Komisarz Srebrny Wilk usiadłszy na swoim fotelu w głównym pomieszczeniu posterunku wznowił swoją opowieść. – Pierwsze były wyniki badań samego pisma. Dano mi najlepszego specjalistę od tych spraw. Panna powinna wiedzieć, że styl pisma każdej osoby nieznacznie się różni. Nawet między uczniem a pierwszym nauczycielem występują różnice. Oczywiście ulega on zmianom. Pozwala on jednak zakreślić pewien krąg kulturowy. Często bowiem w piśmie wspólnym da się zauważyć wpływy pism regionalnych. Tu jednak był praktycznie idealnie zgodny z pismem wzorcowym. To pozwoliło mocno zakreślić krąg podejrzanych.
Ili’maja zapytała.
– Jak to możliwe? Jeśli styl pisanie zabójcy był prawie zgodny z wzorcem to zabójca mógł pochodzić z dowolnego regionu Patronii.
Komisarz Srebrny Wilk odrzekł.
– Niekoniecznie. Taką zgodność można uzyskać tylko będąc świadomym istnienia tego typu oddziaływań. To zawęziło krąg podejrzanych w znaczny sposób. Właściwie było to już kilkanaście osób. Niestety nim przyszły wyniki o wiele bardziej skomplikowanych badań papieru i tuszu nadszedł Letni Bal Królewski roku 182 Ery Pokoju. Jeśli to było możliwe to atmosfera była coraz bardziej nerwowa. Wszyscy byli cały czas obserwowani zarówno przez gości jak i towarzyszy królewskich.
Wiedziałem, że król oczekuje ode mnie złapania zabójcy. Ja zaś cały czas próbowałem ułożyć w głowie relacje łączące zabójcę z ofiarami i ofiary między sobą. Ogrom wysiłku włożony w przygotowania każdego z dotychczasowych zabójstwa jednoznacznie wskazywał na to, że ofiary coś łączyło. Wybiła północ. Kolejna ofiara zginęła próbując wznieść toast za koniec grozy. Nad ranem znowu ruszyły przesłuchania. Znaleziono też kolejną kartkę „Groza nie ustanie aż wybije odpowiednia godzina”.
Dwa lub trzy dni później przyszły wyniki analiz papieru oraz wezwanie przed Radę Odrodzonego Królestwa Patronii. To była jeszcze cięższa rozprawa niż poprzednim razem. Widać było, że są bardzo zdenerwowani. Byli blisko odsunięcie mnie od śledztwa, ale udało mi się wybronić. Ofiara numer pięć była sługą rodu Konia czyli władców Regolonatu Morza Traw. Uważnie wczytałem się w życiorysy każdej kolejnej ofiary. Próbowałem znaleźć coś co ich łączyło. Coś co pozwoliłoby mi zastawić przy kolejnej ofierze pułapkę na zabójcę. Jesienny i Zimowy Bal Królewski w roku 182 Ery Pokoju przyniósł ofiary numer sześć i siedem. Służyły rodowi Feniksa. To była do prawdy niezwykła mieszanka. Mimo to udało mi się ich połączyć. Wszystkie te rody należały w owym czasie do Loży Świetlistych. Tylko tyle udało mi się ustalić nim nastał Noworoczny Bal Królewski roku 183 Ery Pokoju.
Ofiara numer osiem również służyła rodowi Feniksa. Spojrzałem na kolejne płachty na których rozrysowywałem układ relacji jakie łączyły wszystkie rody podczas kolejnych zabójstw. Znowu zanurzyłem się w życiorysach ofiar. Tym razem zakupiłem pakiet różnokolorowych markerów. Szukałem czegoś co łączyło ich wszystkich.
Ofiary numer dziewięć i dziesięć spowodowały, że coś zaczynało mi się klarować w głowie. Byłem prawie pewny, że udało mi się znaleźć wzór. Po kolejnej analizie siatki relacji spisałem listę pięciu potencjalnych ofiar. Nic o niej nie powiedziałem choć dostałem kolejne wezwanie do Rady Odrodzonego Królestwa Patronii. Ofiary numer jedenaście i dwanaście były na mojej liście. Rozmówiłem się z trzema ostatnimi osobami na liście. Przesłuchałem je dodatkowo. Wszyscy jednak odmówili bycia przynętą.
