Kolejne dni bardzo wolno mijały wielkiemu księciu litewskiemu, który nie wiedział już co ma z sobą zrobić. Zaczął więc ponaglać pracujących dla niego rabusiów, którzy uwijali się jak tylko mogli, aby zarobić obiecane im pieniądze. Jagiellon zaczął się nawet zastanawiać czy nie skierować do pomocy część jego służby, ale zaniechał tego pomysłu, aby nie wtajemniczać kolejnych osób w swój plan.


Dwudziesty sierpnia 1547 roku okazał się przełomowy w życiu wielkiego księcia Litwy. Tego dnia mógł on wreszcie odbyć tajne spotkanie z Barbarą. Chcąc odwrócić uwagę obu Radziwiłłów, wezwał ich do siebie, aby powierzyć im ważne zadania. Spodziewał się bowiem, że Radziwiłłowie mając na względzie tak ważne dla nich sprawy zapomną o wszystkim i zaangażują się całkowicie w te przedsięwzięcia. Miał to być chytry plan na to, aby odwrócić ich uwagę od swoich prawdziwych zamierzeń.

August czekał niecierpliwie na powrót swego prywatnego sekretarza, który udał się do Radziwiłłów, aby zaprosić ich do przybycia na zamek. Wydawało mu się, iż trwa to zbyt długo, stąd też zwrócił się do swego pokojowca.

-Jerzyczek, idź zobacz, czy już nie przyjechał? – Wówczas tamten pospiesznie spełnił jego polecenie. Po krótkiej chwili był z powrotem, lecz nie przyniósł dobrej wieści.

-Jeszcze go nie widać, panie.

-Możesz odejść – polecił słudze, lecz gdy Jerzyczek otworzył drzwi, ujrzał przed sobą uśmiechniętego Lasotę, który oznajmił.

-Szedłem za tobą, ślepoto. – Następnie wszedł do środka komnaty i przekazał Augustowi nowinę. – Radziwiłłowie będą tu lada chwila, panie.

-A widziałeś wojewodzinę?

-Widziałem, tylko bałem się z nią zagadać, bo Radziwiłłowie mogli by się pomiarkować. Przekazałem wszystko jej dwórce Katarzynie, siostrze Jurgielisa. Ma przekazać pani wojewodzinie, aby czekała na ciebie panie tuż przed północkiem w swej komnacie. Mówiłem jej, aby zachowywały się tak, jakby nic się nie wydarzyło.

-Dobrze się sprawiłeś. Powiedz mi tylko, jak wygląda?

-Ma się rozumieć, że pani wojewodzina? – Zapytał żartobliwie Lasota, lecz widząc minę Augusta, szybko dodał. – Wydaje mi się, że jest jeszcze ładniejsza niż wcześniej, ale nieco zmizerniała na gębie, tak jak i ty, panie.

-Wycierpiała się tyle, to i nie dziwota, ale dziś jej to wynagrodzę. – Następnie zamyślił się na chwilę i zapytał swego sekretarza. – Myślisz, że uda się zmylić Radziwiłłów, bo jeden i drugi to cwany lis.

-To się dzisiaj okaże – oznajmił Lasota i razem z wielkim księciem czekał niecierpliwie na ich przybycie.

Po niedługim czasie marszałek i podczaszy litewski kłaniali się swemu władcy, którego nie widzieli od kilku miesięcy.

-Jak to dobrze znowu widzieć cię panie – zaczął uśmiechnięty Czarny.

-Ja też się raduję, że was widzę – zełgał, bo wolałby ujrzeć Barbarę niż ich. – Wezwałem was tutaj, bo zebrało się wiele ważnych spraw, których dłużej nie sposób odkładać. Jak zapewne wiecie, Turczyn buduje na nowo twierdzę w Balaklawie. Z tej też przyczyny mój czcigodny ojciec ogłosił w Polszcze przygotowania na wypadek wojny i pisał ostatnio do mnie w tej sprawie. Całe litewskie wojsko musi być jak najszybciej gotowe do ewentualnej wojny. – Po tych słowach Radziwiłłowie popatrzyli na siebie, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. – Dostałem wczoraj pismo od wojewody kijowskiego Prońskiego, który pisze, że Turcy ponoć zaniechali tego zamiaru, ale nie wiadomo, czy na dobre. Wielce to możliwe, że chcą zmylić naszą czujność – i po tych słowach popatrzył na Radziwiłłów.

-Nie raz już tak bywało – wtrącił Rudy.

-Panie podczaszy, chcę, abyś udał się do Bracławia i tam osobiście zobaczysz, jak się sprawy mają!

