
W połowie listopada Zygmunt August udał się do Piotrkowa na sejm. Tymczasem Barbara po kilkunastu godzinach uciążliwej drogi dotarła do Dubinek. Oprócz Rudego towarzyszyła jej jedynie matka, gdyż Anna nie zamierzała się skazywać na takie odludzie, dla niekochanej przecież siostry.
Na miejsce obrad sejmu walnego w Piotrkowie przybył niedołężny już król Zygmunt Stary, który nie chciał zaniedbywać monarszych obowiązków. Towarzyszyła mu królowa Bona, która na miejscu postanowiła czuwać nad właściwym przebiegiem sejmu. Obrady znów były burzliwe, ale tym razem starego króla wspierał swoją obecnością syn, który uważnie przyglądał się wszystkiemu i wyciągał wnioski na przyszłość.
Po kilku dniach obradowania nastąpił wreszcie dzień przerwy, albowiem nadeszła niedziela. Wielki książę litewski nie miał jednak chwili spokoju, gdyż musiał przyjąć dwóch posłów niemieckich, którzy w imieniu swoich władców składali mu oferty matrymonialne. Również i tym razem robił nadzieje obu wysłannikom, odkładając ostateczną decyzję w tej sprawie do przyszłego roku. Zaraz po zakończeniu audiencji przed Augustem stanął posłaniec Radziwiłłów, Jurko Babinek, który przywoził najświeższe wiadomości z Dubinek.
-Pan podczaszy pisze, że pani wojewodzina trocka wielce się zmieniła. Prawda to?
-Pani wojewodzina jak gdyby w dziwactwo popadła. Czasami zamienia swe bogate szaty i chodzi w zakonnej sukni. Do tego wstaje ostatnio przed świtem i udaje się do zamkowej kaplicy, gdzie wiele czasu spędza na modłach i medytacjach. A zamkowej służbie rozdaje czasem hojne jałmużny.
-Według ciebie to są dziwactwa?
-Tak panie, ja bym niczego nie rozdawał ludziom, bo to przecież głupota.
-A ja myślałem, żeby cię dodatkowo wynagrodzić, ale skoro mówisz, że to głupota? – i tu August zawiesił głos.
-Panie, ja tak mówię, bo pan podczaszy krzywym okiem patrzy, jak pani wojewodzina daje jałmużnę – bronił się Babinek.
-Myślę, że zdołasz wrócić na nowy rok do Dubinek. Oto są listy, do pana podczaszego i do pani wojewodziny, której przekażesz jeszcze ten oto pierścień.
-Jakiż on piękny! – zawołał posłaniec Radziwiłłów. – Czasem też chciałbym być niewiastą.
-Ciebie też wynagrodzę, ale dopiero wtedy, gdy przyjedziesz do mnie z powrotem.
W tej samej chwili do komnaty wszedł wyraźnie zaniepokojony Lasota, wówczas Babinek uznając wizytę za zakończoną i pospiesznie się oddalił.
-Panie, z Wilna powrócił posłaniec królowej Bony. To ten Ligęza, który niegdyś pojedynkował się z tą nierządnicą ubraną w zbroję. Wczoraj miał posłuchanie u królowej, a dziś chce ci panie przekazać jakieś złe wieści.
-Niechaj wchodzi – rozkazał zaniepokojony. Chwilę potem posłaniec stanął przed Augustem. – Ponoć wróciłeś panie starosto z Wilna?
-Tak panie i moja pani, królowa Bona, poleciła mi, abym wszystko ci panie oznajmił.
-No to mów, starosto. Na cóż czekasz?
-Kilka dni temu, gdy byłem w Wilnie z listami od królowej do kanclerza…
-Dobrze. Coś się dowiedziałeś, starosto? – niecierpliwił się August.
-Wasza książęca mość pozwoli mi mówić, czy mam milczeć? – zapytał hardo Ligęza.
-Mów – odparł krótko Jagiellon i cierpliwie czekał.
-Panie – zaczął Ligęza – zawaliła się część zamku w Dubinkach. – Na te słowa August jak rażony gromem poderwał się z krzesła.
-Co rzekłeś? – i z powrotem siadł na krzesło.
-Zawaliła się część zamku w Dubinkach – powtórzył Ligęza. Po tych słowach zapanowała cisza, gdyż August bał się pytać dalej, czując podświadomie, że usłyszy straszną prawdę. W końcu jednak się przemógł i zapytał.
