Orszak kilku jeźdźców dość szybko zbliżał się w kierunku Wilna, od którego dzieliło ich już niewiele. August spieszył się tam jak, mało kiedy, a sprawy państwowe niewiele go ostatnio obchodziły.

Odkładał je na później lub zbywał czymkolwiek, gdyż myślał tylko i wyłącznie o jednym. Zastanawiał się nad tym, jak go powita Barbara i jak przeszkodzić Ostrogskiemu w poślubieniu jego ukochanej. Na takich rozmyślaniach upływała mu ta pospieszna podróż do stolicy Litwy.
Wprawdzie od celu dzieliło ich już niewiele drogi, ale stanęli na popas, gdyż jeźdźcy byli spragnieni, a konie zmęczone. W dodatku pierwsze dni sierpnia były bardzo gorące.

-Karczmarzu, daj szybko miodu! – zawołał Lasota, gdy tylko zsiadł z konia.

-Już panie, już! – odparł karczmarz i pobiegł do spiżarni po trunek. Po krótkiej chwili, gdy stanął przed podróżnymi, usłyszał głos książęcego sekretarza.

-Usługujesz samemu wielkiemu księciu. – Na te słowa karczmarz stanął jak wryty, ale szybko się ocknął.

-Szczęście to dla mnie wielkie, że mogę w swoich skromnych progach gościć ciebie panie, wielki nasz kniaziu.

-Spieszno nam, a do Wilna jeszcze drogi – wtrącił August.

-Radbym bardziej ugościć cię panie, bo nigdy jeszcze nie gościłem pana naszej Litwy. Bóg miłosierny ostatnio łaskaw dla mnie. Syn mi się urodził, a teraz ty panie zawitałeś pod mój skromny dach.

-Dobry człowieku. Zostaw nas teraz samych – polecił August i karczmarz skłoniwszy się pobiegł szykować jedzenie dla wielkiego księcia. – Lasota jeszcze dzisiaj musimy być w Wilnie.

-Ciężko będzie, panie.

-Musimy! Choćby i nawet po północy, ale musimy.

-Boję się panie, że nie zmylisz Radziwiłłów.

-Czarnego wyślemy z częścią wyprawy do Wiednia, a Rudy nie domyśli się o co mi chodzi.

-Tylko, że pani wojewodzina zapewne jest w Dubinkach, a jeśli nawet zjechała do Wilna, to zapewne nie wychodzi z pałacu swego brata.

-Pomyślałem o tym. Wiem, że niegdyś było tajne przejście z zamku do pałacu Rudego.

-Jeśli nawet było takie przejście, to teraz pewnie jest zawalone i Bóg jeden wie, gdzie prowadzi.

-To każę je jeszcze raz przekopać, aż do piwnic Radziwiłłowego pałacu. Ale najpierw muszę tam dojechać. Czas jechać, bo wkrótce noc nas zastanie. W Wilnie będziemy odpoczywać.

-Ruszamy! – zerwał się z miejsca Lasota, a za nim pozostali jeźdźcy z książęcego orszaku.

-Karczmarzu – zawołał August – nie trudź się, bo jedziemy.

-Panie zostań jeszcze chwilę, bo tyle dobrego jadła przygotowałem.

-Innym razem. Lasota zapłać mu, ile chce, bo wielce się starał.

-Wielki nasz kniaziu. Szczęście to dla mnie wielkie gościć cię panie i żadnej zapłaty nie wezmę.

-W Krakowie takich poddanych nie znajdę. Tam by zażądali więcej niż by się należało – zażartował August. Następnie popatrzył chwilę na karczmarza i dodał. – Dobry człowieku, powiedziałeś, że ci się syn urodził?

-Tak panie. Cztery dni temu.

-Pozwól zatem, że z wdzięczności obdarzę twego syna podarunkiem. Lasota daj mu czerwonego – rozkazał książę, a wtedy dworzanin podał monetę karczmarzowi.

-Zachowam ją na pamiątkę, że cię panie gościłem u siebie – oznajmił karczmarz i skłonił się w pas.
-Mniemam, że jeszcze kiedyś zajadę do twej karczmy. – Po tych słowach August pospiesznie wsiadł na konia i razem z orszakiem ruszył w drogę.

