Dwunastego lutego 1548 roku odbył się w Sandomierzu uroczysty ślub trzydziestotrzyletniego marszałka wielkiego litewskiego z piętnastoletnią Elżbietą, córką zmarłego wcześniej kanclerza Szydłowieckiego. Na weselu pojawiło się dużo znamienitych gości, na czele z wielkim księciem litewskim. Brakowało natomiast Mikołaja Rudego, który chociaż bardzo chciał przybyć na uroczystości weselne, to jednak musiał pozostać w Dubinkach i strzec przed niebezpieczeństwem Barbary.


Długi pobyt w dubińskim zamku coraz bardziej niepokoił wielką księżnę Litwy, która zaczęła obawiać się, że zostanie porzucona przez Augusta. Dochodzące do niej plotki stawały się coraz bardziej prawdopodobne, gdyż jej ukochany pisał wprawdzie listy, ale nie wracał. Najgorsze było jednak to, że nie wiedziała, kiedy zakończy się jej pobyt w Dubinkach, w których przebywała już od czterech miesięcy, nie opuszczając ani na chwilę zamku.

Tymczasem August nie myślał o niczym innym, jak tylko o tym, aby wreszcie ujrzeć ukochaną. Jednak sprawy związane z jego małżeństwem wzięły niekorzystny obrót i nie najlepiej wróżyły na przyszłość. Z tych też przyczyn wielki książę powrócił wprawdzie do Wilna, ale nie sprowadził tam swej małżonki. Zaniechał też wyjazdu do Dubinek, gdyż nie miał z czym jechać do Barbary. Czekał więc na dalszy rozwój wydarzeń, nie wiedząc za bardzo co ma zrobić.

Ta bezczynność Augusta zaniepokoiła w końcu Mikołaja Czarnego, który chociaż sam był młodym małżonkiem, to jednak nie przestawał myśleć o małżeństwie swojej stryjecznej siostry. Z tego też powodu pospiesznie udał się z żoną na Litwę i wezwał Rudego, aby potajemnie przybył do Wilna. Po długiej i nerwowej rozmowie obaj Radziwiłłowie zdecydowali się, aby udać się w tej sprawie do Augusta. Czekając na audiencję u wielkiego księcia prowadzili kolejną już rozmowę na ten sam temat.

-Wielce mi się to nie podoba, panie bracie, bo już przecież cztery miesiące siedzę w Dubinkach, a kniaź po nas nie posyła.

-Nie dziwuj mu się bracie, bo sprawy mają się coraz gorzej – oznajmił wyraźnie zdenerwowany Czarny.

-Zaczynam się bać, że on wyprze się wszystkiego.

-Nie wyprze się, nie dopuścimy do tego. Trzeba go przycisnąć, aby i na Litwie ogłosił w końcu Barbarę jako swoją małżonkę – zaproponował marszałek litewski, zaniepokojony bierną postawą Augusta w tej sprawie.

-Pisał mi kniaź, że w Piotrkowie na sejmie całą rzecz ogłosił posłom, i że ci nie protestowali.

-A cóż ci miał pisać, bracie – zaczął drwiąco Czarny. – Nie protestowali, bo sejm się kończył i posłowie chcieli jak najszybciej jechać do domów. Starosta Gnojeński, który mi mówił o wszystkim, twierdzi, że nie protestowali w izbie poselskiej, bo nikt temu nie dowierzał. Ale po skończeniu sejmu otwarcie oponowali pod zamkiem i wiele złego mówili o naszym rodzie.

-Już wszyscy po całej Litwie o tym mówią – przerwał mu Rudy.

-Nie dziwuj się bracie, bo przecież muszą o czymś gadać. Stary król jakoś nie chce umierać, to gadają o ożenku kniazia – zażartował Czarny.

W tym samym momencie stanął przed nimi Lasota i poprowadził ich do komnaty wielkiego księcia. August widząc Rudego od razu zwrócił się do niego z pytaniem.

-Panie podczaszy, przecież powierzyłem ci pilnowanie mojej małżonki Barbary?

-Wybacz mi panie, ale musiałem zajechać do domu. Chcę też oznajmić, że nasza siostra, a twoja panie małżonka, dopytuje się czemu wasza książęca mość nie przyjeżdża do Dubinek? – pytał oskarżającym tonem.

-Trudne sprawy i złe wieści nie pozwalają mi na to, panie podczaszy – odrzekł twardo August, lecz Rudy nie ustępował.

