Mylił się młody Jagiellon sądząc, że o jego małżeństwie nie wie nikt oprócz jego zaufanych dworzan i Radziwiłłów. Szybko dowiedziała się o tym matka Augusta, królowa Bona, która cały czas posyłała zaufanych ludzi na Litwę, aby śledzili każdy krok jej syna. Jej wywiadowcy działali sprawnie i w różny sposób pozyskali nowe wiadomości z otoczenia wielkiego księcia litewskiego.


W piękny, choć zimny listopadowy poranek, królowa Bona głośno krzyczała na swą służbę, dając tym samym znać mieszkańcom Wawelu, że już nie śpi. Jej wrzaski było słychać nie tylko na dziedzińcu zamkowym, ale także poza nim, gdyż docierały na plac obok katedry. Każdy z dworzan, który nie musiał, wolał nie ryzykować spotkania z monarchinią będącą w nie najlepszym nastroju. Bona grzała się przy kominku i popijała ciepły miód, gdy niespodziewanie wrzasnęła.

-Na Boga! To jest miód? – i piorunująco spojrzała na sługę.

-Pani, taki nam dostarczono – odparł z trwogą jej dworzanin.

-Ochmistrzu, spróbuj tego miodu – rzekła z grymasem i przekazała szklanicę Janowi Ocieskiemu.

-Mógłby być lepszy – odparł dyplomatycznie.

-Cóż ty mówisz, ochmistrzu? To przecież do prawdziwego miodu nie jest podobne. Ale nie dziwota, że się nie znasz waszmość, skoro pijesz tylko wino.

-Mdło mi się robi od miodu, pani, tedy pijam wino.

-Wynieś to – poleciła słudze – a jak dostawca pojawi się na zamku, to chcę go widzieć. – Po tych słowach królowa nieco się uspokoiła i poruszyła inny wątek. – Pisał mi biskup Zebrzydowski, że na wielkopolskich sejmikach chcą, aby mój czcigodny małżonek oddał władzę w Polszcze Augustowi.

-Mówiłaś mi pani o tym wczoraj.

-Więc powtarzam, bo tobie ochmistrzu cały czas trzeba powtarzać.

-Przecież ja słyszę, pani – bronił się Ocieski.

-Czasem do inszych dochodzę konkluzji, bo uszy masz duże niczym pies, ochmistrzu, a czasem niedosłyszysz.

-Skoro tak pani uważasz, nie będę się sprzeciwiał.

-Kanclerz Maciejowski nie powrócił jeszcze z Proszowic?

-Zapewne jeszcze dziś się pojawi, ale mniemam, że w Małej Polszcze będzie podobnie. Tam hetman Tarnowski, jako i marszałek Kmita, otwarcie stoją po stronie twego pani syna.

-Na sejmikach mogą sobie krzyczeć, ale na sejmie nic nie uczynią. Zbyt wielu senatorów jest mi przychylnych.

-Tylko, że nasz miłościwy król ciężko się rozchorował – rzekł ostrożnie Ocieski.

-Na sejm ozdrowieje. Już ja się o to postaram. Kazałam sprowadzić jednego medyka z Rzymu.

-Pragnę ci pani tylko przypomnieć, że poseł księcia Albrechta czeka na odpowiedź.

-Niech czeka, przecież to nie ja wydaję córkę, tylko książę pruski – i uśmiechnęła się do ochmistrza. – Przyszły jakieś nowiny z Wilna?

-Przybył pani twój posłannik, starosta Ligęza, tylko boi się twego gniewu, pani.

-Przecież ja nie jestem gniewna! On chyba jeszcze nie słyszał mojego gniewu – i roześmiała się na chwilę.

-O to chodzi, że starosta słyszał na dziedzińcu twój pani wzburzony głos.

-Niechaj zaraz tu przychodzi – rozkazała królowa, stąd też ochmistrz wyszedł szybko z komnaty, aby go wezwać. Tymczasem Bona rzekła sama do siebie. – Jeszcze nie jest tak źle z moim gardłem – i odchrząknęła – skoro mnie na dziedzińcu słychać.

Po krótkiej chwili do komnaty królowej Bony wszedł wyraźnie wystraszony starosta Ligęza, którego wprowadził ochmistrz Ocieski.

-Na klęczkach szedłeś do mnie starosto czy co? Zdrowaśkę zdołałam odmówić przez ten czas.

-Wasza królewska mość nie marnuje czasu – zauważył Ocieski, chcąc udobruchać królową.

