„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”

 

* * *

Ciekawe czy w Nowej Zelandii leży teraz śnieg? I czy ktoś po nim chodzi albo biega na nartach…

* * *

Jeden z ulubionych starych dowcipów dotyczy mojego ukochanego hobby – milczenia. Zakon o bardzo ostrej regule silentium – zwykli braciszkowie mogli wypowiedzieć głośno tylko dwa słowa na dziesięć lat, oczywiście przed całym zgromadzeniem. Jeden z nich któregoś razu powiedział: „Jedzenie zimne”. Po dziesięciu latach: „Łoże twarde”. A po kolejnych dziesięciu: „Ja odchodzę”. Na co opat: „Nic dziwnego. Zawsze narzekałeś”…

* * *

W pewnym momencie życia czujesz, że już powiedziałeś, co miałeś powiedzieć. Wszystkie słowa. I że już po prostu nic ważnego do powiedzenia nie masz, same banały, same pierduły, same odgrzewane kotlety. Wtedy po prostu milkniesz. Czy to złe?
Kiedy zostałem sam, to milczenie się samo usprawiedliwiło.

* * *

Nawet wielcy poeci, mistrzowie słowa – jak się banalnie mówi – milkli na starość. Mickiewicz to tylko jeden, ale za to najlepszy przykład.

* * *

Latem wyszukiwałem w swojej kolekcji piosenek, których kiedyś, dawno temu, słuchałem w „Lecie z Radiem”. Letni rodzaj gustu absolutnie dopuszcza łezkę wzruszenia przy „Sereno e” Drupiego i radośnie chodzącą nóżkę przy „Stumblin in” Chrisa Normana i Suzi Quatro, nie mówiąc już o „Una paloma blanca” George Bakera. I polkę „Dziadek” lubię!

* * *

Przez całe dorosłe życie zbierałem książki z dobrej klasy literaturą niepoważną. Książką – matką jest w tej dziedzinie oczywiście „Pegaz dęba” Juliana Tuwima. Tuwim ma tu ogromne zasługi, ale nie mniejsze hołdy należą się Stanisławowi Barańczakowi (np. „Pegaz zdębiał”, antologia przekładów angielskiej i amerykańskiej poezji niepoważnej „Fioletowa krowa” i, creme de la creme, „Książki najgorsze”) i Wisławie Szymborskiej, która wypisywała przez lata przeróżne śmieszne rzeczy. To oczywiście tylko część mojej kolekcji humoraliów – z całej dużej reszty trzeba wymienić jeszcze dwa tytuły, których zaczytane egzemplarze mam zawsze pod ręką: „Na własne kopyto” Johna Lennona (genialny przekład Roberta Stillera) i „Limeryki plugawe” Macieja Słomczyńskiego (to jest petarda!).

 

CDN…

 

zdj.: Jarosław Matuszewski