-Co z panią wojewodziną?
-W Wilnie powiadali, że pani wojewodzina trocka została zasypana gruzem. Ponoć wielce jest połamana i mówią, że od tego zasypania cierpi na oczy.
-Czy to pewne? – niedowierzał Jagiellon.
-O zawaleniu się zamku słyszałem od kanclerza Hlebowicza i podskarbiego Hornostaja. Ale nie wiedzą dokładnie, co się stało w Dubinkach. A ja mówię to, co słyszałem od ludzi.
-Boże miłosierny – jęknął August i zakrył twarz dłońmi. – A co z innymi?
-W Wilnie powiadali, że pan podczaszy Radziwiłł złamał nogę i rękę, a starosta Dowojno ponoć tak był przestraszony, że mu mowę na dzień odjęło.
-Już nic nie mów, starosto. Wystarczy mi tego, co usłyszałem – i skinął ręką, aby odszedł. Wówczas Ligęza skłonił się i opuścił komnatę. August zaś spojrzał na Lasotę i z oczami pełnymi łez, cicho przemówił.
-Barbara była brzemienna.
-Nic mi panie nie wspominałeś – odparł wyraźnie zaskoczony dworzanin.
-A co ci miałem mówić. Tak bardzom pragnę syna i myślałem, że zostanę ojcem.
-Może jeszcze nic straconego.
-Cóż ty mówisz? Przecież sam słyszałeś, że Barbara jest połamana, bo ją zasypało. Dobrze, że chociaż żyje. A jeśli zostanie kaleką, jak moja przyrodnia siostra Jadwiga?
-Bądź panie dobrej myśli – dodawał mu otuchy Lasota.
-Chcę zostać sam – rozkazał. Po chwili sekretarz spełnił jego prośbę, a wtedy August zapłakał jak dziecko. Wszak los doświadczył go jak nigdy dotąd.
***
Kilka godzin później na zamek piotrkowski przybył kasztelan krakowski i jednocześnie hetman wielki koronny, Jan Tarnowski. Ten ujrzawszy Lasotę od razu przemówił.
-Wielki książę wezwał mnie na audiencję.
-Kniaź dostał złe wieści z Litwy i nikogo nie chce widzieć. Kiedy mu wspomniałem o obiedzie, kazał mi iść precz. Siedzi sam cały dzień.
-Spróbuję z nim pomówić – zaproponował Tarnowski i skierował się do komnaty, w której przebywał August. Gdy znalazł się w środku, zauważył siedzącego przy biurku władcę, wpatrującego się w niewielki portret Barbary.
-Do diaska! Mówiłem, aby nie wchodzić – rzekł zdenerwowany.
-Wybacz mi miłościwy panie, ale przyszedłem na twoje wezwanie – bronił się Tarnowski. August zaskoczony jego obecnością szybko zaczął się tłumaczyć.
-Wybacz mi hetmanie. Myślałem, że to Lasota. Wszystko to dlatego, że dostałem złe wieści z Litwy.
-Można wiedzieć jakie, panie?
-Wielka księżna Barbara miała straszny wypadek. Podobno jest wielce połamana i cierpi na oczy – oznajmił załamany.
-Pewne to wieści?
-Starosta Ligęza przywiózł je z Wilna. Słyszał to od kanclerza i podskarbiego litewskiego. Zatem musi to być prawda.
-Skoro tak, to nie wiem co mówić?
-Mów hetmanie to, z czym tu przyszedłeś. – Tarnowski jednak wahał się przez chwilę, aż w końcu zabrał głos.
-Ani ja, ani kanclerz Maciejowski, nie chwalimy tego małżeństwa, o którym wspomniał nam marszałek litewski Radziwiłł. Przyznam ci się panie, że o twoim tajnym małżeństwie wiedziałem już wcześniej. – Tu hetman przerwał na chwilę, czekając na reakcję Augusta, lecz ten ze spuszczoną głową oczekiwał na jego dalsze słowa. – Skoro jednak stało się to, co się stało, to razem z kanclerzem chcemy bronić twego panie małżeństwa.
