08.32 22 miesiąca Szczura roku 221 Ery Pokoju

Odrodzone Królestwo Patronii

Regolonat Kobry

Księstwo Wilka

Miasto Dwór Wilka

Dar’runon niemal spokojnie podszedł do kolejnej ofiary. Stał przy niej już stary policjant. Pochodził z rasy orków więc był jak wszyscy jej przedstawiciele ciężko zbudowany twarz miał kanciastą a linia włosów na czole była tak cofnięta, że szczyt głowy był niemal pozbawiony włosów. Kulał on na prawą nogę. Laska jakiej używał była dębowa z srebrną główką przestawiającą wilcza głowę o szczerzących się kłach. W okolicy kręcili się jeszcze technicy policyjni robiący zdjęcia miejsca zbrodni i jego najbliższego otoczenia. Ili’maja zdążyła spojrzeć tylko na jedną ciętą ranę jaka ciągnęła się w okolicach przepony. Trup miał rozciągnięte ręce i nogi. W końcu jej towarzysz stwierdził.

– Witaj Szefie. Ta tanaja to Ili’maja Moon. Moja ciotunia usłyszała o naszych problemach i postanowiła dostarczyć nam wsparcie. Ili’majo to mój szef komisarz Bolesław Srebrny Wilk Wilczyński z plemienia Białego Wilka.

Srebrny Wilk odpowiedział.

– Cieszę się, że jakieś wsparcie do nas dotarło. „Bagno” to straszna dzielnica. Rok w rok otrzymujemy uzupełnienia z puli kończących szkolenie policjantów. Nasza dzielnica pochłania ich jak bagno nieostrożnych podróżników. Dar’runon jest jedynym posterunkowym jaki przeżył ostatnie sześć lat tutaj. Giną w strzelaninach zamachach, popełniają samobójstwa, są wysyłaniu do zakładów zamkniętych czasem do więzień. Ja zaś jestem pierwszym policjantem po tej stronie Wilczej Rzeki, który ma szansę dożyć do emerytury. Ten rok szkoleniowy będzie moim ostatnim. Zostało już tylko kilka miesięcy. Wracając do sprawy. Ten tutaj to tak zwany „niezapisany”. Wiek gdzieś między dwudziestym a trzydziestym. Mieszaniec z przewagą cech orkijskich.

Ili’maja zapytała.

– Co to znaczy „niezapisany”?

Komisarz odpowiedział.

– Pełno ich tu. Rodzą się poza systemem. Najczęściej gdy osiągają dorosłość wypalane są im odciski palców. To właśnie oni są odpowiedzialni za przeludnienie tej strony Wilczej Rzeki. Jest ich mnóstwo. Zrzeszają się w tak zwane „księżycowe plemiona” łączą ich więzy krwi i ścisłe terytorium. Swoich kobiet pilnują jak mało kto. Wystarczy, że ktoś poza określonym dniem w roku dotknie kobietę lub dziewczynę z poza swojego plemienia to jest martwy. Zwykle zabija go aktualny chłopak lub mąż. Jest też inny problem. Tu ciągle praktykowana jest tradycja krwawej zemsty. Obrazisz kogoś musisz umrzeć. Właśnie to zabija większość żółtodziobów. Nie znają większości tutejszych zwyczajów. Policjanci są tu traktowani jak jedno z plemion. I to najsłabsze z wszystkich, bo nie mające w zwyczaju zabijania. Czasem jednak poszczególni policjanci są otaczani swoistą mieszanką strachu i szacunku. Otrzymują wtedy pewne szczególne imię. Jest ono używane zamiast właściwego, aby nie wezwać osoby. O mnie najczęściej mówią „Trzy Wozy” choć czasem słyszę też „Stary Pies”. Tu każdy kto dożyje czterdziestki jest uważany za starego. Dar’runon zaś to niezmiennie „Cień Śmierci”.

Ili’maja zapytała.

– Mamy jakiś podejrzanych?

Srebrny Wilk odpowiedział.

