Przez kilkanaście dni małżonkowie zażywali tajnego szczęścia. Spotykali się wieczorem, a czasem w dzień, ale tylko w pałacu radziwiłłowskim. August zdawał sobie sprawę z tego, że ujawnienie jego małżeństwa wywoła prawdziwą burzę i będzie sensacją dla całej Europy.

Do tego wystawiał swoją osobę na ośmieszenie, gdyż władcy niektórych państw, jeden przed drugim, wysyłali poselstwa do Wilna z propozycjami poślubienia przez niego ich kandydatki. Z tego też względu Jagiellon musiał wykazać się nie lada dyplomacją, przy odprawianiu kolejnych wysłanników.

Nadeszły pierwsze dni października 1547 roku, który to miesiąc zamykał czteroletnie dzieje romansu Augusta z Barbarą. Jesienią 1543 roku wojewodzina trocka nie mogła przypuszczać, że po niespełna czterech latach zostanie żoną wielkiego księcia litewskiego. Wielokrotnie wspominała początki ich romansu i liczne perypetie, które spotykały ich później. Najgorsza ze wszystkiego była jednak ich ostania rozłąka i długie oczekiwanie, po którym przyszła niespodziewana nagroda.

Barbara ukrywała się w pałacu wileńskim swego brata Rudego, ale miała świadomość, że jest to stan przejściowy i oswajała się z myślą, że jest nową panią Litwy.

-Jeszcze to do mnie nie dotarło, że jesteś żoną kniazia Augusta – zagadnęła jej siostra Anna.

-Widzisz siostro, że niezbadane są wyroki Boskie – odparła jej wesoło Barbara.

-Teraz zapewne będziesz dostawała krocie podarków i zapewne mi nic nie odstąpisz? – rzekła zawistnie.

-Pamiętasz siostro, jak pozwalałaś mi czasem nosić te suknie, które ci się zużyły albo ci się nie podobały?

-Jestem starsza od ciebie, to i nie dziwota, że miałam więcej sukien.

-To ja obiecuję ci, że pozwolę ci nosić wszystkie moje suknie, jakie zapragniesz założyć.

-Naprawdę?

-Tak, ale jak już przestanę się w nich podobać Augustowi – i tu roześmiała się serdecznie.

-Cóż z tego, że jesteś żoną kniazia, skoro o tym nikt prawie nie wie. Myślę, że jak sprawa wyjdzie na jaw, to zmuszą kniazia, aby cię zostawił i poślubił inną. – Odcięła się złośliwie Anna.

-Myślałam, że choć trochę się cieszysz, że zostałam wielką księżną, ale byłam w błędzie – rzekła smutno. – Widzę, że ty już się nie zmienisz, chyba, że na gorsze. – Tu popatrzyła przez chwilę na siostrę i dokończyła. – Jako wielka księżna pomogę ci wyjść za mąż, bo teraz zapewne znajdą się tacy, którzy zechcą cię poślubić.

-Obejdzie się bez twojej pomocy. – Po tych słowach Anna uśmiechnęła się złośliwie i popisała się swoją wiedzą z historii. – Pamiętaj, że stryj twojego Augusta, kniaź Aleksander, ożenił się z księżną moskiewską Heleną, ale Polacy nie pozwolili na to, żeby była koronowana na królową. Myślę, że ty nawet wielką księżną Litwy nie zostaniesz, a cóż dopiero królową w Polszcze! – Tu znowu głupiutko się uśmiechnęła i pogardliwie dygając, dodała. – Żegnam cię kniahini, królowo Augustowych nałożnic – i wyszła z komnaty. Barbara nie przejęła się jednak słowami zazdrosnej siostry tylko usiadła przed zwierciadłem i robiła najróżniejsze miny. Układała włosy i przedrzeźniała się sobie, gdy nagle do jej komnaty weszła jej matka Barbara Radziwiłłowa.

-Bój się Boga! Jak ty wyglądasz? A kniaź lada chwila przyjdzie i może się rozmyślić.

-Co mówisz, pani matko? – odparła wesoło.

-Ładna mi wdzięczność. Pamiętaj, że gdybym nie dolewała kniaziowi wywarów do picia, to na pewno nie byłabyś jego żoną.

-Pani matko, jestem jego żoną, bo on mnie miłuje.

-Miłuje – i uśmiechnęła się na swój sposób. – Za stary on już na amory i miłowanie, bo mu trzydziestka na kark wchodzi. Ciesz się i dziękuj Panu Bogu, że masz tak zaradna matkę, która myśli o tobie, gdy ty się wylegujesz.

