Co rok zza lady, obserwuję reakcje uczniów, nauczycieli, także rodziców – dorosłych radzyniaków na spotykanych po wakacjach starych znajomych.
Wracają po wojażach, szeroko uśmiechając się do dawno ( może i dwa miesiące) nie widzianych twarzy. „O, aleś się opalił!”, „Schudłaś?” – to tylko niektóre z serdecznych powitań, jakie można usłyszeć. Znów obiją się o uszy stare prawdy – o dzieciach, które rosną w czasie snu. O tym, że czas nas uczy pogody…
I choć w czasie pozostałych 10 miesięcy, często mamy siebie dość, jestesmy sobą zmęczeni lub dopada nas już jesienna melancholia, lubimy powracać.
Do naszych rytuałów, codziennych spotkań, tradycyjnych pytań, zaczepek i dowcipów.
To także pewna wspólnota doświadczeń, choćby sprowadzała się czasem do znajomości nazw i lokalizacji czegoś, czego już w miejskiej topografii Radzynia próżno szukać.
Radzyń – miasto, do którego wracamy. Do znanych, oswojonych przestrzeni i do konkretnych ludzi, którzy czynią z niej coś naszego, wyjątkowego, czasem intymnego. Jedna z przybyszek porównała nasze miasteczko do ucha filiżanki z ulubioną kawą.