-Dobrze, że już jesteś panie starosto. Mów szybko, co słychać u mojego syna Augusta. Pije tak jak wcześniej?

-Już nie, miłościwa pani. Przywiozłem list od wielkiego księcia Augusta.

-Ochmistrzu, ty i tak myślisz o czymś innym, więc idź na krużganki i przeczytaj list od Augusta, a potem mi powiesz co pisze.

Gdy tylko Ocieski wyszedł, Bona zwróciła się do Ligęzy.

– Powiadasz starosto, że mój syn zaprzestał picia? To bardzo dobrze! Wiedziałam, że mu przejdzie. Pocierpi trochę, popije trochę i zapomni o wojewodzinie trockiej.

-Otóż nie, miłościwa pani. Wielki książę nie zapomniał o niej.

-Nie mów mi starosto, że znowu się z nią spotyka?

-W tym rzecz, miłościwa pani, że ja sam widziałem ich razem i to dwa razy – zaakcentował Ligęza. Po tych słowach Bona zamyśliła się przez chwilę.

-Musiała mu coś zadać, że do niej wrócił – i z oburzeniem dodała. – Litewskie gusła! A ja myślałam, że będę go mogła ożenić z córką księcia Albrechta.

-Nie jest to, miłościwa pani, rzecz pewna – zaczął ostrożnie Ligęza – ale wszystko na to wskazuje, że… – i tu przerwał, gdyż zabrakło mu odwagi, aby dokończyć. Wówczas Bona od razu go ponagliła.

-Mówże starosto, co wskazuje?

-Pani, ślub ponoć już był – odparł jednym tchem.

-Jaki ślub? – wrzasnęła Bona. – Czyś ty starosta z konia spadł?

-Twój pani syn podobno poślubił wojewodzinę trocką!

-Nie może to być! Skąd się o tym dowiedziałeś?

-Służba wielkiego księcia Augusta mówiła mi, że obaj Radziwiłłowie ostatnio dużo piją.

-I co z tego? A który z was nie pije?

-Tylko, że oni piją z radości. Podobno Radziwiłłowie zamknęli w klasztorze swego spowiednika, który nocą dawał ślub. Sam widziałem, że wojewodzina trocka często bywa na zamku.

-Mniemam, że mój syn nie zgłupiałby aż tak bardzo, żeby się żenić z poddanką i to jeszcze z Litwy – przemówiła Bona i przecz chwilę zastanawiała się nad taką ewentualnością.

-Dowiedziałem się jeszcze, że wojewodzina trocka ze swoim bratem podczaszym litewskim mają udać się do Dubinek. Twój syn, pani, wysłał tam silne straże, aby wzmocniły załogę zamku.

-Boże miłosierny, mogłoby się to stać? – pytała samą siebie. – To co mówisz starosto wydaje się być możliwe, bo przecież August nie widywał się z wojewodziną przez kilka miesięcy. A skoro do niej wrócił, to mógł zgłupieć do reszty – i zakryła twarz dłońmi. Po chwili namysłu znów zapytała. – A pytałeś starosto dworzan Augusta albo jego służbę?

-Pytałem, a jakże, tylko nikt do końca nie jest pewny. Niektórzy mówili, że słyszeli jak bracia wojewodziny trockiej powiadali, że ich siostra będzie niedługo królową w Polszcze. – Po tych słowach Bona wpadła w taki gniew, jakiego jeszcze Ligęza nie widział w jej wykonaniu.

-Coś ty powiedział? Królową w Polszcze? Ja jestem królową, a ona nigdy nią nie będzie! Nie za mojego żywota!

-Trochę mnie to kosztowało, pani, ale zaprosiłem do karczmy posła księcia Ferrari, czy jakoś tak. Niejakiego Valentino

-Był u mnie niedawno poseł księcia Ferrary i to ja go wysłałam na Litwę. – Tu przerwała swą wypowiedź, chcąc, aby Ligęza dokończył to, co zaczął.

-Ten Valentino lubi sobie wypić, więc go spoiłem i wyspowiadałem go lepiej niż ksiądz. Po audiencji tego Valentina u twego pani syna w Wilnie, jeden z jego dworzan zakpił sobie, że poseł nie powinien się już trudzić, bo wielki książę litewski poślubił już pobożną nierządnicę.

-Skoro poseł księcia Ferrary słyszał o tym… – i przerwała swą wypowiedź.

