać tego typu włamania ukrycie danych między innymi danymi nie powinno stanowić problemu. Oczywiście odzyskanie tak ukrytej informacji może być kłopotliwe.

Ili’maja zapytała.

– Jak można ukryć dane między danymi?

Dar’runon odpowiedział.

– To proste. Pierwsze metody na zrobienie tego zostały opracowane prawdopodobnie zaraz po wynalezieniu mowy wiązanej. Pierwotnie najpewniej dla ułatwienia zapamiętywania. Pamiętam kiedyś wuj opowiadał mi jak pewien pisarz w dość subtelny sposób obraził ijona. Napisał mu pochwałę w mowie wiązanej, ale jeśli połączyło się w wyrazy pierwsze głoski w każdym wersie powstawał dość nieprzyjemny zwrot. Szczegółów nie pamiętam z resztą do mowy wiązanej nie miałem głowy.

Ili’maja stwierdziła.

– Teraz rozumiem.

Nagle drzwi otworzył się ponownie i do mieszkania wszedł jeszcze jeden mężczyzna ubrany tak samo jak Ma’pugolon, który po wejściu do dużego pokoju rzekł.

– Szefie dobrze, że szefa znalazłem. Wraz z agentką Dziesiątką poszliśmy pogadać z opiekunem bloku. Powinien coś wiedzieć ciekawego. W najgorszym razie myślałem, że go aresztujemy a szef już znajdzie sposób aby powiedział co wie nawet jeśli nie będzie chciał. Najpierw zadzwoniliśmy tak jak szef kazał. Cisza. Czekaliśmy grzecznie. Zdenerwowałem się. Zadzwoniłem drugi raz tak na wypadek gdyby szef miał jakieś pretensje, że działałem zbyt szybko, albo na wypadek rozprawy o zniszczenie mienia. Jak sygnał się skończył to powoli wyciągnąłem tą zabawkę od agenta Białego Kapelusza. Drzwi się momentalnie otworzyły. Przynajmniej te na klatkę. Po drodze wyciągnąłem pędzelek i tusz do poszukiwania odcisków palców. Najpierw sprawdziłem klamkę.

Miałem po prostu przeczucie, że mogą tam być odciski palców. Przynajmniej właściciela. Nic. Drzwi na szczęście nie szczęście były otwarte. W przedpokoju na dzień dobry trup właściciela mieszkania. Gdyby nie agentka Dziesiątka to bym zaklną. Dalej nie było lepiej. Nieco dalej chyba pani domu i jeszcze dwie inne kobiety patrząc na wiek i wygląd najpewniej córki. Dalej w mieszkaniu było jeszcze pięć ciał osób w różnym wieku i płci. Zaraz kazałem agentce Dziesiątce zabezpieczyć ślady i ruszyłem do szefa powiedzieć o tym.

Ma’pugolon skomentował to tymi słowami.

– Dobrze agencie Tropicielu. Wracaj do pracy. Zaraz wykonam telefon do prosektorium aby przygotowali się na przyjęcie dużej ilości zwłok.

Dar’runon odrzekł.

– Na tutejsze warunki dziewięć zwłok to nie jest dużo. Sam pamiętam jak po jednej bójce było piętnaście trupów. Komisarz Srebrny Wilk zaś opowiadał mi jak po „krwawym przyjęciu” trupów było dwadzieścia parę. Tutaj na „Bagnie” krew to woda. Prawdziwym koszmarem jest „diablątko” wtedy dopiero prosektorium jest zapchane ciałami. Doktor Nożowski, który je prowadzi wspominał, że raz po jednym „diablątku” trzeba było go wysłać do szpitala bo przesadził z tabletkami kofeinowym

Ma’pugolon kiedy agent Tropiciel wyszedł stwierdził.

– Wydać, że trafiliśmy na kogoś kto umie planować. Naszą jedyną szansą jest zmuszenie go do przyśpieszenia działań. Na całe szczęście jutro rano jestem umówiony na spotkanie z księciem Ta’luponem. Muszę go przekonać do podniesienia chorągwi.

Dar’runon zapytał.

– Czy nie powinniśmy raczej starać się aby Wilczy Król rozpoczął swoje działania jak najpóźniej? Z tego co wiem większość okolicznych kompanii wojska jest w postaci inicjalnej. Na pełne podniesienie wojsk potrzebujemy około miesiąca.

Ma’pugolon odrzekł.

– Tak wiem. Myślę, że miesiąc to szacunek oparty na dość optymistycznych założeniach. Moim zdaniem na uzyskanie gotowości bojowej kompanie piechoty o numerach 35, 36 i 37 potrzebują od dwóch miesięcy do nawet pół roku. Brakuje wszystkiego zaczynając o informacjach spisowych kończąc zaś na potencjalnych sierżantach i brygadierach. O zwykłych żołnierzach nawet nie wspomnę. Daron Kielich najprawdopodobniej jest w stanie na szybko wystawić co najwyżej dwie drużyny piechoty.