***

Do Wilna było coraz bliżej, ale dzień miał się już ku końcowi. Dopiero przed samą północą jeźdźcy stanęli u murów miasta. O tej porze bramy były zamknięte i należało czekać do rana, aż zostaną otworzone.

-Lasota, budź strażnika, tylko cicho – polecił Jagiellon.

-Otwieraj! – krzyknął dworzanin i po chwili w małym okienku bramy miejskiej ukazała się głowa strażnika.

-Czekać rana i nie drzeć mordy po nocy.

-Coś rzekł, barani łbie? Wiesz do kogo mówisz? – natarł na niego Lasota.

-Wielce jestem ciekaw, hultaju – odparł niewzruszenie strażnik.

-Wielki kniaź jest przed tobą.

-A choćby i królowa Bona tam stała, to nie otworzę – i zaczął się śmiać.

-Strażniku nie rozwścieczaj mnie, bo jutro będziesz spał w stajni z końmi – włączył się zniecierpliwiony August.

-A skąd ja wiem, że jesteś panie kniaziem?

-Lasota, pokaż mu tarczę z herbem – rozkazał władca i gdy tylko strażnik ujrzał pogoń litewską na tarczy, w pośpiechu pobiegł otwierać bramę.

-Miłościwy panie, czekaj chwilkę, zaraz będzie otworzone. – Po tych słowach strażnik w pośpiechu otworzył bramę i skłoniwszy się czekał, aż jeźdźcy wjadą do środka miasta. Poruszali się wolno, aby nie robić hałasu. Niebo było tak rozgwieżdżone, że nie potrzebowali świateł, aby wszystko dobrze widzieć. W pewnym momencie Lasota dostrzegł blask pochodni.

-Panie. Zobacz tam z boku! Mniemam, że to rabusie.

-Podjedziemy ich cicho, żeby nie uciekli – polecił August i cała świta kierowała się w owo miejsce. Po krótkiej chwili podjechali pod niewielki budynek, a gdy okazało się, że jest to kram kupiecki, wówczas go okrążyli i zablokowali wyjście. Następnie Lasota zapalił pochodnię, która ukazała twarze dwóch opryszków. Ci zorientowawszy się, że zostali przyłapani, wzięli miotły stojące przy ścianie i zaczęli zamiatać.

-Cóż tu robicie o tak późnej porze? – zapytał Lasota.

-Panie, gospodarz umarł i zamiatamy w komorze. Już wszystko wynieśliśmy do domu. – Tłumaczył jeden z nich, znacznie wyższy od swego kolegi i nieco odważniejszy.

-A czemu nikt nie opłakuje zmarłego?

-O, panie – zawahał się złodziej – jutro będą płakali. – Słysząc to August uśmiechnął się do Lasoty i wydał mu polecenie.

-Każ ich związać. Weźmiemy ich na zamek. Mogą być nam pomocni.

***

Godzinę później dwóch rabusiów klęczało ze związanymi rękami w jednej z sali zamkowych i czekało na przyjście wielkiego księcia. Ten odbył najpierw krótką rozmowę z Lasotą, a następnie popatrzył surowo na uwięzionych.

-Lasota, rozwiąż im ręce, bo wyglądają, jakby się modlili.

-Podejrzewam panie, że oni zapomnieli już jak należy się modlić. – Następnie zbliżył się do rabusiów i rozwiązał więzy na ich rękach.

-Wiecie hultaje, że mogę was wtrącić do lochu, bo okradliście kram, a co gorsze, łgaliście przed samym władcą – postraszył ich Jagiellon.

-Skąd mogliśmy wiedzieć panie, że sam wielki kniaź nas przyłapał. – Odparł zuchwale jeden z nich, który był odważniejszy od swego kolegi.

-Zuchwały rabusiu, jeśli mi pomożesz ze swoim kompanem, to puszczę was wolno i może jeszcze wynagrodzę. – Tu złodzieje popatrzyli się na siebie, a po chwili drugi z nich odparł.

-Uczynimy panie, co zechcesz.

-Wiecie o tajnym przejściu z zamku do pałacu Radziwiłłów?

