August siedział w swoim wygodnym krześle i popijał węgierski tokaj. Dumał przy tym i widać było, że coś go dręczy. Wszelkie rozrywki i polityka nie odciągały go od przeszłości, a wręcz przeciwnie. Coraz częściej wracały wspomnienia i skojarzenia z Barbarą, której nie widział już cztery miesiące. Męczył się jak w chorobie, wiedząc jednocześnie, że jedynym dla niego lekarstwem jest ujrzenie ukochanej.

Nie mógł jej jednak widywać i ta myśl zajmowała go całkowicie. Tylko trochę absorbowała go kwestia twierdzy w Balaklawie oraz nowa sprawa z księciem pruskim Albrechtem, którego książęta Rzeszy chcieli pozbawić władzy. Mimo tylu ważnych spraw Jagiellon nie odpisywał na listy, zaś posłańców zbywał wymówkami i odkładał wszystko na później.

Siedział ponury w zamku lubelskim i obojętnym wzrokiem patrzył przez okno swej komnaty na bogate kamienice lubelskich mieszczan, które znajdowały się opodal królewskiej siedziby. Tak zastał go Lasota, który właśnie wszedł do jego komnaty.

-Miłościwy panie, nigdy tyle nie piłeś jak teraz – zauważył od razu.

-Nie dziw się Lasota, bo to przecież lipiec, gorąco i duchota straszna, to i pić się chce.

-Wczoraj widziałem, że zasnąłeś panie na siedząco i to bynajmniej nie nad czytaniem Biblii.

-Lasota, upał taki, a ty jeszcze wymówkami męczysz.

-Bo cię panie takim nie widziałem. Weź się panie w garść, bo nie można tak żyć, tylko picie i przygrywanie kapeli.

-Mówisz tak, boś na muzykowanie głuchy.

-Wiem panie, że ciężko przestać, gdy się kogoś wielce miłuje, ale trzeba żyć dalej.

-Cóż mi to za żywot, Lasota! Królem i księciem jestem, a nie mogę ożenić się z tą, którą miłuję.

-Możesz panie – wyrwało się Lasocie, lecz zaraz umilkł.

-Co ty mówisz! Ty wiesz co by to było? Nawet myśleć nie chcę – i dolał sobie tokaju.

-Chcę ci panie oznajmić, że Dowojna przybył i czeka na posłuchanie.

-To niechaj wchodzi. Wołaj go rychło.

Po krótkiej chwili wspomniany wysłannik kłaniał się swemu władcy, który powitał go w typowy dla niego ostatnio sposób.

-Myślałem, że umarłeś, bo tak długo cię nie było.

-Wiele przeciwności mi się przytrafiło, panie. Pod Brześciem pożar był straszliwy i musiałem okrężną drogą jechać, ale załatwiłem wszystko, tak jak panie chciałeś.

-Mów, co z Ościkiewiczem? – niecierpliwił się.

-Czekałem panie, aby wszystko do końca zobaczyć. Dałem listy kanclerzowi i marszałkowi, którzy wezwali wojewodę na posłuchanie, ale ten do niczego się nie przyznał – mówił szybko Dowojna. – Przywiozłem list od marszałka Radziwiłła i kanclerza Hlebowicza. Pewnie piszą w nim to, co chcieli, abym ci panie przekazał. Chcą, żebyś im panie oznajmił, co wiesz nowego o napadzie zbójów na poselstwo hospodara mołdawskiego. – Tu posłaniec przerwał na chwilę, odsapnął i kontynuował. – Zaraz po posłuchaniu oddałem list Ościkiewiczowi, który po przeczytaniu go oznajmił mi, że ma już lepszą partię od wojewodziny trockiej i liczy na to, że dostanie urząd, który mu panie obiecałeś.

-Dostanie urząd i starostwo. Ja zawsze dotrzymuję obietnicy.

-Za kilka tygodni ma być wesele wojewody Ościkiewicza z niejaką Nastazją Zasławską i wojewoda prosi cię panie, abyś przybył na te uroczystości, o ile tylko zechcesz.

-To dobrze – rzekł zadowolony z takiego obrotu sprawy książę. – Lasota, napiszesz list do kanclerza Hlebowicza, aby przygotował akt przyznający Ościkiewiczowi kasztelanię wileńską i starostwo upickie, za jego zasługi. – Następnie powstał z miejsca i uśmiechając się zwrócił się do posłańca. – Dobre mi przywiozłeś wieści Dowojna. Jeszcze mi tylko powiedz, co z wojewodziną trocką? Kazałem ci ją zobaczyć.