-Wdzięczny ci za to jestem, panie hetmanie, jako i za to wszystko, co dotąd dla mnie uczyniłeś. Proszę jednak, abyś zechciał przyjść jutro, bo dziś nie chcę o tym mówić.
-Rozumiem cię, miłościwy panie. Pojawię się zatem jutro.
-Zatem do jutra – i uśmiechnął się z wysiłkiem, choć nie było mu do śmiechu. – Lasota! – zawołał, gdy tylko hetman wyszedł z komnaty.
-Słucham, panie.
-Nie ma gońca od księżnej Barbary?
-Nie panie, ale jeszcze może się zjawić.
-To moja wina, bo Barbara nie chciała jechać do Dubinek? A ja jej nie posłuchałem.
-Nikt tego nie mógł przewidzieć, panie.
-Idź spać, bo mi już nie jesteś potrzebny. Wołaj tu Jerzyczka. – Po chwili sekretarz opuścił pomieszczenie, ale po krótkim czasie powrócił.
-Czego? – zapytał szorstko August. – Przecież ci powiedziałem!
-Panie, jest goniec z Dubinek!
-To wołaj go, piorunem! – I od razu zerwał się z miejsca, czekając niecierpliwie na jego nadejście.
-Mów, tylko prawdę! – rzekł surowo do gońca. – Co z księżną Barbarą?
-Panie, księżna Barbara wielce choruje, bo poroniła. – Słowa te ścięły z nóg Augusta, który od razu usiadł, złamany straszną wieścią.
-Mów dalej. Wielce ucierpiała? – pytał gorączkowo.
-Nie pojmuję panie, o czym mówisz?
-Wiem, że zawaliła się część zamku, ale nie wiem, jak bardzo jest poturbowana księżna?
-Księżna Barbara jest cała, tylko, że się wielce wystraszyła.
-Mówili mi, że jest wielce połamana, i że cierpi na oczy?
-To nieprawda, panie. Widziałem wielką księżną i rozmawiałem z nią po tym zdarzeniu.
-Mów zatem wszystko? – i niecierpliwie czekał na dalsze słowa.
-Jestem sekretarzem pana podczaszego Radziwiłła, który wysłał mnie z listem do ciebie panie.
-Mów mi, jak to było?
-Pan podczaszy siedział w komnacie księżnej Barbary, jako się rozumie obok księżnej, zaś Dowojna czytał list od ciebie, panie. Wnet spostrzegli, że sklepienie zaczyna pękać, więc zaczęli uciekać do wyjścia. Wtedy księżna Barbara przewróciła się i zapewne byłaby spadła ze sklepieniem, tylko pan podczaszy podtrzymał ją i za rękę pociągnął ją do wyjścia.
-To znaczy, że podczaszy Radziwiłł i Dowojna nie doznali uszczerbku?
-Tylko się wystraszyli. Sam widziałem to zawalone sklepienie. Zapadło się, bo komnata była w narożnej części zamku i runęła część muru. Dziwne tylko, że tak szybko to się stało. – Po tych słowach zapanowała chwilowa cisza, którą przerwał Lasota.
-To pewne, że księżna poroniła?
-Ja się na tym nie znam panie, bo medykiem nie jestem, ale pan podczaszy i Dowojna tak mi mówili. Nazajutrz po tym zdarzeniu widziałem, jak księżna wielce bolała i co raz omdlewała.
-Idź i spocznij panie sekretarzu, bo pewnie zmęczony jesteś drogą – rozkazał August i tamten zastosował się do polecenia. Następnie wielki książę spojrzał na swego sekretarza i z trudem przemówił.
-Drugi raz straciłem syna. Jakże pragnę go mieć.
-Panie, jeszcze będziesz miał syna. Tak jak powiadają, do trzech razy sztuka.
-Tylko, że Barbara poroniła. Wiesz przecież Lasota, że gdy pani matka przed czasem urodziła Olbrachta, to później nie mogła już więcej rodzić.
-Nie frasuj się, panie. To ważne, że tylko tyle się stało.
-Tylko tyle? – i zamilkł na moment. – Daj mi list od podczaszego i idź na spoczynek.
-Jest jeszcze pismo od Dowojny.
-To podaj mi oba listy. – Następnie zaczął powoli czytać relację medyka Barbary. Ten opisał całe wydarzenie, a przy tym wspomniał o cierpieniach, jakie przeszła ukochana Augusta.