– Tak. To tutejsza organizacja dążąca do oderwania całego Księstwa Wilka od Odrodzonego Królestwa Patronii. Nazywają się „Wilcze Królestwo”. Ich plany obejmują też całkowite odrodzenie Wilczego Królestwa. Większość z nich to orkowie choć ponoć wśród przywódców można trafić na kilka elfów. Problem z nimi jest ogromny gdyż mają najprawdopodobniej jakieś niejasne powiązania z miejscowymi elitami. No i problemem jest to, że wśród członków tej organizacji miażdżącą przewagę mają „niezapisany”. Czasem słyszę, że ostatnie „diablątko” było za wcześnie i, że to „Wilcze Królestwo” je sprowadziło aby wywrzeć wpływ na wodzów księżycowych plemion. Nie wiem co o tym myśleć. Niezaprzeczalne pozostaje to, że „Wilcze Królestwo” jest jedyną grupą, której nie jesteśmy kontrolować. Żaden z wydziałów policji królewskiej nie ma tam wtyczek.

Ili’maja przyjrzała się ciału aby w końcu stwierdzić.

– Tak. To najprawdopodobniej był rytuał. Co gorsza podejrzewam, że był to rytuał przywołania. Nie jestem pewna, ale serca w ofierze składały tylko orkijskie guślarki.

Dar’runon zapytał.

– Kim były orkijskie guślarki?

Srebrny Wilk odpowiedział.

– Nikim kogo chciałbyś spotkać.

Ili’maja rozpoczęła wywód podczas, którego technicy zabrali ciało ofiary.

– Orkijskie guślarki były i jak widać dalej są tą częścią dziedzictwa orków o którym ta dumna rasa wojowników chciałaby zapomnieć. Wedle ich opowieści w Świecie Duchów jest jedno miejsce do którego szamanki podczas swych wędrówek nie powinny się zbliżać. Było znane jako Jezioro Krwi. To stamtąd miała pochodzić Orkijska Furia. Klątwa nałożona na tą rasę. Ich wieczne znamię z którym każdy ork musi się zmagać. Duchy zamieszkujące Jezioro Krwi były kiedyś wojownikami, którzy stracili kontrolę nad ową skazą. Za życia byli nazywani Ber Skareros. Po śmierci zaś gaszeros. Czasem szamanki dały się zwieść ich potędze i związywały się z nimi paktem. Oznaczało to dla nich dostęp do potężnych i zakazanych rytuałów do których jednak była potrzebna krew. Czasem niewiele ale czasem całe mnóstwo. Plemię, które odkryło, że ich szamanka zawarła taki pakt wyganiało ją precz. Takie wygnane szamanki orkowie z pierwszego Księstwa Topora nazwali właśnie guślarkami.

Dar’runon zapytał.

– Czy domyślasz się co ma zostać przywołane?

Ili’maja odpowiedziała.

– Niestety rytuały guślarek to jedno z bardziej skomplikowanych zagadnień. Uczyłam się o ośmiu tak zwanych drzewach. W każdym drzewie było co najmniej pięć szkół. Każda ze szkół składała się z kilku linii przekazu. Ta tradycja okultystyczna jest najbardziej zróżnicowana. Świat Gaszeros zawszę należał do najbardziej dynamicznych. Charakter i moc poszczególnych duchów ulegała ciągłej zmianie. Większość z nich jest opisywana przez trzy lub cztery aspekty. Ciężko jest ustalić mając tylko pojedynczą ofiarę do kogo dana guślarka się zwracała.

Komisarz Srebrny Wilk skomentował to.

– To już będzie piąta ofiara.

Ili’maja stwierdziła.

– To nie dobrze. Zwykle ofiar jest sześć. Potrzebuję dokumentów dotyczących czterech poprzednich ofiar. Interesuje mnie wszystko. Czas zgonu, ułożenie ciała, na tyle na ile jest to możliwe ustalenie pozycji społecznej ofiary. Wszystko.

Dar’runon zapytał.

– Coś cię niepokoi?

Ili’maja odpowiedziała.

– Tak. Nigdy nie spotkano się z guślarkami tak daleko na południe. Wszystkie zlokalizowane i zniszczone wspólnoty były na terenie Regolonatu Morza Traw. Nigdy nie widziano ich nawet w Regolonacie Topora czy Regolonacie Serce Smoka.

Srebrny Wilk stwierdził powoli idąc w kierunku samochodu.

– Orkowie wędrują. Poza tym chyba istnieją jakieś dokumenty o tych wszystkich tradycjach okultystycznych.

Ili’maja odpowiedziała.