-Widziałem ją panie, ale przywożę nie tylko dobre wieści.

-Mów, jak wygląda?

-Smutna była, panie. Widziałem ją jak siedziała nad stawikiem i dawała jedzenie łabędziom. Od jednej z jej dworek dowiedziałem się, że pani wojewodzina dużo przebywa w kościele, a na ucztach jej prawie nie widać. Podobno lituje się nad biednymi ludźmi i bardzo ich wspiera. Stale przebywa z tą Katarzyną, siostrą Jurgielisa, którą bardzo polubiła. Mówiłem z nią i powiedziała mi, że pani wojewodzina chciała iść do klasztoru, tylko że jej bracia chcą, aby… – i przerwał, po czym niepewnie spojrzał na księcia.

-Mów, Dowojna! Nie ma co ukrywać – ponaglił go August, który domyślił się, że sprawa się skomplikowała.

-Po tym jak wojewoda Ościkiewicz odstąpił od zamiaru ożenku z panią wojewodziną, przybyli z dziewosłębami posłańcy od księcia Wasyla Ostrogskiego. – Po tych słowach zapanowała cisza, aż Dowojna znowu przemówił. – Powiadają, że wojewodzina trocka długo z nim nie pożyje, bo to straszny człowiek. Dopiero co pochował trzecią żonę, a już się o czwartą stara.

-A Radziwiłłowie? – wykrztusił August – przecież oni wiedzą, że to okrutny człowiek.

-Tylko, że to najpotężniejszy magnat na Litwie, a jego włości ciągną się od Wilna aż po Kijów.

-Dobrze, już wystarczy. Chcę zostać sam z Lasotą. – Wówczas Dowojna bez słowa pokłonił się i wyszedł. – Radziwiłłowie nie patrzą na swoją siostrę, tylko chcą, aby się pokumać z pierwszymi magnatami na Litwie – rzekł ze złością August.

-Ostrogski to potężny pan na Litwie, jak mało kto. Ma też poparcie twoich rodzicieli panie, zwłaszcza królowej. To silna podpora jagiellońskich rządów na Litwie – podkreślił sekretarz, zaś August milczał. – Widziałem go nie raz, ale po wyglądzie nie spostrzegłem, że z niego taki okrutnik.

-Nic bardziej nie myli, jak pokazywanie się przed ludźmi innym, niźli się jest naprawdę.

-Panie, przypomniałem sobie, ze Bekwarek kiedyś służył u niego.

-No to go wołaj rychło. – Rozkazał, i gdy Lasota pospiesznie wyszedł z komnaty, znowu pomyślał o Barbarze. Zastanawiał się nad tym, co ona teraz myśli, wiedząc, że pójdzie w ręce takiego okrutnika. Stał i dumał, aż wreszcie pojawił się średniego wzrostu młody człowiek, trzymający w ręku lutnię.

-Co mam zagrać, panie?

-Ponoć byłeś na dworze kniazia Ostrogskiego? – Słowa te sprawiły, że grajek od razu stracił dobry humor. – Mowę ci odebrało? – zezłościł się August.

-Nie panie, tylko smutne wspomnienia powróciły.

-Mów, co widziałeś i słyszałeś, a dostaniesz czerwonego.

-Alej nie wiem od czego zacząć.

-Zaczynaj do diaska! – przerwał mu zdenerwowany. W tym momencie Bekwarek tak się przestraszył, że przyłożył lutnię do siebie i chciał grać. Widząc to Jagiellon wraz z sekretarzem uśmiechnęli się do siebie. Następnie Lasota pochwycił za jego lutnię i spokojnie przemówił.

-Nie bój się, Bekwarek. Powiedz tylko, co widziałeś na dworze kniazia Ostrogskiego? – Wówczas grajek uspokoił się nieco i namyśliwszy się, zaczął mówić.

-Od małego chowałem się na jego dworze. Tam też nauczyłem się grywać na lutni i trochę śpiewałem. Dobrze mi tam było, bo to był ludzki pan…

-Cóż ty opowiadasz, skoro ja co innego słyszałem! – Przerwał mu znowu August, lecz widząc strach w oczach lutnisty, dodał ze spokojem. – Mów dalej, Bekwarek, bo ci przerwałem.

