Zdarzają się książki, które czyta się tak, jakby się dotykało żywej tkanki – nie tekstu, lecz ciała doświadczenia. Vladimir Jankélévitch w swoim studium Wybaczenie z 1967 roku, które trafiło do polskich rąk dopiero po ponad półwieczu, napisał taką właśnie książkę. Czytałem ją jak list z innej epoki – z czasu, w którym duchowość nie była jeszcze traktowana jako kłopotliwy balast, a przebaczenie nie było gestem egzotycznym, niemal romantycznym.

Ale zacznijmy od wrażenia. Gdy zagłębiałem się w eseje Jankélévitcha, miałem poczucie, że dotykam czegoś… nierealnego. Nie dlatego, że jego rozważania są oderwane od życia – wręcz przeciwnie, są w nie wrośnięte aż do bólu – lecz dlatego, że sam temat wybaczenia, we współczesnym pejzażu emocjonalno-społecznym, jawi się jak relikt. Jakby mówić o jakimś rytuale zaginionej cywilizacji. Czy wybaczenie jeszcze istnieje? Czy potrafimy jeszcze wybaczać?

Żyjemy w epoce permanentnych urazów. Każda zniewaga zostaje udokumentowana, każdy błąd – wystawiony na publiczne potępienie. Media społecznościowe, będące dzisiejszą świątynią ludzkich afektów, nie znają niuansu, tylko natychmiastowy osąd. A Jankélévitch pisze o wyrozumiałości, o procesie, który wymaga zrozumienia, a nie pochopnej reakcji. O rezygnacji z „woli zła” – pięknie to ujmuje – o decyzji, by już nie chcieć odpłaty.

Dla niego wybaczenie to nie banalna afirmacja ani tania psychologiczna ulga. To coś więcej niż slogan z poradnika. To moralna alchemia. Coś, co musi przejść przez ogień: zniewagę, skruchę, pamięć, zapomnienie. Trudno to dziś pomieścić w głowie zbombardowanej przez skróty myślowe i emocjonalne reakcje na kliknięcie. Jankélévitch nie ucieka od złożoności. Przeciwnie, pokazuje wybaczenie w całej jego niepokojącej nieczystości – mówi o przebaczeniu totalnym, cząstkowym, „szalonym”, o tym, które rodzi się z litości, i o tym, które nie czeka na nic w zamian.

W tym sensie jego książka jest wyzwaniem. Bo nie tylko mówi o zjawisku zanikającym – mówi o nim językiem, który dzisiaj brzmi jak głos z głębi sumienia. Styl Jankélévitcha nie jest akademicki. On nie referuje, on mówi, przeżywa, angażuje się. Czytając go, miałem wrażenie, że patrzy mi prosto w oczy. Jakby próbował mnie przekonać, że wybaczenie – choć trudne, choć nieopłacalne – jest konieczne. Nie tylko jako gest wobec drugiego człowieka, ale jako akt samowyzwolenia.

Bo czy nie jesteśmy dziś więźniami własnych uraz i mikrourazów? Czy nasze relacje nie rozbijają się o niemożność zapomnienia? A może zapomnienie jest dziś w ogóle podejrzane – w epoce pamięci totalnej, cyfrowej, nieusuwalnej? Jankélévitch pisze o zapomnieniu jako elemencie wybaczenia. Współcześnie to bluźnierstwo. Zapomnieć? Ale przecież „trzeba pamiętać”, „nigdy nie zapomnieć” – w tym rytuale pamięci, która bywa zemstą, a nie czcią, tracimy umiejętność puszczania.

Wybaczenie jako „naturalność wygasania emocji” – ta fraza mnie zatrzymała. Czy nasze emocje w ogóle mają szansę wygasać, skoro są wciąż podgrzewane przez algorytmy? Skoro każda trauma jest natychmiast upubliczniona, osądzona, a potem wtórnie przeżuta przez tysiące głosów? Nie ma już ciszy potrzebnej do wybaczenia. Jest tylko szum.

A mimo to – a może właśnie dlatego – Wybaczenie Jankélévitcha trafia dziś w punkt. Jak lekarstwo z innej apteki, jak modlitwa w języku wymarłym, ale intuicyjnie zrozumiałym. W jego filozofii czuć wyraźnie wpływ mistyków chrześcijańskich – duchowy wgląd, nie tylko intelektualną analizę. Wydaje się, że autor nie tylko myślał o wybaczeniu – on je praktykował. On nim żył. To nie był temat akademicki – to był jego egzystencjalny krzyk. A mottem końcowego rozdziału czyni cytat z „Makbeta”. Bo przebaczenie, jak u Szekspira, jest aktem granicznym. Jest dramatem, nie gestem.

I może dlatego jego książka wywołuje dziś taki dysonans – jest jak lustro, w którym odbija się nasza emocjonalna niepełnosprawność. Ale nie jest to lustro, które nas oskarża. To raczej zaproszenie. Do namysłu. Do odzyskania czegoś, co zgubiliśmy – być może bezpowrotnie, ale być może tylko na chwilę.

Czy potrafimy jeszcze wybaczyć? Nie wiem. Ale po lekturze Jankélévitcha – chcę się tego nauczyć.

Vladimir Jankélévitch – „Wybaczenie”, przekład Grażyna Majcher, Biblioteka Myśli Współczesnej, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2023, str. 243