-Miłościwy panie, rychło wyruszę w drogę.

-Panie, jeśli chcesz, to i ja tam podążę – wtrącił się Czarny.

-Mniemam, że pan podczaszy sam temu podoła, a ty panie marszałku pojedziesz, gdzie indziej. – Tu August potrzymał Czarnego przez chwilę w niepewności, aż w końcu wyjaśnił całą rzecz. – Już dwa lata minęły od śmierci mojej małżonki, a wedle zwyczaju część posagu należy oddać ojcu nieboszczki. Chcę marszałku, abyś udał się z tą misją do Wiednia, do króla Ferdynanda.

-Wielki to dla mnie zaszczyt i wdzięczny jestem waszej książęcej mości, że to mnie powierzył tak zaszczytną misję – dziękował Czarny, zdając sobie sprawę z tego, że wyjazd przyniesie mu splendor i korzyści.

-Zawieziesz marszałku do Wiednia trzecią część mojego posagu, równe trzydzieści tysięcy złotych węgierskich. Przy okazji pozwolę ci, abyś wystarał się o tytuł książąt Cesarstwa Rzymskiego dla całego domu Radziwiłłowego. – Tu Czarny i Rudy popatrzyli z uśmiechem na siebie, nie kryjąc swej radości. – To wyśmienita okazja ku temu, abyś się o to wystarał panie marszałku, bo nie tak dawno mieliście taki tytuł w swoim rodzie.

-Prawda to, bo nasz stryj Mikołaj był księciem na Goniądzu i Medelach – pysznił się Czarny.

-Mniemam, że za moim przyzwoleniem i poparciem wrócisz marszałku z tytułem księcia dla siebie i dla twego brata Jerzego, jako i dla ciebie, panie podczaszy. – Obaj brodacze znów uśmiechnęli się do swego władcy i słuchali jego dalszych słów. – Mówiłem też marszałku o twoim ożenku z panną Szydłowiecką, która dochodzi już do piętnastu lat, a hetman Tarnowski zapewnił mnie, że jest przychylny twej kandydaturze. Hetman otrzymał niedawno tytuł barona Cesarstwa Rzymskiego i rad będzie wejść w komitywę z księciem Cesarstwa – pochlebił mu na koniec August.

-Jakże ci się odpłacimy, miłościwy panie, za taką łaskawość dla naszego rodu. – Podziękował Czarny i wraz z Rudym głęboko się pokłonili przed Jagiellonem.

-Mniemam, że zaraz na początku przyszłego roku wyprawisz panie marszałku wesele i nie ukrywam, że radbym na nim być – zażartował August.

-A cóżby to było za wesele, bez ciebie, miłościwy panie – żartował Czarny.

-Zapewne i ja w przyszłym roku będę się po raz drugi żenił, tylko jeszcze nie wiem z kim – zażartował Jagiellon. – Niedawno mówiłem w tej sprawie z posłańcem wielkiego księcia Toskanii. Wiadomo mi też, że Habsburgowie pchnęli gońca do moich rodzicieli, abym poślubił córę księcia lotaryńskiego. – Tu spojrzał wymownie na Radziwiłłów i dodał. – Zwierzę się wam panowie, że coraz bardziej zamyślam o córce księcia pruskiego Albrechta. Anna Zofia ma dwadzieścia lat i podobno jest ładna. – Słowa te zaskoczyły wprawdzie obu Radziwiłłów, ale nie dawali tego po sobie poznać.

-Dobra to partia, miłościwy panie, bo przecież całe Prusy Książęce będą w posagu – pochwalił zamierzenia swego władcy Rudy.

-Zatem szykują się same weseliska, bo z tego co mi wiadomo, to wasza siostra, wojewodzina trocka, ma poślubić kniazia Ostrogskiego. Wprawdzie obiecałem nie widywać waszej siostry, ale nie obiecywałem, że nie będę na jej weselu – zażartował August i uśmiechnął się na siłę.

-Był u nas sługa kniazia Ostrogskiego prosić o rękę wojewodziny, tylko, że kniaź wielce choruje, bo upadł z konia i wszystko musi być odłożone.

-Panie marszałku, listy z moją pieczęcią i podpisem będą jutro gotowe. Mniemam, że za kilka dni wyruszysz w drogę?

-Myślę panie, że za tydzień wyruszę, bo przecież jeszcze do Sandomierza muszę zajechać, aby pokłonić się hetmanowi Tarnowskiemu i prosić o rękę Szydłowieckiej.