-Wiem o tym pani matko i wielce ci jestem wdzięczna.

-Gdyby moja matka też tak myślała i dbała o mnie tak bardzo, jak ja o ciebie, to też byłabym żoną kniazia – i spojrzała w lustro. – A i dziś jeszcze nie jeden młody spogląda na mnie.

-Z politowaniem, pani matko.

-A po kim masz urodę? – oburzyła się Radziwiłłowa. – Może po świętej pamięci ojcu?

-Po tobie, pani matko – przytaknęła zgodnie Barbara.

Po tych słowach otworzyły się drzwi, w których stanęli dwaj Radziwiłłowie, Rudy i Czarny, rozweseleni jak mało kiedy.

-Pan Bóg ostatnio wielce błogosławi naszemu domowi – cieszył się Czarny.

-Mam syna! Drugiego syna – oznajmił Rudy. – Same dobre wieści!

-Panie bracie, skoro już Katarzyna dała ci drugiego syna, to teraz będziesz ją lepiej traktował, bo tak mi obiecałeś.

-Obiecałem, to będę. Pozwolę jej, aby czasem wychodziła z pałacu, tylko niezbyt często – potwierdził Rudy.

-Siostro – zaczął Czarny, ale Barbara szybko mu przerwała.

-Panie marszałku, pamiętaj, że jestem żoną wielkiego kniazia Augusta.

-Pani – rzekł cicho, a wewnątrz niego aż zawrzało.

-Nie słyszałam – wtrąciła rozbawiona Barbara.

-Miłościwa pani – zaczął Czarny, ale widząc uśmiech na twarzy Barbary od razu się zdenerwował. – Nie rozdrażniaj mnie siostro, bo to głównie dzięki mnie zostałaś żoną naszego kniazia.

-Przed chwilą to samo mówiła mi pani matka. Już nie wiem komu mam dziękować – i rozbawiona popatrzyła na matkę.

-Ona ze mnie kpi – zdenerwował się na dobre Czarny i spojrzał na Rudego.

-Sam tego chciałeś, panie bracie – odrzekł mu z uśmiechem.

-Teraz już nie wiem, czy tak bardzo tego chciałem.

-Ucz się oddawać mi honory, bo już niedługo, bracie stryjeczny, będziesz musiał to czynić. Od innych nie będę tego wymagała, ale od ciebie będę, panie bracie. Jako marszałek litewski powinieneś kłaniać mi się po pas. O tak – i z uśmiechem zademonstrowała przed Czarnym ukłon.

-Kniaź chce, abyś przybyła zaraz na zamek, siostro. – Oznajmił Czarny, lecz Barbara dalej żartowała.

-Zawsze lubiłam patrzeć, jak klęczysz w kościele, panie bracie. Nie odmówię sobie tej przyjemności, abyś czasem i przede mną zgiął kolana.
Słowa te na dobre wyprowadziły z równowagi Czarnego, który wzburzony wyszedł z komnaty. Za nim od razu podążył Rudy. Po chwili obaj znaleźli się na dziedzińcu, kierując się do położonego opodal książęcego zamku.

-Zawsze wydawała mi się głupawa – zaczął Czarny – i myślę, że gdybym jej częściej przyłożył kijem, jak to czasem czyniłem, to teraz byłaby z niej większa pociecha.

-Panie bracie, czegóż ty jeszcze od niej chcesz! – bronił jej Rudy. – Przecież to dzięki niej mamy to wszystko czym nas obdarza kniaź August.

-To nie tylko jej zasługa.

-Gdybyś jej tak nie karcił w dzieciństwie, to teraz by się do ciebie tak nie odnosiła.

-Bóg jeden wie, ile mnie, jako i ciebie, kosztowało to, aby została wielką księżną.

-Jeszcze i teraz zdaje mi się, że to nieprawda, że nasza siostra jest żoną wielkiego kniazia.

-A pamiętasz, jak mnie obwiniałeś, że bez potrzeby zabroniłem kniaziowi spotykania się z Barbarą – wypomniał mu Czarny.

-Bo myślałem, że to koniec, bo przecież cztery miesiące jej nie widywał.

-Ja też się bałem, tylko nic ci nie mówiłem, bo wtedy byś mi dogadywał.

-Przecież ja ci nie dogaduję – oburzył się Rudy.

