
Z morza wychodzą dwaj ludzie z szafą.
Tylko my wiemy na zimnym molo,
że idą z daną na żertwę molom
słońca płonącą w szafie żyrafą.
Skradli też upał omdlały sobą,
co zwisł na pustym czarnym wieszaku.
Zaniosą szafę gdzieś do Iraku.
Pałacu szacha będzie ozdobą.
Zerkasz przez ramię, gdy wiersz ten piszę,
potem coś mówisz o grafomanii.
Cały dzień pada. Tuż po kolacji
pensjonat znowu zapadł się w ciszę.
Patrzysz przez okno gdzie nie ma Danii.
Jutro wracamy. Koniec wakacji.