-Zechciej miłościwy panie przyjąć moje zaproszenie i przybyć dziś na wieczerzę do mego pałacu – zaoferował się Rudy.

-Może innym razem, panie podczaszy. Tym bardziej, że obiecałem nie widywać się z panią wojewodziną trocką.

-Prosiliśmy tylko, aby wasza książęca mość nie spotykał się na osobności z naszą siostrą, a inna to rzecz widzieć się ze wszystkimi na wieczerzy – nalegał Rudy. – August przez chwilę nie wiedział co odpowiedzieć, aż w końcu oznajmił.

-Przy inszej okazji i dziękuję za zaproszenie. A skoro tak, to ja zapraszam waszmościów jutro na wieczerzę do zamku.

-Nie odmówimy panie i przyjdziemy – rzekł wesoło Czarny.

-Zatem jesteśmy umówieni na jutro – odparł August i pożegnał obu dygnitarzy.

Gdy już został sam, podszedł do okna i patrzył na pałac Rudego, w którym przebywała jego ukochana. Zełgał strasznie Radziwiłłom, ale nie chciał teraz zepsuć wszystkiego. Spojrzał na niebo, ale słońce było jeszcze wysoko. Wtedy też zniecierpliwiony wyszeptał. – Boże miłosierny, czemuż ten czas tak wolno idzie – i znów patrzył na pobliski pałac. Po chwili pojawił się jednak Lasota, który w pośpiechu oznajmił.

-Panie, Tarło powrócił i chce pilnie mówić z tobą, panie.

-To niech wchodzi. Wołaj go Lasota. – Wydał polecenie i czekał, aż zapowiedziany Gabriel Tarło pokłonił się przed nim. – Jak dobrze cię widzieć, Tarło – witał go serdecznie. – Cóż tam w Królewcu słychać?

-Przekazałem listy księciu pruskiemu, tak jak panie chciałeś. Tylko, że książę Albrecht jest zaniepokojony tym, że cesarz z książętami Rzeszy chce najechać jego księstwo.

-Uspokajałem w listach księcia Albrechta, żeby było dobrej myśli, bo wojewoda sieradzki Łaski, pojechał w tej sprawie na sejm Rzeszy do Augsburga.

-Książę pruski zapytuje i prosi o odpowiedź, czy w razie wojny dostanie od ciebie panie pomoc?

-Odpiszę mu jutro, bo dziś muszę załatwić inne ważniejsze sprawy. – I po tych słowach spojrzał w okno, lecz głos Tarły szybko sprowadził go na ziemię.

-Książę pruski zapytuje też, czy to prawda, że zamyślasz panie o nowym ożenku? Ze swej strony zaleca ci panie młodą i majętną księżniczkę brunszwicką.

-Drogi Tarło. Małżeństwo to dzieło Boże i mam nadzieję, że Bóg miłosierny nie dopuści do tego, abym miał źle użyć swego rozumu. A jak już mówiłem, nie zamyślam szybko się żenić. Teraz odejdź, bo muszę załatwić pewne sprawy i wołaj mi Lasotę. – Tarło od razu spełnił polecenie i po chwili zaufany sekretarz stanął przed swym panem.

-Książę Albrecht radzi mi księżniczkę brunszwicką, ale domyślam się, że tak naprawdę chce, abym poślubił jego córkę Annę Zofię.

-Podobno Tarło zbiera informacje o twoich panie zamiarach i o wojewodzinie trockiej.

-Dlatego nie chcę niczego ujawniać, bo tamten doniesie o wszystkim do Królewca. Mniemam, że go dobrze zmyliłem.

-Miarkuję, że coś panie zamyślasz? – zapytał podchwytliwie Lasota.

-Nic nie zamyślam, Lasota. Idź się prześpij, bo w nocy nie zmrużysz oka. Ja też idę na spoczynek. – Następnie udał się do sąsiedniej komnaty i cały czas myślał o tym, że za kilka godzin ujrzy wreszcie Barbarę.

***

Późną nocą dwóch zakapturzonych mężczyzn schodziło w dół zamku, aż do najgłębszych piwnic. Zaledwie po chwili znaleźli się w tunelu, gdzie August mógł się przekonać na własne oczy, że rabusie wykonali kawał dobrej roboty. Po pewnym czasie książę wraz z sekretarzem zauważyli duży kamień, który z trudem wciągnęli do środka. Następnie dostrzegli niewielkie przejście prowadzące wprost do murowanej piwnicy.