-Domyślałem się, że Ościkiewicz cofnął się za podpuszczeniem naszego kniazia, ale gdy kniaź Ostrogski chciał ożenku z Barbarą, to myślałem, że wszystko stracone.

-Chwała Bogu, że wszystko dobrze się potoczyło, i że upilnowaliśmy naszą siostrę, bo tak to dalej byłaby tylko kniaziową nałożnicą.

-Nie wiedzielibyśmy bracie o zamiarach kniazia, gdyby nie ci dwaj opryszkowie, którym żałowałeś kilku czerwonych.

-To ty się przecież targowałeś! – przypomniał mu Rudy.

-Targowałem się, bo zawsze można się potargować, ale w końcu dałem im tyle, co chcieli, bo mieli wieści o zamiarach naszego kniazia – przypomniał Czarny i zbliżając się do zamku cały czas spierał się ze swoim stryjecznym bratem.

***

Tymczasem wielki książę litewski przyjmował posła księcia Ferrary, którym był Antonio Valentino. August, jak przystało na władcę, przyjmował poselstwo siedząc na tronie w towarzystwie Lasoty i Dowojny.

-Wasza książęca mość. Wielka to dla mnie łaska posłować do ciebie najjaśniejszy panie od mego pana, znamienitego księcia Ferrary Herkulesa II – oznajmił poseł, cały czas się zacinając.

-Też jestem rad widzieć cię panie pośle tu w Wilnie i cieszę się wielce, że twój książę chce oddać mi swą córkę za żonę.

-Panie, oto jej portret – i wyjął ze swojej podręcznej szkatułki pięknie oprawioną podobiznę kandydatki na żonę Jagiellona. – Najjaśniejszy panie. Księżniczka Anny jest jeszcze ładniejsza niźli na tym portrecie – i po tych słowach podał go Augustowi. Ten spojrzał nań lewym, a potem prawym okiem, co widząc Lasota z trudem powstrzymał się od śmiechu.

-Wybacz panie pośle, że tak oglądam ten portret, ale to dlatego, że wielce mi się spodobał wizerunek księżniczki Anny. Widzę, że twarz piękna i jaśniejąca. Nos właściwy i jakże czerwone usta. Doprawdy piękna niewiasta – rozwodził się Jagiellon.

-Wiedziałem panie, że ci się spodoba – odparł zadowolony poseł.

-Chciałabym jeszcze zobaczyć portret matki, księżniczki Anny.

-Nie pojmuję! – rzekł zaskoczony Valentino. – Po co ci panie portret księżnej Renaty?

-Radbym zobaczyć, czy matka księżniczki Anny też jest taka urodziwa.

-Księżna jest jeszcze bardziej urodziwa, tylko nie pojmuję, po co ci panie jej podobizna?

-Chcę ujrzeć portret matki księżniczki Anny, aby wiedzieć, jak moja przyszła małżonka, jeśli nią zostanie, będzie wyglądała za dwadzieścia lat.

-Skoro taka twoja panie wola – odparł zakłopotany poseł, który szybko zmienił temat rozmowy. – Dodam tylko, że posag będzie duży, a księżniczka Anna, jak sam panie przed chwilą widziałeś, jest wielce urodziwa, bogata i mówi czterema językami.

-Czterema językami! – udał zaskoczonego August.

-O tak. Księżniczka Anna mówi łaciną, italijskim, francuskim i niemieckim.

-To niezbyt dobrze – skrzywił się Jagiellon.

-A to czemu, panie? – zdziwił się poseł.

-Bo ja znam tylko trzy języki i nie chcę mieć małżonki, która będzie bardziej uczona ode mnie.

-A po jakiemu nie mówisz panie z tych języków, które wymieniłem? – Jąkał się coraz bardziej Valentino.

-Nie znam francuskiego.

-Księżniczka Anna też nie zna dobrze francuskiego, bo czasem zapomina niektórych słów – plątał się poseł, chcąc ratować sytuację.

-Wielce mi się podoba portret księżniczki Anny, ale jako rzekłem, chciałbym też ujrzeć portret jej matki.

-Panie, niedługo ujrzysz portret mojej pani, księżnej Renaty, a księżniczka Anna szybko zapomni francuski, tak jakby nigdy nie mówiła w tym języku. Na koniec ośmielę się dodać, że księżniczce Annie udaje się już mówić po polskiemu. – Po tych słowach Valentino ukłonił się przed Augustem i w takiej postawie wyszedł z sali. Gdy tylko zamknęły się drzwi, Jagiellon od razu okazał swą złość.