Dwóch nie wierzyło a trzeci odpowiedział „raz matka rodziła”. Ten zwrot mnie zdziwił gdyż ten hipolon pochodził z Regolonatu Wschodzącego Słońca a użyty zwrot pochodził z Regolonatu Morza Traw. Jednak ich zeznania pozwoliły mi odnaleźć motyw zabijania a tym samym zabójczynię. Była nią Regol’lija Kobry. Mściła się za zabójstwo ojca. Wiedziałem, że muszę ją złapać na gorącym uczynku inaczej nici z śledztwa. Numery trzynaście i czternaście zginęły. Tym razem Sasuke bo tak się nazywał ten młody hipolon zgodził się współpracować. Obaj po prostu wiedzieliśmy, że musimy ją powstrzymać. Zbliżał się czas ostatecznej rozgrywki. Nie byliśmy pewni czy ona wie o tym, że my już wiemy.
Letni Bal Królewski roku 184 nadszedł. Byłem bardzo zdenerwowany.
Potężny Dąb chciał z miejsca aresztować Regol’liję Kobry, ale wstrzymałem go. Jedyną osobą która była spokojna był panicz Sasuke, który zgodnie z naturą hipolonów z Księstwa Wysp Miecza w Regolonacie Wschodzącego Słońca zachowywał niezwykły spokój. Ten Bal Królewski był spokojny. Prawie wszyscy uznali, że Groza się skończyła. Sasuke jak wychodziliśmy zauważył moją nieco smutną minę stwierdził „Dharma czy jak wolisz Udrom jest nieubłagana”. Miał racje. Na Jesienny Bal Królewski roku 184 Ery Pokoju byliśmy o wiele bardziej przygotowani. Zachowaliśmy spokój. Nie byliśmy tak spięci. Wiedzieliśmy, że ona wie, że my wiemy. Musieliśmy jednak sprawiać wrażenie, że już sobie odpuściliśmy. Ten czas jaki spędziłem z paniczem Sasuke pozwolił mi go lepiej poznać. I nauczyć się tego spokojnego podejścia do życia. Ten młodzieniec jak się okazało lubił dwie rzeczy: poszukiwanie mądrości i coś co nazywał pozornym ryzykiem. Opowiadał jak kiedyś jeden z uczonych potrzebował ochotnika, który udowodni, że byki nie odróżniają kolorów a to co je drażni i skłania do atakowania to ruch.
Ili’maja zapytała.
– Na czym polegało doświadczenie, które miało to udowodnić?
Srebrny Wilk odpowiedział.
– To było proste. Ktoś musiał wejść do zagrody z bykiem ubrany od stóp do głów na czerwono.
Ili’maja krzyknęła
– To samobójstwo!
Srebrny Wilk odpowiedział.
– Nie. Panicz Sasuke nazwałby to pozornym ryzykiem. Wszystkie wcześniejsze doświadczenia miały wykazać, że byki nie odróżniają kolorów. Panicz Sasuke przejrzawszy wyniki badań zgodził się. Wracając do mojej opowieści. Mamy Jesienny Bal Królewski roku 184 Ery Pokoju. Wszyscy byli gotowi do akcji. Tuż przed rozpoczęciem samego balu jeszcze raz omówiliśmy plan. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Panicz Sasuke podszedł do Regol’liji Kobry i rozpoczął rozmowę. Ciężko było ich podsłuchiwać z powodu tłumu.
W końcu wyszli na jeden z niewielkich balkonów pałacu królewskiego. Najdyskretniej jak to było możliwe również zbliżyłem się do tego balkonu. Niemal słyszałem bicie nie tylko swojego serca, ale i serca będącego obok Potężnego Dębu. Ich rozmowa przedłużyła się niezwykle. Powoli traciłem cierpliwość. W końcu padło słowo „mangusta”. Weszliśmy do akcji. Niewiele było do zrobienia. Tylko zakucie oskarżonej w kajdanki i tyle. Kiedy wychodziliśmy powiedziałem do panicza Sasuke, że to było jak zabawa w czaszkańską ruletkę (My byśmy powiedzieli o rosyjskiej ruletce)
On zaś odpowiedział, że był tego świadom i, że to była czaszkańska ruletka na pięć nabojów. Ja zaś byłem szczęśliwy, że po trzech latach to wszystko wreszcie się skończyło. Mogłem wreszcie ją przesłuchać. Okazało się, że sprawa była dużo bardziej skomplikowana niż myślałem. Dużo bardziej skomplikowana.