-Lasota, świeć mi lepiej – zawołał August i zaraz potem znalazł się w piwnicy. Następnie wziął pochodnię od swego sekretarza, który po chwili również znalazł się w środku. – Strasznie tu śmierdzi! – zauważył August.

-To spiżarnia Rudego, panie.

-A cóż on je, że tak strasznie cuchnie. Chodźmy, bo szkoda czasu – rozkazał i ruszył przed siebie. W końcu obaj znaleźli się przy metalowej furcie. – Wielce jestem ciekaw, jak stąd wyjdziemy?

-Trzeba tylko otworzyć, panie – i lekko pchnął furtę, która strasznie zaskrzypiała.

-Ciszej Lasota, bo wszystkich pobudzisz.

-Kazałem siostrze Jurgielisa, aby otworzyła wejściową furtę do spiżarni.

-Czasami to się cieszę, że cię mam – zażartował Jagiellon i powoli szedł schodami do góry.

-Panie, trzeba zostawić tu pochodnię, albo ja sam przy niej zostanę, a ty panie trafisz po omacku. Przy schodach będzie czekała Katarzyna, która co kilka zdrowasiek będzie schodziła na dół, aby cię dalej poprowadzić, panie.

-Dobrze to obmyśliłeś, Lasota – pochwalił go książę.

-Idę zobaczyć co tam tak śmierdzi i będę czekał na ciebie, panie.

-Dobrze, niech tak będzie.

-A za długo wrócisz, panie?

-Myślisz, że ja wiem. Być może dopiero nad ranem.

-Miej litość, panie – zażartował Lasota.

-Idź do spiżarni Rudego, to najesz się do syta śmierdzonki – zażartował August i śmiejąc się cicho szedł schodami do góry.

W tym samym czasie wojewodzina trocka klęczała przed krzyżem w swojej komnacie i z bijącym sercem czekała na ukochanego.

-Panie Boże, spraw abym go tylko przez chwilę zobaczyła, a potem niech się dzieje wola Twoja, Panie. – W tym samym momencie otworzyły się drzwi, a w nich stanął uśmiechnięty Jagiellon.

-Auguście! – zawołała stłumionym głosem. Szybko podbiegła do niego i zaczęła całować jego usta i twarz.

-Już jestem, Barbaro – i całował ją równie żarliwie.

-Auguście, mogę być twą niewolnicą, tylko już mnie nie zostawiaj. Błagam.

-Nie zostawię cię Barbaro, bo nie zdzierżę tego. – Po tych słowach spojrzał na nią i zapytał. – Taka jesteś blada! Co ci jest?

-Bracia chcą, żebym poszła za Ostrogskiego. A że to straszny człowiek, to im powiedziałam, że wolę iść do klasztoru. Przy wieczerzy zapowiedzieli mi, że mnie przymuszą, abym poszła za Ostrogskiego. – Po tych słowach łzy stanęły jej w oczach.

-Już ja im każę…!

-Co wasza książęca mość nam każe? – Rozległ się głos jednego z Radziwiłłów i zaraz ku zdziwieniu pary zakochanych w drzwiach stanął Czarny, a zaraz za nim Rudy.

-Przyrzekłeś miłościwy panie – natarł ostro Czarny – nie bywać u naszej siostry. Dlaczego więc panie przyszedłeś teraz do wojewodziny?

-A jeszcze w południe zapewniałeś nas panie, że nie odwiedzisz potajemnie Barbary – przypomniał Rudy.

-Przyszedłem, bo tak chciałem. A może to dzisiejsze moje przyjście przyniesie wam wieczną sławę i cześć – przemówił tajemniczo August.

-Daj Boże – orzekli bracia Barbary.

-Chcę poślubić waszą siostrę, jako swoją prawą małżonkę. – Tu Barbara popatrzyła na niego z niedowierzaniem i zdumieniem.

-Miłościwy panie, gotowy jesteś poślubić naszą siostrę?

-Jak rzekłem. Choćby i zaraz – odparł Czarnemu August.

-Pójdziesz Rudy obudzić księdza. Niech szybko przyjdzie z tobą do kaplicy zamkowej. – Po tych słowach podczaszy litewski pospiesznie opuścił komnatę Barbary, aby jak najszybciej wypełnić polecenie Czarnego.

-Miłościwy panie, chodźmy zatem do kaplicy zamkowej – nalegał marszałek litewski.

-Chodźmy, pani – rzekł August i podał dłoń Barbarze. Następnie skierowali się ku wyjściu z radziwiłłowskiego pałacu.

-Auguście ja o niczym nie wiedziałam, wierz mi. Nie wiedziałam co oni knują – próbowała się tłumaczyć Barbara.