– Dokumenty istnieją. Są jednak przechowywane w Czarnej Wieży Biblioteki Wieży z Kości Słoniowej. Dostęp do niej mają tylko osoby które zostały bardzo dokładnie sprawdzone. Nawet po udostępnieniu tych dokumentów każda z nich jest obserwowana zarówno przez Cienie jak i Daralan Tanajalan. Nieograniczony dostęp do tych materiałów ma tylko jedna osoba Mistrz Cieni.

Srebrny Wilk jak wszyscy wsiedli do samochodu stwierdził.

– Wybacz, że nie szukamy świadków ale to już strata czasu. Co do Mistrza Cieni to muszę stwierdzić, że danie mu nieograniczonego dostępu do tak niebezpiecznych papierów to był bardzo zły pomysł.

Ili’maja, która musiała usiądź z tyłu stwierdziła.

– To jest mu potrzebne do wykonywania jego obowiązków.

Srebrny Wilk, który prowadził stwierdził.

– Trzeba też pamiętać, że on w jakiś sposób należy do Dworu Królewskiego. On zaś jest niczym innym jak tylko gniazdem najbardziej jadowitych żmii.

Ili’maja powiedziała.

– To bardzo niegrzecznie tak mówić o Dworze Królewskim. Właściwie ociera się to o obrazę majestatu.

Komisarz odparł ten zarzut tymi słowami.

– Może panna tak uważać. Ja zaś widziałem ten Święty Spektakl od kulis. Prowadziłem tam moją pierwszą sprawę. Słyszała panna o Czerwonej Kobrze.

– Tak. Niewiele, ale słyszałam. Bardziej o jej uwolnieniu niż o skazaniu.

Komisarz Wilczyński rozpoczął swoją opowieść.

– Kiedy zostałem policjantem nie od razu tu trafiłem to tego gniazda wszelkiej zbrodni. Najpierw dostałem przydział do samej stolicy. Było to związane z tym, że jestem jednym z ostatnich przedstawicieli plemienia Białych Wilków. To miała być spokojna służba. Po trzydziestu latach miałem przejść na emeryturę. Taki był plan moich przełożonych. Niestety po drodze braki kadrowe spowodowały, że czas służby przedłużono do czterdziestu lat. Teraz zaś już raczej uda mi się przejść na emeryturę. Współczuję jednak tym, którzy teraz podejmują służbę. Wracajmy jednak do mojej opowieści o Czerwonej Kobrze mamy Jesienny Bal Królewski roku 181 Ery Pokoju. W moim posterunku nie było jakoś większego ruchu. My nie uczestniczyliśmy w tym całym zamieszaniu jakie zwykle było wywoływane przez Bal Królewski. Po prostu nie byliśmy tam potrzebni.

Mimo to komisarz Czujny Wilk mój ówczesny przełożony kazał mi zostać na noc. Musieliśmy zachować pełną gotowość do podjęcie śledztwa. Tam było mnóstwo ważnych osób. Samych ijonów było blisko stu. Prawie każdy z osobą towarzyszącą i średnio dwudziestoosobowym pocztem. Już sprawy związane z posiłkiem były tak skomplikowane, że spokojnie mogły być pretekstem do jakiś problemów czy też zamieszek. Z mojego miejsca organizacja tego wszystkiego budziła zachwyt. Niedługo po północy dostaliśmy wezwanie. Jeden z hipolonów został znaleziony martwy. Zaraz pojechaliśmy. Zamieszanie było potworne.

Towarzysze Królewscy robili wszystko co było możliwe aby umożliwić nam zebranie wszystkich możliwych dowodów. Największym problemem było to, że trzeba było przesłuchać ogromną liczbę świadków. Czujny Wilk ze względu na zainteresowanie mediów tą sprawą przydzielił mnie do tej pracy a sam zajął się mediami. To był dla mnie bardzo szybki awans. Cóż miałem najlepsze wyniki i większość moich wykładowców napisała bardzo dobre opinie. Sprawa była bardzo ważna. Mistrz Towarzyszy Królewskich Potężny Dąb był bardzo pomocny. Cóż obaj z różnych powodów byliśmy zainteresowani jak najszybszym rozwiązaniem tej sprawy. Świadków musieliśmy przesłuchiwać kilka razy. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał.