Według ostatnich zobowiązań powinien dwie brygady. Aron Sokół jest zobowiązany wystawić całą kompanię, ale nie wiadomo nic o jego możliwościach mobilizacyjnych. Książę powinien móc zorganizować swoją kompanię. Zostają jeszcze cztery brygady od Salomona Dzika. Te też są wielce niepewne. Dodatkowo to wszystko potrzebuje czasu aby przeszkolić się w strzelaniu i innych sprawach wojskowych.

Dar’runon zapytał.

– Na ile szacujemy siły wroga?

Ma’pugolon odpowiedział.

– Ciężko powiedzieć. Z analizy napadów wypada, że dobrze wyszkolonych komórek bojowych jest przynajmniej piętnaście. Liczą od czterech do ośmiu osób. Wszyscy są nadzwyczaj dobrze wyszkoleni i wyposażeni. Komórek, których zadaniem jest wykrywanie prób penetracji może być drugie tyle choć każda komórka to od trzech do sześciu osób. Te są gorzej wyposażone i wyszkolone. Pozostają jeszcze członkowie innych komórek. Do oszacowania ich liczebności i jakości nie mamy podstaw.

Dar’runon po dłuższej chwili najspokojniej jak mógł stwierdził.

– Dobrze. Porządnego wojska wróg ma od sześćdziesięciu do stu dwudziestu żołnierzy. Nieco słabszego wojska ma od czterdziestu pięciu do dziewięćdziesięciu żołnierzy. Razem to daje przynajmniej stu pięciu żołnierzy o których wiemy, że są dostępni już od pierwszych chwil ewentualnych walk. To daje przynajmniej sześć drużyn i dziewięciu żołnierzy dostępnych od pierwszych chwili. To zaś daje półtorej brygady z kawałkiem. Jeśli zaś rozpatrzymy najgorszy możliwy przypadek to mamy do czynienia z dwustu dziesięcioma żołnierzami, którymi wróg dysponuje od samego początku. Po przegrupowaniu oznacza to trzynaście drużyn i dwóch żołnierzy luzem. To zaś oznacza pół kompanii z kawałkiem. Plus rzecz jasna czeladź i ciury obozowe, których liczebności nieznany.

Jeśli mój wuj ma rację,  to zwykle na jednego żołnierza dla sprawnego zarządzanie nie powinno przypadać więcej niż trzech z czeladzi, którymi on dowodzi a ciur do posług obozowych wystarczy w zupełności dwóch dla każdego żołnierza. To zaś daje w sumie na każdego żołnierza jeszcze pięciu innych członków. To zaś w sumie daje biorąc najgorsze liczby około dwie i pół kompanii dostępnej dla Wilczego Króla od pierwszych dni walk. Najgorsze jak zwykle będą pierwsze dni walk. Wuj opowiadał mi, że czaszkanie, których znieśli klęskę zwalali na upłynięcie „patrońskiego miesiąca”

Ma’pugolon zapytał.

– O co chodzi z tym całym „patrońskim miesiącem”?

Dar’runon odpowiedział.

– To pierwszy miesiąc walk. Czaszkanie zauważyli, że jeśli wojna trwa dłużej niż miesiąc to szanse maleją dość drastycznie z każdym dniem walk. Przyjmowali, że jeśli mają wygrać to powinni to zrobić w ciągu pierwszego miesiąca walk. Wilczy Król na pewno wie o „patrońskim miesiącu”.

Ma’pugolon odparł te słowa takim argumentem.

– To przysłowie pochodzi sprzed Ery Pokoju. W dzisiejszych czasach jest ono nieaktualne. Może poza Towarzyszami Królewskimi wszystkie inne kompanie przetrwały tylko w postaci inicjalnej. Przeprowadzenie gospodarki na tryb wojenny może potrwać nawet więcej niż rok. Wojskowe Rezerwy Gospodarcze to cień dawnych lat. Zaledwie wspomnienie tego czym były kiedyś. Dziś już nikt nie wierzy w możliwość wojny. Nawet bunt mimo wszystko zadaje się czymś nieprawdopodobnym. Śpimy uśpieni wspomnieniem naszej dawnej potęgi, która już dawno temu minęła. Czwarta Wojna Czaszki była ostatecznym wysiłkiem. Już wtedy widać było, że nasza potęga to przeszłość. Trwała całe dziewiętnaście lat a dotykała zaledwie dwóch regolonatów. Wielkich nie zaprzeczę , ale tych dwóch i słabo zagospodarowanych. Mimo to Czarnoksiężnik został z ledwością pokonany. Dziewiętnaście długich lat. Setki tysięcy jeśli nie miliony istnień zgasło po naszej stronie. Po każdej bitwie powstawały tak rozległe cmentarze wojskowe, że stojąc u przednich wrót nie sposób było zobaczyć tylnych wrót. Wygraliśmy, ale tylko dlatego, że mieliśmy liczniejsze rezerwy.