-Ten Valentino pytał się mnie czy to prawda? Powiedziałem mu, że to zapewne żart. Wtedy mnie zapytał, gdzie może znaleźć dobrego i taniego malarza? To mu poradziłem, żeby jechał do Królewca.

-Zaiste, mój syn chyba stracił rozum – rzekła załamanym głosem Bona.
Nastało długie milczenie, gdyż królowa zastanawiała się nad tym co usłyszała od starosty, zaś ten wolał już nic nie mówić. W końcu zbolała monarchini przemówiła do Ligęzy.

-Chcę wszystko dokładnie wiedzieć. Co robi mój syn na Litwie i gdzie jest ta podstępna Litewka. Wypoczniesz panie starosto i jutro pojedziesz z powrotem do Wilna. A gdy już dowiesz się wszystkiego, wtedy powrócisz z nowinami na Wawel. Pewnie te nowiny nie będą dobre, ale cóż poradzić. Możesz odejść panie starosto. – Po usłyszeniu polecenia Ligęza oddał należny ukłon i opuścił komnatę królowej. Zaraz też jego miejsce zajął nadworny marszałek Bony, Jan Ocieski.

-Wielki książę August oznajmia, że przyjeżdża na sejm do Piotrkowa. Dopytuje się też o twoje pani zdrowie, jako i o naszego miłościwego króla.

-A odkąd on taki troskliwy? Myślałby kto, a nie wiedział. Wezwij ochmistrzu gońca, a jak go odprawię, przeczytasz mi list od mego zatroskanego syneczka – zakpiła na koniec. Następnie czekała niecierpliwie na gońca, gdyż jedna myśl świtała jej w głowie od pewnego czasu.

***

Tego samego dnia wieczorem królowa Bona przyjmowała w tajemnicy Kudłacza. Ten wiedział doskonale, że został wezwany do wykonania tajnej misji, jaką na ogół było podstępne zgładzenie niewygodnej dla monarchini osoby. Nie wiedział tylko o kogo tym razem chodzi.

-Wiem, że kupiłeś sobie piękną kamieniczkę. – Na te słowa Kudłacz uśmiechnął się szyderczo, gdyż inaczej nie potrafił. – Zapewne skończyły ci się pieniądze i chciałbyś znowu coś zarobić?

-Pieniędzy nigdy dość, pani.

-No cóż. Dwa lata temu sprawiłeś się bardzo dobrze i dlatego odpowiednio cię nagrodziłam. Chyba nie zaprzeczysz?

-Nie zaprzeczam pani, ale już nie podejmę się takiego ryzyka, bo myślałem, że wszystko wyjdzie na jaw i będzie po mnie.

-Nie frasuj się Kudłacz, bo nawet, gdyby cię pochwycono, to i tak ocaliłabym cię przed katem. Tamto musiało się powieść, bo wszystko było dobrze przygotowane. Jestem pewna, że i teraz wszystko ci się uda.

-Obiecałaś mi pani, że już będę miał spokój – wtrącił niepewnie Kudłacz, obawiając się gniewu królowej.

-Skoro nie chcesz, to znajdę innego do tej roboty – oznajmiła stanowczo, a widząc jego rozterkę, dodała. – Pamiętaj, że jeśli teraz odmówisz, już nigdy cię nie wezwę. Masz trzy córki, które niedługo będą chciały iść za mąż. Bez posagu nikt ich nie weźmie, chyba, że taki dziadowina jakim sam byłeś, zanim zacząłeś mi służyć.

-Na posag nieco odłożyłem, bo… – lecz nie dokończył, gdyż Bona przerwała jego wypowiedź.

-Zatem precz z moich oczu! – krzyknęła zdenerwowana.

-Dobrze, pani, tylko chcę to zrobić samemu, bo tamten medyk, którego dostałem do pomocy, tak bał się wszystkiego, że go musiałem udusić i powiesić dla niepoznaki.

-Bez tamtego medyka nic byś nie zrobił, ale teraz sam możesz wszystkiego dokonać.

-O kogo zatem chodzi, pani?

-Zapewne słyszałeś o wojewodzinie trockiej Barbarze z Radziwiłłów?

-Głośno o niej w całej Polszcze. Podobno jest wielce urodziwa, tak jak ty pani. – Słowa te od razu wprawiły Bonę w lepszy nastrój. – Słyszałem też, że podobno syn twój pani, wielce ją miłuje.

-Jeszcze nie słyszałeś wszystkiego. Dziś doszły mnie pewne wieści, że mój syn dopuścił się strasznej rzeczy, ale ty nie musisz o tym wiedzieć.