To wyglądało naprawdę dziwacznie. Kilkutysięczny tłum i nikt nie widział nic dziwnego. Nie mieliśmy żadnego śladu. Tylko skomplikowaną truciznę na widok wzoru, której Mistrz Cieni zaniemówił. Nie poznał w niej żadnej znanej mu trucizny. Właściwie to była mieszanka kilkunastu roślinnych i zwierzęcych trucizn oraz kilku związków, które Mistrz Cieni nazwał „opóźniaczami”. Miały one za zadanie opóźnić działanie trucizn tak aby zamachowiec mógł oddalić się na bezpieczną odległość. Same trucizny były dobrane tak aby nie było szans uratować osoby zatrutej. Po prostu nawet jeśli udałoby się znaleźć sposób na zniwelowanie wpływu ich części to pozostałe albo działałyby jak zwykle albo nawet ich działanie zostałoby wzmocnione.

Sytuacja była dość nerwowa. Nie mieliśmy nawet śladu tropu. Nawet jednej poszlaki. Nadszedł Zimowy Bal Królewski roku 181 Ery Pokoju. Byłem na nim. Modliłem się aby zabójca podjął kolejną próbę ataku. Wiedziałem, że jeśli nie uderzy to nie będziemy w stanie go aresztować. Z jednego punktu nie da się odgadnąć wzoru. Mając dwa punkty już można coś powiedzieć. Nie liczyłem na możliwość aresztowania zabójcy. Teren do obserwacji był ogromny, liczba potencjalnych celów też nie była mała. Mistrz Towarzyszy Królewskich był cały czas w kontakcie ze mną. Czuło się zmianę. Ochrona poszczególnych regolonów była wyraźniejsza.

Towarzysze Królewscy zaś wyjątkowo zmobilizowani. Wiedzieli, że już raz zawiedli. Starali się być uważni. Potężny Dąb w rozmowie ze mną stwierdził, że to było pierwsze zabójstwo na Dworze Królewskim w ciągu całej historii Towarzyszy Królewskich. Już wtedy wydawało mi się, że dość wątpliwe było aby to była robota kogoś z zewnątrz. Kilkaset możliwych ofiar, kilkuset możliwych zabójców. Dawne waśnie rodowe powoli wychodziły. Tak jak poprzednio ofiara zginęła wraz z dwunastym uderzeniem zegara. Zrobiło się nerwowo gdyż śmierć nastąpiła w Wielkiej Sali. To znowu był hipolon. Teraz zwróciłem baczniej uwagę na przynależność. Służył pod rodem Jastrzębia. Tak samo jak poprzednia ofiara.

Ili’maja zapytała.

– Czy ród Jastrzębia nie wymarł jakieś pięćset lat temu?

Srebrny Wilk przystając na światłach odpowiedział.

– Nie. Pięćset lat temu po prostu stracił swego rodzaju samodzielność. Zachował Regolonat Czaszki, ale został poddany pod opiekę rodowi Feniksa. Ród Jastrzębia panował na swoich ziemiach, ale rządził na nich ród Feniksa. Było to związane z oskarżeniem rodu Jastrzębia o regularne praktykowanie kazirodztwa. Nie wiem jak się teraz z tym rodem sprawy mają, ale w czasach mojego pierwszego śledztwa raczej izolowali się od „skalanej krwi”. Uważali się za tych którzy na wszelki wypadek przechowują „Świętą Krew”. Wracając do mojej opowieści. Sekcja zwłok tylko potwierdziła nasze przypuszczenia. Niestety tych dwóch hipolonów nic poważnego nie łączyło. Poza tym rzecz jasna, że służyli jednemu rodowi. Sprawa była coraz bardziej nerwowa. Zaczęto mówić o Zgubie Jastrzębia. Najbardziej przejęli się rzecz jasna Towarzysze Królewscy. Znowu zawiedli. Ja zaś znowu nie miałem śladu dowodu. Zacząłem się uważniej pytać o ród Jastrzębia. Wiedziałem, że gdzieś w jego dziejach jest ukryte rozwiązanie sprawy. Zacząłem pytać o ewentualne waśnie rodowe lub coś co mogłoby wyjaśnić dlaczego zginęło tych dwóch. Tego co się dowiedziałem nie sposób opowiedzieć. Cały czas trwała tam walka jednego z rodów przeciwko drugiemu. Ijoni a zwłaszcza przywódcy poszczególnych rodów muszą cały czas zachowywać czujność. Cały czas muszą mieć świadomość kto z kim jest w jakich relacjach. Kto prowadzi z kim waśń rodową? O co się zaczęło?