-Barbaro, nic się przecież nie stało. Już dawno postanowiłem, że chcę cię poślubić. Tak być musiało, bo cóż to za życie bez ciebie – i ucałował jej dłoń.

W niedługim czasie do kaplicy zamkowej, w której czekali już August z Barbarą, zbliżał się ksiądz i towarzyszący mu Rudy. Wybudzony w środku nocy duchowny cały czas ziewał i gdy wszedł do zamku zwrócił się z pytaniem do Radziwiłła.

-A któż to zamierza brać ślub w środku nocy? – W tym samym momencie duchowny zauważył wielkiego księcia i od razu się poprawił. – Co mam czynić, miłościwy panie?

-Dasz nam ślub.

-Ja, panie? – zapytał zaskoczony.

-Ciesz się księże, bo spotkała cię wielka łaska. Będziesz dawał ślub samemu kniaziowi – rzekł Czarny. – Po tych słowach wszyscy uczynili znak krzyża świętego, a przejęty swą rolą ksiądz zapytał.

-Czy chcesz miłościwy panie poślubić tę oto niewiastę i przyrzekasz jej, że będziesz jej wierny i będziesz miłować tą oto niewiastę do końca swoich dni?

-Przyrzekam Bogu Wszechmogącemu w Trójcy Świętej Jedynemu – i położył dłoń na Biblii. Po chwili duchowny spojrzał na Barbarę i niepewnym głosem zapytał, wciąż jeszcze nie wierząc w to, co czyni.

-Czy chcesz pani poślubić tego oto mężczyznę, przyrzekasz być mu wierną i obiecujesz miłować tego oto mężczyznę do końca swoich dni?

-Przyrzekam Bogu Wszechmogącemu w Trójcy Świętej Jedynemu – i złożyła dłoń na Biblii. Następnie kapłan związał ich dłonie stułą i uroczyście przemówił.

-Wedle prawa Boskiego jedynego i prawdziwego, jesteście mężem i żoną. – Po chwili pokropił ich święconą wodą i dokończył. – Co Bóg pobłogosławił i połączył, niechaj nikt nie waży się rozłączać.

W ten sposób ceremonia ślubna została zakończona. Następnie August wziął Barbarę za rękę i poprowadził ją do swej komnaty, a Radziwiłłowie i duchowny co chwila krzyczeli „Vivat”!

-Zechciej czcigodny księże napić się z nami wina, bo dzień to niezwykły. – Zaproponował Rudy i wraz z Czarnym udali się do swego pałacu.

Po kilku minutach byli w środku budynku i gdy otworzyli drzwi do piwnicy, ku swemu zdumieniu ujrzeli Lasotę. Ten był już znudzony oczekiwaniem i napoczął właśnie jedną z beczek.

-Skąd się wziąłeś w mojej piwnicy, mości sekretarzu? – zapytał ostro Rudy.

-Słyszałem panie podczaszy, że masz bardzo dobre wino i dlategom chciałem go popróbować. Spróbowałem, a że nie jest najlepsze, to zaraz sobie pójdę.

-Zapewne przyszedł z kniaziem – rzekł cicho Czarny do Rudego.

-A co porabia nasz wielki kniaź? – zapytał żartobliwie Rudy.

-Śpi w zamku – odparł niczego nieświadomy Lasota.

-Jesteś panie sekretarzu dobrym sługą naszego kniazia, więc ci oznajmiamy, że twój pan został naszym szwagrem, gdyż niedawno poślubił naszą siostrę Barbarę.

-Nie może to być! – odparł Lasota i zerwał się na równe nogi.

-Może i jutro się o tym przekonasz panie sekretarzu – uspokajał go marszałek litewski.

-Idę do księcia!

-Teraz mu waszmość nie przeszkadzaj, bo wielki kniaź jest teraz wielce zajęty.

-Napij się z nami, panie sekretarzu, za pomyślność kniazia i naszej siostry Barbary – zawołał Rudy.

-Wielkiej księżnej Litwy, a niedługo królowej w Polszcze – dodał wyniośle Czarny. Po tych słowach Lasota rad nie rad wziął puchar od Rudego i wraz z Czarnym oraz z księdzem, który udzielał ślubu, wypili za pomyślność młodej pary.

-Vivat wielki kniaź August i kniahini Barbara! – krzyknął z zapałem Rudy i znów wszyscy przechylili pucharki. Po niedługim czasie dał się słyszeć z piwnicy ton pieśni „Te Deum laudamus”.