Słowa te zastanowiły Kudłacza, który domyślał się, że na Litwie stało się coś, czego królowa Bona nie akceptuje. Nie przypuszczał jednak, że Barbara z Radziwiłłów została jej synową.

-Mam ją zgładzić, pani? – zapytał niepewnie.

-Nie. To byłoby zbyt niebezpieczne. Doniesiono mi, że wojewodzina trocka jest bardzo dobrze pilnowana. Mogliby cię pochwycić, a wtedy byś mnie wydał – zażartowała na koniec. Po tych słowach Kudłacz oburzył się nieco i stanowczo zaprotestował.

-Nidy cię pani nie wydam.

-Ty jeszcze nie wiesz, jakie tortury znają na Litwie. Na szczęście mam wszędzie oddanych ludzi i wpierw posłali by cię do piekła, niż byś pisnął na mnie choć jedno słowo. August już niedługo się przekona, jak wiele mam jeszcze do powiedzenia na Litwie.

-Co mam zatem uczynić, pani?

-Wojewodzina trocka to podstępna nierządnica. Ponoć ma wyjechać do zamku w Dubinkach. Niegdyś tam byłam, gdy przebywałam na Litwie i kaptowałam stronników przed koronacją Augusta na wielkiego księcia. Jest tam murowany zamek, ale zaniedbany, a teraz pewnie jeszcze bardziej. Zamek jest otoczony wodami jeziora, stąd też wilgoć tam straszna i pękają mury, ale to bardzo dobrze. Jeśli się sprawisz Kudłacz, dostaniesz sześćdziesiąt czerwonych. – Kwota ta wyraźnie zaskoczyła Kudłacza.

-To więcej niźli ostatnio.

-Więcej, bo sprawa jest o wiele ważniejsza od tamtej. Zanim dojedziesz na Litwę wojewodzina zapewne będzie już w Dubinkach. A gdyby jej tam nie było, to poczekasz aż pani wojewodzina – rzekła drwiąco – tam przyjedzie. Mury zamkowe są zmurszałe, więc sprawisz, aby w komnacie tej Litewki zawaliło się sklepienie.

-Ma być tak samo, jak przed kilkoma laty, gdy zawaliła się komnata twej pani pasierbicy.

-Nawet ty o tym słyszałeś – rzekła Bona i przypomniał sobie to wydarzenie. – W całej Polszcze i Litwie słyszano o tym, jak królewna Jadwiga została po tym wypadku kaleką. Tylko jej podły małżonek, który ją potem odrzucił, uratował się chwyciwszy się rękami wystającej belki. Widzisz zatem, że nie będzie żadnych podejrzeń, bo takie wypadki często bywają, czego przykładem jest nasza biedna córka. Z czego ci tak wesoło? – zapytała, widząc uśmiech na twarzy Kudłacza.

-Pani, przecież ona nie jest twoją córką – odparł cicho.

-I co z tego. Jadwiga to córka mego miłościwego męża, dla której byłam niczym matka – rzekła wzburzona. – Głupi jesteś i tyle, ale mniemam, że wiesz co masz zrobić?

-Mam sprawić, pani, aby w Dubinkach też się zawaliło sklepienie w zamku.

-Widzę, że dobrze pojąłeś. Nawet jeśli wojewodzina nie zginie, czego, Bóg mi świadkiem, że nie chcę, to zostanie po tym zdarzeniu kaleką. A wtedy, gdy August ją odrzuci, zobaczy jaka kara spotyka tych, którzy zbyt wysoko mierzą. Gdy będzie leżała niewładna w łożu, wtedy do końca swego żywota będzie żałowała tego, że chciała zniewolić Augusta.

-Pani, chcę tego dokonać sam, bez niczyjej pomocy.

-To już twoja sprawa Kudłacz. Masz tylko sprawić, aby zawaliła się komnata wojewodziny. Wtedy mój syn poszuka sobie zdrowej księżniczki i zostawi tę kalekę samą sobie.

-A jeśli wojewodzina zginie? – Tu Bona rozłożyła ręce i beztrosko odpowiedziała.

-No cóż. Nie będę przecież za nią płakała. A gdy już to zrobisz, to rozpowie się wszędzie, że sklepienie komnaty zawaliło się wskutek nadmiernego cudzołóstwa wojewodziny trockiej.

Po tych słowach najemnik Bony skłonił się przed nią i opuścił Wawel. Nazajutrz zaś miał udać się na Litwę i tam ponownie dybać na życie małżonki Augusta.