Kto właśnie zawarł z kim przymierze na przeżycie? Ijońskie rody są splecione ze sobą skomplikowaną i ciągle dynamiczną siecią relacji. Kiedyś popularne były mariaże czyli przymierza pieczętowane małżeństwami. W tamtych czasach zaś coraz częstsze były przymierza na przeżycie. Jest to związane z problemem całej rasy elfów, która dominuje wśród ijonów. Rodzi się coraz mniej chłopców. Jest to związane właśnie z pewnym zamknięciem się struktur genealogicznych w obrębie kilkunastu rodzin. Już wtedy ten proces był widoczny. Trzeba wiedzieć, że wszystkie rodu ijońskie w całej Patronii wywodzą się raptem z dwudziestu kilku elfów, kilku orków, kilku ludzi i tyle. Wątpię aby w sumie na samym początku było więcej niż czterdzieści rodów. Wtedy było ich razem z rodem Jastrzębi chyba dwadzieścia, wszystkie rzecz jasna straszliwie ze sobą zmieszane. Teraz zaś jest chyba coś koło dziesięciu rodów. Ijoni mogą zawierać związki tylko w obrębie tych rodów. Dziedziczenie jest bezlitosne.

W tym momencie Srebrny Wilk ruszył naprzód aby po chwili kontynuować.

– Szybko okazało się, że dwa punkty to za mało. Ród Jastrzębi miał za dużo rozpoczętych waśni rodowych, kilka przymierzy na przeżycie, był pod opieką innego rodu, uczestniczył też w kilku niezbyt jasnych incydentach. Nim odnalazłem się w tym gąszczu wzajemnych relacji nastał Bal Noworoczny 182 roku Ery Pokoju. Na Dworze Królewskim cały czas wzrastało napięcie. Poruszano się tylko w kilkuosobowych grupkach. Każdy wiedział, że ród Jastrzębia jest najbardziej narażony na różnego rodzaju problemy związane z dziedziczeniem. W tym te, które objawiają się różnego rodzaju dziwactwami i pewnego rodzaju nadmierną nerwowością w podejmowaniu decyzji. I uporem w ich realizacji. Mówiono już wcześniej „Dziwaczny jak z rodu Jastrzębia”. Każdy kto nie wypił z wszystkich dzbanków był od razu podejrzany. Północ wybiła. Zguba Jastrzębia była bezlitosna. Zabiła po raz kolejny. Kolejny punkt na mojej mapie został wbity.

Po kilku dniach zostałem wezwany przed oblicze Rady Królewskiej. Miałem dla nich dwie wiadomości. Dobrą i złą. Dobra była taka, że udało się wykreślić kilku podejrzanych. Zła zaś była taka, że zostało ich kilkudziesięciu. Jego Królewska Wysokość Mi’runon II niech Op’teon da mu długie lata panowania zapytał mnie czego potrzebuję aby skreślić kolejnych podejrzanych. Zadał to pytanie choć znał odpowiedź. Tak mu też odpowiedziałem. Po sali przebiegł szmer przerażania. Wszyscy wiedzieli, że ten koszmar musi jeszcze trochę potrwać. Nikt nie wiedział jednak ile. To właśnie było najbardziej przerażające. Próbowałem znaleźć coś co łączyło tych trzech hipolonów. Oczywiście coś więcej niż tylko służba u jednego ijona.

Wiedziałem, że każda kolejna ofiara będzie czyniła ten obraz wyraźniejszy. Nie wiedziałem jednak ile będzie jeszcze tych ofiar. Wyczekiwałem kolejnej ofiary. Mistrzowi Towarzyszy Królewskich kazałem dyskretnie zwiększyć ochronę nad członkami rodu Jastrzębia i jego sługami. Wszystkim zależało na znalezieniu nieuchwytnego zabójcy. Ja zaś próbowałem znaleźć klucz, który posługiwał się zabójca. W końcu nadszedł Wiosenny Bal Królewski roku 182 Ery Pokoju. Atmosfera była coraz bardziej napięta. Ijoni przyszli z dość dyskretnie ukrytą bronią oraz w garniturach przerabianych na miękkie kamizelki kuloodporne.