-Księżna Barbara boi się najgorszego, bo jej pisałeś panie, że ujrzy cię w połowie lutego, a przecież już marzec się kończy.

-Już niedługo. Cierpliwości.

-To niech wasza książęca mość jej to przekaże, bo ja już nie wiem, co mam jej mówić – skończył nerwowo Rudy. August jednak milczał, stąd też po chwili włączył się Czarny.

-Miłościwy panie, nie można tak bez końca czekać. Trzeba coś robić, bo wtedy tylko najgorszych rzeczy można się doczekać. – Po tych słowach August zdenerwował się na dobre.

-Panie marszałku, na miły Bóg! Czego się spodziewasz. Dostałem list od czcigodnego ojca. Zatem posłuchaj co mi pisze – i sięgnąwszy po niego zaczął nerwowo czytać. – „Jest to rzecz niesłuszna synu i jako ci rzekłem w Piotrkowie, nie może się to stać. Zatem, nie czekając nawet godziny, zerwij ten niegodny związek i pomyśl o takim, który by państwom naszym przyniósł pożytek, a majestatowi króla polskiego i wielkiego księcia Litwy blask dostojeństwa”. – Tu August spojrzał na Radziwiłłów, którzy popatrzyli tylko na siebie i milczeli. – I cóż mi powiecie, panowie Radziwiłły?

-Przecież jesteś panie koronowanym królem w Polszcze i panujesz samodzielnie tu na Litwie. Mniemamy zatem, że nikt nie będzie ci panie rozkazywał i mówił, co masz czynić, panie? – wtrącił niepewnie Czarny.

-Łatwo ci mówić marszałku i wierz mi, że czasem ci zazdroszczę. Ja nie mogłem tak jak ty, poślubić Barbary na oczach ludzi i sprawić sobie weselisko, tylko musiałem wszystko skrywać.

-Poślubiłeś ją miłościwy panie i nie możesz się jej teraz wyprzeć, tylko przez to, że niektórzy się temu sprzeciwiają? – Teraz dopiero Rudy pojął, że powiedział za dużo. Zrozumiał to bardzo szybko, gdyż August zmierzył go groźnym wzrokiem i stanowczo odrzekł.

-Już ja wiem co mam czynić! – Nastała chwila ciszy, aż w końcu Jagiellon nieco ochłonął i odparł swemu szwagrowi.

-Nie obawiaj się, panie podczaszy. Poślubiłem Barbarę i nie wypieram się jej. Czekam tylko, aż ta burza przeminie.

-Obawiam się panie, że ta burza dopiero nadchodzi – wtrącił się Czarny.

-Myślę, że to co najgorsze już przeszło. Nie dalej jak wczoraj otrzymałem list od pani matki, która potępiła moje małżeństwo. Oznajmiła mi też, że czcigodny ojciec ciężko się rozchorował, po tym co usłyszał ode mnie w Piotrkowie. Stąd też pisze mi, abym miał wyrozumienie i litość dla mego czcigodnego ojca, bo on przecież stoi nad grobem. – Po tej wypowiedzi Rudy z Czarnym spuścili głowy, nie wiedząc co powiedzieć.

– Dowiedziałem się też, że pani matka pisała do mojej siostry Izabelli, królowej węgierskiej, aby próbowała mnie odwieść od tego małżeństwa. A podskarbi Hornostaj powiedział mi, że moi rodziciele przysłali list do kanclerza Hlebowicza, zapewne po to, aby mnie namawiał do porzucenia małżonki mojej miłej.

-Trzeba zatem jednać sprzymierzeńców – zaproponował Czarny.

-Pochwal się zatem panie marszałku kogo zjednałeś, oprócz kanclerza i hetmana Tarnowskiego, których ci poleciłem?

-Kasztelan poznański Górka, obiecał być nam przychylny – pochwalił się Radziwiłł.

-Kasztelan Górka może i był ci przychylny, marszałku, bo nie wiedział o małżeństwie, ale po tym jak mu powiedziałem na sejmie o małżeństwie, nie pisał mi bynajmniej, że będzie mnie popierał w tej sprawie.

-Jeszcze jest marszałek Kmita – przypomniał sobie Czarny. Nie zdążył jednak dokończyć, gdyż głos ponownie zabrał August.