-Lasota, gdzie ty byłeś chowany, że nie umiesz się zachować?

-Wybacz mi panie, ale nie wiedziałem, że takie cuda potrafisz wymyślać – i roześmiał się na całego.

-To co miałem mu powiedzieć? – Po chwili spojrzał w okno i dodał. – Najgorsze jest to, że inni będą przybywać do Wilna.

-Zapewne będą obładowani portretami – wtrącił uśmiechnięty Dowojna.

-Malarze teraz odżyją – dodał Lasota i obaj wybuchli śmiechem.

-Precz! Poszli stąd, ale już! – krzyknął Jagiellon i jego słudzy od razu wyszli z sali. August został sam i zaczął wpatrywać się w pozostawiony mu portrecik księżniczki Anny. Nie zauważył nawet, gdy niespodziewanie pojawiła się Barbara i zakryła mu oczy.

-Auguście, czy miłujesz mnie jeszcze bardzo, bardzo?

-Bardzo, ale to bardzo – powtórzył za nią i poczuł pocałunek na policzku.

-To jakaś księżniczka? – zapytała zaciekawiona.

-Tak. Ledwie odesłałem jej posła.

-Auguście – rzekła żartobliwym tonem – czy mam być o nią zazdrosna?

-Wiesz przecież Barbaro, że tylko ty jesteś dla mnie ważna i zrobię dla ciebie wszystko. – I po tych słowach zrobił to, o co poprosiła go Barbara.

***

Po niedługim czasie przed wielkim księciem pojawili się Czarny i Rudy, którzy pokłonili się przed nim i czekali na jego polecenia. August powstał z miejsca, aby wydać im dyspozycje, gdy nagle usłyszał głos Barbary.

-Zrobisz dla mnie jedną rzecz?

-Jesteś księżną, więc możesz żądać czego chcesz.

-Auguście, wydaj rozporządzenie, aby wszyscy urzędnicy litewscy zgolili brody – rzekła wyraźnie rozbawiona, a obaj brodacze, Rudy i Czarny, popatrzyli na siebie zaskoczeni tą prośbą.

-Barbaro, widzę, że ci się zebrało na żarty, ale sprawy są poważne. – Następnie zwrócił się do Radziwiłłów. – Wezwałem was panowie, bo są ważne sprawy, które muszą być szybko załatwione. – Następnie Jagiellon zbliżył się do okna i oznajmił. – Panie marszałku, ruszysz niezwłocznie do Wiednia z częścią posagu, który zwrócisz królowi Ferdynandowi. Po drodze zatrzymasz się u hetmana Tarnowskiego. Omówisz z nim sprawę swego ożenku i zapewnisz go, że wstawię się za nim, aby dostał od cesarza tytuł barona. Ale to co najważniejsze, wyjawisz mu mój ożenek i zapytasz się o radę, co mam dalej czynić?

-Mniemam panie, że sprawy pójdą dobrze.

-Spotkasz się jeszcze marszałku z kanclerzem Maciejowskim, bo on jest mi przychylny. Ale cała rzecz o małżeństwie musi być na razie trzymana w tajemnicy.

-Panie chcę ci oznajmić radosną wieść – zaczął niepewnie Rudy.

-Mów, panie podczaszy.

-Mam drugiego syna. Krzysztofa Mikołaja – zawołał z dumą.

-To dobrze. Nie wiem tylko, czemu w waszym rodzie każdemu dajecie na imię Mikołaj?

-To na cześć naszego przodka.

-Panie podczaszy, naciesz się synem i żoną, bo będziesz chronił swoją siostrę, a moją małżonkę.

-Auguście, co zamierzasz? – zaniepokoiła się Barbara.

-Gdy tylko cała sprawa wyjdzie na jaw, to książę pruski Albrecht będzie do nas źle nastawiony. Ja musze jechać na sejm do Piotrkowa, a że nikomu nie wolno ufać, więc trzeba cię Barbaro dobrze ukryć.

-Nikt mi przecież nie uczyni nic złego, bo i czemuż miałby to zrobić?

-Chciałbym w to wierzyć, Barbaro, ale boję się o ciebie. Muszę pomówić z rodzicielami o naszym małżeństwie i skaptować chociaż kilku senatorów. Wtedy dopiero ogłosimy całemu światu wieść o naszym małżeństwie.