Służący im hipoloni nie byli tak dyskretni. Każdy przeszedł przynajmniej z mieczem co rzecz jasna spowodowało drobne sprzeczki z towarzyszami królewskimi. Byli oni przecież odpowiedzialni za bezpieczeństwo króla i jego dworu a tu wokół króla kręciło się kilkuset uzbrojonych potencjalnych zamachowców. Ijoni tym razem nie ruszali się bez towarzystwa swoich hipolonów nawet za potrzebą. Wtedy po raz pierwszy zwróciłem uwagę na Regol’liję Kobry. Nigdy nie nauczyłem się jej imienia. Przede wszystkim jej obstawa zwracała uwagę. Używała ich miejscowego uzbrojenia. Ona zaś po raz pierwszy ubrała się w suknię. Czerwoną suknię. Wcześniej używała sari wraz z resztą stosownych elementów stroju. Obstawa nie zmieniła stroju. Dzięki temu mogłem zwrócić uwagę na naszyjnik, który nosiła. Przedstawiał zwiniętą kobrę z twarzą człowieka zamiast swojego zwykłego pyska. Oczy były wykonane z niewielkich rubinów.

Atmosfera była niezaprzeczalnie ponura. Mimo wysiłków najlepszych muzyków i różnego rodzaju artystów nikomu nie było wesoło. Wszyscy zastanawiali się kto będzie następny. O północy stało się coś co wszystkim wstrząsnęło. Zginął hipolon Feniksa. To była wieść doprawdy przerażająca. Dopiero ona posiała całkowity strach. W jednej z toalet znaleziono kartkę z napisem „Nazywam się Czerwona Kobra”. Od razu dałem kartkę do analizy. Wiedziałem, że po raz pierwszy mam coś co było niewątpliwym śladem. Coś co może doprowadzić mnie do zabójcy.

Srebrny Wilk zatrzymał się aby wjechać na parking ich posterunku. Znajdował się on na skrzyżowaniu ulic Wysłanników Królewskich i Westchnień. Ulica Wysłanników Królewskich była jedną z dwóch głównych ulic i przecinała miasto Wilczy Dwór z wschodu na zachód. Drugą główną Ulicą był Trakt Królewski, który przecinał tak zwany Stary Brzeg czyli starsza część miasta z północy na południe. Ulica Westchnień zaś przecinała w ten sam sposób prawie cały Nowy Brzeg. Kończyła bowiem swój bieg w potężnym kompleksie więziennym, który stał w centrum regionu miasta umownie zwanego „Kraty”.

Ten region był najbardziej na północ ustawionym regionem Nowego Brzegu. „Bagno” znajdowało się nieco bardziej na południe potem był region nazywany Starym Zarzeczem, dalej było Nowe Zarzecze. Te dwie nazwy były oficjalne. „Bagno” i „Kraty” w dokumentach były nazywane po prostu Nowe Zarzecze 2. To określenie jednak się nie przyjęło.

Te dwa regiony było do siebie tak różne, że raczej mówiono o „Bagnie” i „Kratach” niż o Nowym Zarzeczu 2. O ile „Bagno” powstało mimo regularnej siatki ulic jako wynik naturalnego i całkowicie spontanicznego rozwoju miasta o „Kraty” były regionem całkowicie zaprojektowanymi i zbudowanym niemal całkowicie z Więzieniem Książęcym numer 451, które stanowiło jego centrum nie tylko w sensie geometrycznym, ale również w sensie egzystencjalnym. „Kraty” powstały i istniały tylko jako zaplecze mieszkaniowe dla Więzienia Książęcego numer 451. Ulica Wysłanników Królewskich została przedłużona tylko dla zapewnienia wygodnej i w miarę krótkiej drogi między Sądem Książęcym a Więzieniem Książęcym numer 451.

Dla każdego Księcia Wilka „Bagno” było dużym wyzwaniem. Niezaprzeczalnie było częścią stolicy. Niezaprzeczalnie jednak było również głównym siedliskiem niezapisanych i wszelkiego rodzaju przestępców. Było regionem, który cały czas przypominał władzy miejskiej, że są miejsca gdzie ona nie sięga. Zresztą Książe Ta’lupon był zbyt mocno zaplątany w różnego rodzaju układy i układziki aby być w stanie zrobić z tym regionem jakikolwiek porządek.