-Ano wiemy, panie. – Przytaknął pierwszy, a zaraz potem włączył się drugi.

-Chadzamy tam czasami, panie, bo jest po co… – Tu urwał nagle widząc złowrogie spojrzenie swego kolegi.

-Mów prawdę, bo każę cię żywcem w lochu zamurować! – zastraszył ich August.

-Mówię prawdę, jak na spowiedzi. – Bronił się pierwszy, który górował przebiegłością nad swoim głupawym kolegą.

-Zatem znacie przejście, które prowadzi z zamku do siedziby Radziwiłłów? – zapytał August.

-Do pałacu Radziwiłłowego, jako i do klasztoru.

-Do katedry też prowadzi, panie – włączył się drugi z rabusiów

-Do podziemi katedry też można dojść, tylko, że przejście jest trochę zawalone i trzeba się przeciskać, aby przejść.

-To powiedz mi hultaju, gdzie znajduje się wyjście w pałacu Radziwiłłów?

-Do ogrodu jest dobre, panie, ale dalej do spiżarni, jest już gorzej, a ostatnio trochę jest zasypane i szczurów tam od liku. – Po tych słowach wielki książę zastanowił się na chwilę, po czym zwrócił się do opryszków.

-Dostaniecie, każdy po czerwonym – zaproponował August.

-Po czerwonym? – rzekli z niedowierzaniem rabusie i uśmiechnęli się do siebie.

-Nie przerywajcie mi, bo każę wam języki wyrwać. Tak jak rzekłem, dostaniecie po czerwonym i będziecie wolni, tylko naprawicie przejście do pałacu Radziwiłłów. Do samej ich piwnicy i żebym ani jednego szczura nie widział.

-Nie frasuj się panie, przejście będzie naprawione, a szczura żadnego nie zobaczysz panie, bo Witalis – i tu wskazał na kompana – lepiej łapie szczury niż stary kot. – Tu Augustowi zrobiło się mdło na samą myśl o tym, ale przemógł obrzydzenie i dodał.

-Ile wam to zajmie czasu, hultaje?

-Ze cztery dni, panie.

-Mam czekać aż cztery dni! – odparł zrezygnowany August, ale wtedy włączył się Lasota.

-A jak dostaniecie po dwa czerwone?

-Powiadasz panie, że dwa czerwone? – i oczy zapłonęły mu chciwością.

-Jako słyszałeś, hultaju – potwierdził August.

-Panie, jest taki jeden, który jak nam pomoże, to w dwa dni się uwiniemy. – Po tych słowach rabuś spojrzał na Augusta i raz jeszcze zapytał.

– To prawda panie, że moje biedne oczy ujrzą dwa czerwone?

-Tak, te twoje złodziejskie łapy będą trzymać dwa czerwone. I tak jak wam obiecałem, będziecie wolni. Tylko zapowiadam, że nikt w Wilnie, ani na całej Litwie, nie może się o tym dowiedzieć, bo wiecie, co was wtedy czeka? – ostrzegł August.

-Panie, gdybyśmy rozpowiadali o tym, cośmy widzieli, to nie jeden by już nie żył. A niektórzy wielcy panowie nie spaliby spokojnie.

-Czyńcie zatem co wam rozkazałem, a jeśli się dobrze sprawcie, to być może jeszcze was kiedyś zatrudnię. – Po tych słowach skinął na nich ręką, aby odeszli. Zaraz też rabusie skłonili się w pas i pospiesznie wyszli z sali zamkowej

-Mniemasz panie, że można im zawierzyć? – wahał się Lasota.

-Wszystko mi zawdzięczają. Wiem też, że tylko tacy wiedzą o takich tajemnych przejściach, o których inni nawet nie słyszeli. Dobrze, że ich Lasota zauważyłeś. Czasem nawet złodziej jest potrzebny. A teraz czas na spoczynek, bo czekają nas trudne dni.

– Następnie zbliżył się do okna, skąd widać było pałac Mikołaja Rudego Radziwiłła. Wprawdzie niewiele dzieliło go od ukochanej, ale obecnie była to dla niego odległość nie do przebycia.