Kiedy zacząłem drążyć sprawę głębiej mój przełożony dał mi znać, że robię wokół siebie za dużo zamieszania. Rozkazał mi dać sobie spokój aż będą ku temu bardziej sprzyjające okoliczności. Załatwiono mi też przeniesienie tutaj. Wziąłem ze sobą zgromadzoną do tej pory dokumentację tych głębszych pokładów tamtej sprawy starając się przy różnych okazjach trochę pogłębić swoją wiedzę na temat zaplecza rządzenia Odrodzonym Królestwem Patronii. To bardzo skomplikowana sieć wzajemnych relacji, interesów i sfer wpływów. Nazywają ją po prostu Matnią.
Ili’maja stwierdziła wysłuchawszy tej opowieści.
– Dobrze. Czy mogę spojrzeć na dokumentację poprzednich zabójstw z tej sprawy. Oraz mapę.
Srebrny Wilk wstając rzekł.
– Dobrze. Dar’runonie mógłbyś ją przynieść.
Dar’runon odpowiedział.
– Tak jest szefie.
Komisarz zaś powoli kuśtykając podszedł do jednej z szaf i wyciągnąwszy z niej mapę podał ją Ili’maji. Ta zaś wziąwszy mapę usiadła. Jak tylko Dar’runon przyniósł jej dokumentacje chwyciła leżące na stoliku wieczne pióro zaczęła umieszczać na mapie kolejne miejsca zabójstw. W końcu kiedy zapoznała się z całą dokumentacją i połączyła wszystkie miejsca mordów stwierdziła.
– Dobrze. Mogę bez wątpienia stwierdzić, że mamy tu do czynienia z guślarskim rytuałem i to dość potężnym.
Komisarz Srebrny Wilk zapytał.
– Czy możesz nam powiedzieć kogo lub co oni chcą przywołać?
Ili’maja odpowiedziała
– Normalnie zajęłoby mi to sporo czasu. Już samo ustalenie symbolu wyrytego w polu rytuału jest bardzo skomplikowane przez mnogość tradycji i ich odłamów. Ten symbol wydaję mi się jednak bardzo dobrze znany. Dar’runonie mógłbyś pokazać mi swoje plecy?
Dar’runon zapytał.
– Czy to jest konieczne?
Ili’maja odpowiedziała.
– Tak. Interesuje mnie dokładniej mówiąc twoja lewa łopatka. Masz tam pewien symbol guślarski.Srebrny Wilk zapytał.
– Czy ja o czymś nie wiem?
Dar’runon odpowiedział.
– To trochę skomplikowana sprawa.
Po tych słowach powoli zaczął zdejmować kamizelkę i koszulę aby w końcu zdjąwszy podkoszulek odsłonić swoje plecy. Ciało jego nie wyglądało dobrze. Był mimo wszystko lekko za chudy. Linia kręgosłupa była zbyt dobrze widoczna. W końcu jednak Ili’maja dostrzegła znak, który ją interesował. Była to sześcioramienna gwiazda zwana heskagramem. Ili’maja chwyciła leżącą na stoliku linijkę i zaczęła mierzyć poszczególne długości w heksagramie na plecach Dar’runona. Zapisawszy je ponowiła swoje pomiary z heskagramem jaki narysowała na mapie. Potem siadła i obliczyła proporcje. W końcu wstała i rzekła.
– Proporcje się zgadzają. Jak wrócę do mieszkania jeszcze raz sprawdzę te obliczenia, ale wygląda na to, że oni chcą przywołać samego Krwawego Topora.
Srebrny Wilk stwierdza ze zdenerwowaniem .
– Niech to gaszeros porwą.
Ili’maja zapytała.
– Kim jest Krwawy Topór? Znam tylko jego znak i to tylko przez przypadek.
Srebrny Wilk rozpoczął kolejną opowieść.
– Krwawy Topór zwany też Krwawym Toporem Zwiastunem Zagłady był wodzem podczas Czwartego i Piątego Haradonu. Jego pojawienie się zawszę zwiastuje kłopoty. Jego pokonanie zawsze wymagało ogromnego wysiłku. Już sam jego wzrost jest niesamowity. Według opisów dolny koniec jego mostka znajdował się na wysokości oczu elfickiego jeźdźca na dorodnym koniu. W walce wręcz to niezwykle sprawny i odważny wojownik. Jak się powszechnie uważa jest w trzech czwartych demonem a w jednej części orkiem. Jego matka wtajemniczyła go w sztukę guślarką, której używa z równie sprawnie co swojego potężnego toporzyska. Jednocześnie jest wybitnym dowódcą. Jeśli chcą go sprowadzić to czekają nas naprawdę ciężkie chwile. Brakuje tylko jednej ofiary. Zawszę jego zabicie wymagało zaangażowania całej grupy wojowników. Jest naprawdę potężnym wojownikiem. Sam siebie określa mianem Niepowstrzymanego Zdobywcy. Jak powszechnie się mnie pochodzi z plemienia Fałszywego Oblicza. Ze wszystkich orkijskich plemion tylko one używało bitewnych masek. Krwawy Topór zaś używał takiej. Wielu uważa, że to jego relikwiarz duszy, którego zniszczenie raz na zawsze zakończy jego plugawy żywot.