-Panie, za trzy dni wyruszam do Wiednia i mniemam, że pozyskam co zacniejszych panów.

-Tak jak rzekłem, nikomu nie wspominaj o naszym małżeństwie, tylko hetmanowi i kanclerzowi, bo jedynie im można ufać. Pamiętaj też marszałku, że wojewoda Tęczyński, z którym zapewne się spotkasz, to wierny sługa mojej pani matki.

-Będę ostrożny, panie – zapewnił Czarny. Po tych słowach August spojrzał na posmutniałą Barbarę i zdecydowanie oznajmił.

-Wilno nie jest dla ciebie bezpieczne, Barbaro, zwłaszcza, że mnie tu nie będzie. Nie można ufać nikomu, tym bardziej, że kniaź Ostrogski może przyjechać i prosić o twą rękę. – Tu Jagiellon ponownie zwrócił się do Radziwiłłów. – Gdyby się tu zjawił, a wy mu odmówicie, to może najechać i siłą zabrać Barbarę, bo to człowiek potężny i szalony.

-Odpiszemy mu, że Barbara wielce choruje i zamyśla iść do klasztoru – wtrącił Rudy.

-Panie podczaszy, nie o samego kniazia Ostrogskiego tu idzie. Obaj wiecie, że na Litwie was nie lubią i większość panów litewskich gotowa jest pokłonić się mojej pani matce, byle tylko zniszczyć wasz ród.

-Masz rację, panie – przytaknął Czarny.

-Marszałku, przyprowadź tu zaraz starostę mereckiego, bo będzie nam potrzebny – rozkazał August, a następnie zwrócił się do Rudego. – Panie podczaszy, weźmiesz oddział oddanych ci ludzi i wraz z Barbarą pojedziecie do Dubinek. Wszak to wasza posiadłość położona o jeden dzień drogi od Wilna. Zamek to dobry i oblany zewsząd jeziorem, który będzie dla was bezpieczny. Tam przeczekacie wszystko, aż sprawy pójdą do przodu. – Gdy August skończył mówić nastała krótka cisza, aż w końcu w sali pojawił się Czarny, a z nim starosta merecki.

-Ty Dowojna, będziesz troszczył się o zdrowie księżnej Barbary.

-Miłościwy panie, ale ja przecież nie jestem medykiem! Coś tam podpatrzyłem, ale niewiele, a leczę tylko ziołami – bronił się zaskoczony i zakłopotany jednocześnie starosta.

-Nikomu prócz was, nie ufam, słyszysz Dowojna, nie ufam! Już mi Elżbieta dziwnie umarła i nie wezmę obcego medyka, który gotów mnie zdradzić. Obiecuję ci, że jeszcze dostaniesz jedno starostwo, a może i coś więcej.

-Niech już tak będzie, panie – odparł pokornie.

-Barbara przecież jest zdrowa! – wtrącił się Rudy.

-A jeśli znowu zachorzeje, tak jak ostatnio? – zauważył Dowojna.

-Racja. Medyk być musi, bo choroba każdego może powalić – zreflektował się Rudy.

-Ufam ci Dowojna i wierzę, że dobrze się sprawisz. A teraz pora na obiadowanie, bo zgłodniałem. – Następnie wszyscy ruszyli do stołu, tylko Barbara zatrzymała Augusta i zaniepokojona całą sytuacją zaczęła narzekać.

-Znowu mnie zostawisz, Auguście? Nie chcę tam jechać bez ciebie.

-Barbaro, tak trzeba, a ja boję się o ciebie. Jak wszystko dobrze pójdzie to na przyszły rok pojedziemy do Krakowa.

-Na przyszły rok? – zapytała smutno – Chciałabym zobaczyć Kraków, ale teraz, z tobą.

-Już niedługo. Obiecuję, że będę pisywał listy do ciebie co drugi dzień.

-Auguście – oznajmiła rozgoryczona – co mi przyjdzie z listów? Ja chcę ciebie.

-Przecież jeszcze nie wyjeżdżam. Jeszcze trochę z tobą zostanę – odparł jej wesoło.

-To dobrze. Zatem chodźmy coś zjeść, chociaż przeszła mi ochota na jedzenie.

-Kazałem przygotować coś specjalnie dla ciebie, to co tak lubisz – i uśmiechnął się tajemniczo.

-Auguście, ty myślisz tylko o jedzeniu. Mój ty głodomorku – i uśmiechnąwszy się podała mu swą dłoń, po czym udali się do sali jadalnej.