
Ze starymi bluesmanami bywa tak, że nigdy nie można mieć pewności że ich największe hity są przez nich skomponowane. ‘Baby, Please Don’t Go’ napisał Big Joe Williams a rozsławił Muddy Waters, Eric Clapton to w ogóle potrafi pół koncertu opędzić na cudzych hitach, a uwielbiane przeze mnie ‘Thrill is gone’ nie jest autorstwa B.B. Kinga a Roya Hawkinsa i Ricka Darnella, ale trzeba uczciwie przyznać, że to z nim kojarzony jest ten utwór będący dla mnie esencją bluesa.
Wersji, do których wracam jest bez liku, więc nie wybiorę jednej. Zaczniemy od studyjnej, pozostałe zostawiam dla chętnych. Kolejność losowa.
Najbardziej odbiegająca od oryginału, jednak to nie jest wadą. Mała, klimatyczna scena, cudowne dialogi gitarowe, sekcja dęta. Uczta.
Ciekawa wersja z Claptonem. Gitarowo panowie pasują do siebie bardziej niż w wersji powyżej, bo Gary Moore jednak nie był gitarzystą typowo bluesowym.
I na koniec znana i lubiana Tracy Chapman. Szkoda, że już nieco zapomniana.