-Nie najgorzej u niego było… – i popatrzył niepewnie na swego władcę. Jagiellon zrozumiał, że jego krzyki mogą znowu przestraszyć grajka, więc cierpliwie czekał na jego dalsze słowa. – Gdy kniaź Ostrogski pierwszy raz się ożenił, to wielka wesołość zapanowała na jego dworze. Wszyscy chwalili kniazia, bo to był przecież wielki pan, a jego żona, którą kniaź Ostrogski wielce umiłował, pochodziła tylko z bogatej szlachty. Pewnie bym tam był do tej pory, tylko że kniaź wyruszył na Tatarów i przyszły wieści, że go zabito. Wtedy kniahini, która udawała rozpacz, dopuściła się cudzołóstwa. Gdy kniaź Ostrogski powrócił z wyprawy i dowiedział się o wszystkim, wpadł w wielki gniew i oddał ją na męki. Sam słyszałem jak strasznie wrzeszczała, gdy ją torturowano w piwnicy zamkowej. – Tu grajek zamyślił się na chwilę i mówił dalej. – Zaraz potem kniaź Ostrogski wydał wielką ucztę i sprosił aż dwie kapele. Tej uczty nigdy nie zapomnę. Nierządnic było tyle, że i za popa się brały, a ja nie byłem gorszy, bo co miałem sobie żałować. Jedna dziewka była niczego sobie i wielce była ochocza, to sobie pomyślałem, że…
-Bekwarek, nie mów o sobie, tylko o Ostrogskim! – zdenerwował się na dobre August. Od razu też nastała chwila ciszy, aż w końcu nadworny lutnista przemówił na nowo. – Jak już rzekłem, trwała uczta i między stoły wbiegła nieszczęsna kniahini, która nie wiadomo jakim sposobem, wyrwała się z rąk oprawców. Upadła do nóg kniazia i całując jego nogi błagała go, aby pozwolił jej pójść do klasztoru. Wtedy kniaź Ostrogski powstał z miejsca, po czym kopnął ją w brzuch i rozkazał strażnikom, aby ją zabrali tam, skąd uciekła. I chociaż przygrywała kapela, to słyszałem krzyki kniahini, gdy ją z powrotem wleczono na męki. – Tu August podparł głowę ręką i zwrócił się cicho do Bekwarka, gdyż ten zamilknął.

-Mów dalej.

-Zaraz po śmierci kniahini, która zmarła na torturach, kniaź Ostrogski ożenił się po raz drugi. Ale i tę, nie wiadomo czemu, bił straszliwie. Z każdym dniem kniaź był coraz gorszy, a jednego dnia wyrwał mi moją lutnię i połamał na mnie, bo podobno smutno mu przygrywałem. Wtedy stamtąd uciekłem, chociaż długo by mówić, jak tego dokonałem.

Zapanowała dłuższa cisza. Bekwarek nie chciał już dalej opowiadać, zaś August nie chciał już o nic pytać.

-A nie wiesz, jaki jest ostatnio kniaź Ostrogski? – zwrócił się do lutnisty Lasota.

-Powiadają, że jeszcze gorszy niż był wcześniej. A tę trzecią, którą ostatnio poślubił, to głodem morzył, bo wedle kniazia, wniosła mu tak mały posag, że go w pół roku przejadła. Same widziałem, że to nieludzki pan, a straszny niczym bestia i nikogo się nie boi – zaakcentował na koniec.

-Już sobie idź, Bekwarek. Dostaniesz czerwonego. Ty Lasota też odejdź.

-Panie – zaczął niepewnie jego prywatny sekretarz – wojewoda płocki Odrowąż chciałby, abyś go panie przyjął.

-Niech czeka do wieczora, a ty każ Jerzyczkowi, aby mi przyniósł wina, dużo wina – zaznaczył. – Nie chciałem jej dać Ościkiewiczowi, to teraz dopiero zgotowałem jej los – rzekł sam do siebie. Następnie zakrył twarz dłońmi i myślał o tym, co czeka Barbarę, gdy zostanie żoną Ostrogskiego.