Osoby, które weszły w tamtych latach w dorosłości i były w wojsku przez całą resztę życia były świadome jak straszliwą rzeczą jest wojna. Nasza wrodzona delikatność nie pozwalała przez filmy pokazać całego tego okrucieństwa. Czwarta Wojna Czaszki sprawiła, że nawet niewinny boks czy zapasy stawały się dla nas czymś złym. Tą część natury męskiej, którą zwaliśmy kiedyś naturą wojownika obłożyliśmy klątwą. Ci zaś którzy chcą dalej być wojownikami… cóż… muszą schodzić do podziemi lub szukać jakiś niewielkich schronień, rezerwatów gdzie społeczeństwo pozwala im jeszcze żyć. Wiesz posterunkowy Czerwony przeglądałem twoje akta. Sporą część tych upomnień które otrzymałeś ja bym ci nie dawał. Zwłaszcza z trzech ostatnich lat.

Dar’runon rzekł na te słowa.

– Zmienił się komendant miejski. Ten nowy to straszny mięczak. Z miejsca obciął o połowę liczbę etatów „czarnym”. Teraz chyba jest ich chyba po drużynie na dzielnicę. To w sumie jakieś sześć drużyn czyli półtorej brygady. Chyba są dobrze wyposażeni, ale mam wątpliwości co do ich wyszkolenia a duch… cóż. Wątpię aby byli w stanie utrzymać pozycję w razie jakieś poważniejszej strzelaniny. Ostatnio współpracowaliśmy jakiś rok temu przy aresztowaniu jednego świra. Jak przybyliśmy na miejsce okazało się, że mamy typową sytuacje z zakładnikami i świrem. Najpierw straciliśmy pół dnia i całą noc na gadaniu. Trzeba było widzieć mojego szefa. Wtedy jeszcze miał obie nogi sprawne. Chodził ze zdenerwowania aż wychodził ładny dołek. Sierżant „czarnych” nie miał zupełnie ochoty na atak.

W końcu świr wyczuł co się kręci. Nałożył koszulę z tarczą strzelniczą i tekstem „nie traficie ciamajdy”. Oni zaś dalej myśleli, że przekonają go do wypuszczenia zakładników. W końcu sierżant dał pozwolenie ich strzelcowi wyborowemu aby ten go zastrzelił. Po dobie gadania. Wiedziałem, że to musi skończyć się źle. Nie wiedziałem, że wynik będzie aż tak zły. Świr żył. Pocisk trafił jednego z zakładników. Szef znaczy się komisarz Srebrny Wilk zaklął siarczyście. Dziennikarze nie dadzą nam żyć co najmniej przez miesiąc.

W końcu sierżant „czarnych” podjął decyzję o szturmie. Do tej pory mogę sobie przypomnieć z całą wyrazistością jak jeden świr załatwia jednego po drugim kolejnych „czarnych”. Prawda kilku zginęło na bombach ukrytych z przodu budynku. Sierżant i jeszcze jeden nie wytrzymali tego widoku i próbowali się ewakuować. Obaj dostali po kulce w plecy. W końcu mój szef i ja ruszyliśmy do ataku. To właśnie tam szef dostał postrzał w kolano. Ja wykorzystałem z sytuacji i zastrzeliłem świra. Okazało się jednak że cała akcja zakończyła się kompletną klapą. Zginęła cala drużyna „czarnych” i wszyscy zakładnicy. Większość zginęła jeszcze przed szturmem.

Tamten strzelec wyborowy zobaczywszy te wszystkie trupy na oczach wszystkich zdjął hełm jaki nosił wyciągnął swój służbowy pistolet poczym z pełnym spokojem jakby nigdy nic strzelił sobie w łeb. Jako że kamery wszystko przekazywały na żywo nie było nawet chwili na przeprowadzenie jakichkolwiek zabiegów aby złagodzić brutalność sceny. Dziennikarze byli tak wstrząśnięci, że kilka pierwszych wydań wiadomości relację z tej akcji pomijało. Dopiero następnego dnia wieczorne wydanie wiadomości przekazało tą relacje odpowiednio przyciętą i zabezpieczoną.

Ma’pugolon nim przemówił bardzo długo milczał wstrząśnięty tym co usłyszał. Znał tą sprawę z raportów. One jednak zwykle były pisane krótkimi ustalonymi formułkami, które potrafiły złagodzić wydźwięk wszystkiego.

– Dobrze posterunkowy Czerwony. Ty mi dalej wypoczywaj. Niedługo będzie się liczyć każdy zdolny do walki. Musisz być w pełni sił.

Dar’runon odpowiedział.

– Wiem. Chciałbym rozpocząć już tropienie.

*

1/ Topór- drobna moneta pierwotnie bita z stopu miedzi i ołowiu w stosunku 16 do 1. 16 toporów to jeden grosz patroński a dwadzieścia groszy to jeden dukat. Oznacza to, że w tej metodzie kradziono co najwyżej 1/3200 kwoty pobieranej przez właściciela konta.

2/ Drużyna- tutaj najmniejszy oddział w armii patrońskiej liczący 16 żołnierzy.

3/ Brygada- tutaj oddział wojska liczący cztery drużyny czyli 64 żołnierzy

4/ Kompania- tutaj oddział wojska liczący sześć brygad czyli 384 żołnierzy.

5/ Regolonat- Jednostka podziału administracyjnego Odrodzonego Królestwa Patronii. Strukturalny odpowiednik polskiego województwa.