-Marszałek Kmita czeka na to, jak się dalej potoczą sprawy i dopiero wtedy opowie się po jednej ze stron. A dopóki słucham rad hetmana Tarnowskiego, to marszałek Kmita do nas nie przystanie, tylko do przeciwników. Próbuję wprawdzie ich pogodzić, ale przestaje wierzyć, że mi się to uda. A jak mam już wybierać, to wolę pewnego hetmana Tarnowskiego niż niepewnego marszałka Kmitę.

-A może by tak zjednać dla naszej sprawy księcia Albrechta? – podsunął propozycję Rudy.

-Dobrze, że o tym wspomniałeś panie podczaszy, bo przedwczoraj Lasota powrócił z Królewca. Książę Albrecht przyznał otwarcie, że nie pochwala tego ożenku, bo myślał, że to jego córkę poślubię. Co gorsze, na jego dworze rozpowiadają o nieprzyzwoitym prowadzeniu się księżnej Barbary w młodości.

-Panie, chyba w to nie wierzysz? – zapytał rozżalonym głosem Rudy.

-Wiem o jej wcześniejszych latach wszystko i skoro mi to nie przeszkadzało przy ożenku, to i teraz mi to nie wadzi. Nie martwię się tym co mówią niektórzy, tylko tym, że wszyscy są przeciwko nam i ciężko będzie ich przezwyciężyć.

-Trzeba zatem działać, panie, zanim oni rozpoczną kroki przeciwko nam.

-Panie marszałku, jesteś w gorącej wodzie kąpany. Mój ożenek nie był taką łatwą sprawą jak u ciebie. Tu trzeba rozważnie postępować, żeby czegoś głupiego nie zrobić, a ludzkie gadanie wcześniej czy później ustanie.

-To my chyba do końca świata będziemy czekać – wtrącił nerwowo Rudy. Po tych słowach August zmierzył go surowym wzrokiem i twardo oznajmił.

-Małżeństwo jest moją sprawą i uczynię jak zechcę. Ja się do waszych małżeństw nie wtrącam, panowie Radziwiłły, zatem mi nie przeszkadzajcie, tylko miejcie do mnie zaufanie. – Po tych słowach Radziwiłłowie zrozumieli, że nic już nie wskórają, tylko mogą sobie co najwyżej zaszkodzić. Pokłonili się więc przed swoim władcą i wyszli z komnaty. Będąc już na dziedzińcu zaczęli kolejną ostrą wymianę zdań.

-I cóż panie bracie! Ten italijski brodacz wyraźnie wypina się na nas – zaczął Rudy.

-Tak łatwo się nie wywinie. Nie tak łatwo.

-A cóż my możemy mu zrobić? Nic nie możemy! Będzie tylko większe pośmiewisko, bo wcześniej Barbara była tylko książęcą nałożnicą, a teraz będzie żoną, którą odtrącił.

-Tak łatwo mu z nami nie pójdzie – rzekł poirytowany Czarny, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że są to tylko puste słowa.

-Wiedziałem, że tak będzie. To byłoby zbyt piękne, żeby mogło się to stać – żalił się na swój los Rudy. Tymczasem Czarny zbliżył się do swego sługi trzymającego konia i bez powodu uderzył go w głowę.

-Za co, panie? – zapytał jego sługa.

-Ja ci się uśmiechnę – wyjaśnił mu marszałek litewski i zamierzył się, aby raz jeszcze go uderzyć, jednak sługa odskoczył na bok. Wówczas Radziwiłł mocno spiął lejcami konia i pognał za Rudym do jego pałacu.

***

Wieczorem na posłuchaniu u Augusta pojawił się Wszelakus, który w wyjątkowy dla siebie sposób uśmiechał się i przenikliwie spoglądał na władcę.

-Co mówią gwiazdy?

-Gwiazdy nic nie mówią, miłościwy panie, tylko pokazują.

-Wszelakus, może ty masz dzisiaj dobry dzień, ale mnie nie drażnij, bo możesz nie mieć dobrej nocy.

-Gwiazdy sprzyjają ci panie i będą jeszcze bardziej sprzyjać, jak mało kiedy. Gwiazda waszej książęcej mości coraz bardziej jaśnieje, ale blednie gwiazda króla Zygmunta.

-Czyżby mój czcigodny ojciec… – i przerwał, domyślając się wszystkiego

-Tak, panie. Miłościwy król Zygmunt nie przeżyje tego roku.

-A co z księżną Barbarą?