Ili’maja zapytała.
– Mógłbyś opowiedzieć o plemieniu Fałszywego Oblicza?
Srebrny Wilk kontynuował opowiadanie.
– Plemię Fałszywego Oblicza było jednym z najbardziej zagadkowych i tajemniczych plemion orków. Niektórzy uważają, że było ostatnim z plemion pierwotnych orków. Skupione wokół wodza, którym zostawał zawsze najsilniejszy i najsprawniejszy z wojowników. Nigdy go nie widziano poza Haradonem, więc niewiele można powiedzieć o jego zwykłej organizacji. Bezsprzeczne jest to, że wszystkie szamanki były guślarkami. Dawne Pieśni zaś wspominają o tym, że część z nich żyło w świętym bractwie. Był to niezwykłe zgromadzenie wojowniczek, które zostały wtajemniczone w sztukę guślarską. Te pieśni mówią o tym świętym bractwie rzeczy niezwykłe. Nie znały mężczyzn, ale mimo to rodziły dzieci.
Chłopców oddawały plemieniu Fałszywych Twarzy a dziewczynki przyjmowały do swojego bractwa. Dawne Pieśni wiele rzeczy przypisują temu bractwu, ale niewiele z nich zostało potwierdzone przez badania obozowisk, które bezsprzecznie przypisano plemieniu Fałszywych Twarzy. Udowodniono tylko to, że bractwo wojowniczek istniało. Wśród grobów znaleziono bowiem całe zgrupowania grobów wojowniczek, które zostały wyraźnie a nawet rytualnie oddzielone. Dziwne było to, że w jednych grobach były pochowane samotne wojowniczki a w innych pary wojowniczek. W przypadku par jedna wojowniczka była wyraźnie starsza od drugiej. Jedni przypuszczają, że to były matki i córki inni, że była to mistrzynie i ich uczennice. Trzeci zaś zasugerowani pewnymi elementami Dawnych Pieśni twierdzą, że to były dwie sworzanki (tutaj tyle co po naszemu lesbijki.)
Ja osobiście uważam, że to były po prostu mistrzynie i uczennice, które razem zmarły podczas jakieś bitwy. Czy były to sworzanki to ciężko mi powiedzieć. W każdym bądź razie chyba wybija piętnasta.
Dar’runon spojrzawszy na zegar stwierdził.
– Tak. Już zaraz będzie piętnasta. Trzeba kończyć pracę. Słuchaj Ili’majo czy nie mogłabyś przez kilka pierwszych dni zamieszkać u mnie?
Ili’maja odpowiedziała.
>- Nie. Jak wrócę do mieszkania mam zamiar jeszcze przynajmniej parę razy sprawdzić moje obliczenia. Sprawa jest zbyt poważna, aby pozwolić sobie na tylko pojedynczym wykonaniu obliczeń.
Komisarz stwierdził.
– Na zabieranie pracy do domu nie mogę pozwolić. Jak to mawiał mój mentor i pierwszy przełożony Czujny Wilk mawiał „Co w pracy to w pracy, co w domu to w domu”. Ja zaś wyjeżdżając na tą placówkę dałem słowo, że będę przestrzegał tej zasady. Słowo zaś jest dla każdego orka rzeczą ważną i świętą. Nie chciałbym być zmuszony do użycie względem panny siły fizycznej czy też innych środków przymusu bezpośredniego.
Ili’maja westchnąwszy stwierdziła.
– Rozumiem.
Po tych słowach zdjęła maskę i odłożyła ją obok kartek z obliczeniami aby po chwili powiedzieć.
– Co w pracy to w pracy, co w domu to w domu.
Srebrny Wilk złożywszy razem wszystkie kartki włożył je do całkiem cienkiej aktówki, którą następnie umieścił z pomocą Dar’runona w szufladzie. Tanaońską maskę zaś umieścił na wieszaku w jednym z niewielkich biur. Wróciwszy do nich powiedział:
– To będzie twoje stanowisko pracy. Mam nadzieje, że długo tu zabawisz.
Ili’maja odpowiedziała.
– Plan jest tylko na tą sprawę.
Komisarz stwierdził.
– I taki to będzie długo.