-Dla księżnej Barbary nadchodzą dobre dni, tak jak i dla ciebie, panie.

-Te dobre wieści uratowały cię przed moim gniewem – rzekł ucieszony Jagiellon i czekał aż Wszelakus opuści jego komnatę. – I cóż powiesz na to, Lasota?

-Myślę panie, że twoja fortuna zaczyna się odmieniać.

-Jakoś tego nie zauważyłem – odparł August, chociaż słowa wróżbity wlały weń odrobinę nadziei. – Czas działać, bo mnie listami zasypią. Boję się, że w Polszcze sprawy nie pójdą łatwo.

-Ale na Litwie będzie lepiej, bo tutaj masz panie dużo większą władzę niż w Polszcze. Tu na Litwie oponować nie będą.

-Ale w Polszcze mój czcigodny ojciec i pani matka mają władzę, a szlachta tam harda i uparta.

-To prawda, panie – przyznał sekretarz.

-Sam ostatnio widziałem na sejmie, jak posłowie ubliżali mojemu sędziwemu ojcu. Poniewierają nim, ale niedługo docenią jego dobroć, bo ja taki nie będę. Ja ich nauczę tego, że mają słuchać króla, a nie go pouczać.

-Zatem nie możesz teraz ustąpić, panie, bo wtedy będą oponować, gdy tylko rozpoczniesz rządy w Polszcze.

-Dobrze mówisz, Lasota. Ale najważniejsze jest to, że Barbara wiele wycierpiała dla mnie i najwyższy czas jej to wreszcie wynagrodzić. Muszę ją szybko sprowadzić do Wilna. – Na te słowa sekretarz tylko się uśmiechnął i zaczął usilnie przekonywać księcia.

-Na Litwie jest wiele przychylnych ci panie osób.

-Wiele? Cóż ty mówisz, Lasota – rzekł nieco rozbawiony August. – Takich jest tylko kilku. Podczaszy Rudy, marszałek Czarny, jego brat krajczy, wojewoda kijowski Holszański i być może podskarbi Hornostaj. Pięć osób na całą Litwę, w tym trzech Radziwiłłów, to wielu?

-Mogło być mniej – zauważył roztropnie Lasota.

-Mniej to jest w Polszcze. Kanclerz Maciejowski, hetman Tarnowski i wojewoda Łaski. Trzech na całą Polskę. To prawie nic.

-Chcę przypomnieć ci panie, że kasztelan lubelski Maciejowski przysłał dziś pismo, że rad ci służyć swą pomocą.

-Dobrze Lasota. Dojdą też zapewne krewni hetmana Tarnowskiego i wojewoda podolski Mielecki, który jest spokrewniony z Barbarą, ale to jeszcze nic pewnego. A jedna jaskółka wiosny nie czyni – skwitował na koniec August.

-Będą kolejne jaskółki, a wiosna sama przyjdzie, bo przecież marzec się kończy.

-Oj, Lasota. Jak ja cię czasem lubię. Mówisz wszystko, abym tylko nie skrywał swego małżeństwa.

-Bo nie można skrywać tego, o czym już wszędzie wiadomo. Mówisz panie, że tylko kilku możnych cię popiera, ale przecież wasza książęca mość jest za stu możnych panów.

-Ty Lasota powinieneś zostać kaznodzieją. Minąłeś się z powołaniem – i uśmiechnął się do swego sekretarza. Następnie spoważniał i dodał.

– Czekałem długo, ale dłużej czekał nie będę. Ogłosiłem w Polszcze na sejmie moje małżeństwo, więc i na Litwie go ogłoszę. Lada dzień ma przybyć do Wilna kasztelan lubelski, a że to brat kanclerza Maciejowskiego, to mianuję go ochmistrzem Barbary. Z czego ty się cieszysz? – zapytał Jagiellon, widząc zadowolenie na twarzy sekretarza.

-Jakoś mi się zrobiło wesoło – odparł przekornie Lasota i słuchał dalej.

-Trzeba też będzie pomyśleć o dworze dla mojej umiłowanej małżonki. – Po tych słowach zbliżył się do okna i spoglądając na rozgwieżdżone niebo, dodał. – Powiedział mi Wszelakus, że sic astra volunt.

-Co rzekłeś panie, bo nie dosłyszałem?

-Tak chcą gwiazdy, Lasota – powiedział po polsku i patrząc na nie popłynął myślami do swej Barbary, której nie widział już cztery długie miesiące.