***

Wielki książę litewski ocknął się po paru godzinach i z trudem powstał z krzesła. Strasznie mu się chciało pić, gdyż wypił wcześniej dużo wina. Patrząc w okna spostrzegł, że powoli zapada noc i wtedy przypomniał sobie o wojewodzie płockim. Krzyknął więc na Lasotę, i gdy tylko ten się pojawił, rozkazał.

-Wołaj tu Juraszka, niech mi przyniesie nowe odzienie i zaraz tu przyjdź – i znowu został sam. Książęcy pokojowiec przyszedł bardzo szybko, niosąc piękny włoski strój. Następnie zaczął przebierać swego władcę, który nie czuł się na siłach.

-Mówiłeś Lasota, że wojewoda Odrowąż chce, abym go przyjął?

-Czeka panie już od południa.

-Idź i przekaż mu, że zaraz go przyjmę.

Po krótkim czasie August wszedł do sąsiedniej komnaty, a zaraz za nim pojawił się Stanisław Odrowąż ze Sprowy.

-Rad jestem znowu widzieć cię panie, bo już dawno nie oglądałem waszej książęcej mości.

-Nie dziwota, panie wojewodo, bo stale przebywasz na Mazowszu – zauważył August.

-Tam większość moich włości, to i tam mieszkam. Widzę miłościwy panie, że coś cię trapi?

-Sprawy państwowe spać nie dają i zmartwień tyle, że nie ma się z czego cieszyć. – Oznajmił ze smutkiem Jagiellon i zaczął wymyślać kolejną ze swoich bajek. – Kazałem ci czekać wojewodo, bo musiałem na pilne listy odpisywać.

-Zwykła to rzecz poddanego, czekać na posłuchanie u władcy.

-Wiem, że mówię z mężem ostatniej księżnej Mazowsza. Uczono mnie, że zanim mój pradziad Jagiełło został się królem w Polszcze, przodkowie twej wojewodo małżonki przez kilka wieków władali w Polszcze – pochwalił się wiedzą August. Wówczas Odrowąż uśmiechnął się do niego i ze smutkiem przemówił.

-Dawne to były czasy. Teraz nawet Mazowszem nie władamy, bo włączone jest do Korony. – Po tych słowach zapanowała chwila ciszy, którą przerwał wojewoda płocki. – Dowiedziałem się panie, że zjechałeś do Polski i zapragnąłem raz jeszcze cię zobaczyć. Dawno cię panie nie widziałem, a że mój medyk mówi mi, że już długo nie pożyję, tedy zapragnąłem ostatni raz oddać ci panie pokłon. Chciałem jechać do Sandomierza, ale dowiedziałem się, że jedziesz panie na Lublin, więc tu poczekałem. – Tu wojewoda płocki uśmiechnął się do Augusta i zapytał. – Słyszałem miłościwy panie, że nie pijesz innego wina, niż węgierski tokaj, ale gdybyś zechciał skosztować coś dla odmiany, to radbym cię panie poczęstować winem z dalekiej Portugalii.

-Skosztuje, czemu nie.

-Sługa mój czeka. Ejże, Janeczek! Dawaj beczkę. – Po chwili w drzwiach, które otworzył wojewoda Odrowąż, stanął jego wyrośnięty sługa. – Stawiaj na stole i czekaj na mnie. – Wówczas tamten skłonił się tylko i wyszedł, zaś Odrowąż napełniał powoli dwa puchary.

-Zamierzasz panie wojewodo wypić tyle? – i raz jeszcze popatrzył na pokaźną beczułkę

-Jeśli pozwolisz panie posiedzieć trochę, to ta beczułeczka będzie pusta. Oby zniknęły wszystkie troski, które trapią cię panie – i po wzniesieniu toastu wraz z władcą przechylili puchary.

-Nie znikną tak szybko, panie wojewodo.

-Wybacz mi panie moją ciekawość, ale wiele słyszałem o tobie panie i o wojewodzinie trockiej, z którą moja żona jest spokrewniona. Wnioskuję, że to jest ta przyczyna, bo już kilka miesięcy nie było cię panie na Litwie.

-A po czym poznałeś wojewodo, że tak jest?

-Sam niegdyś na to cierpiałem, a cierpienie z miłowania jest inne, niż pozostałe bolączki. Doniesiono mi też, że wojewodzina trocka ma zostać kniahinią Ostrogską.

-Nie wspominaj o tym, panie wojewodo – przerwał mu August.

-Znam trochę wojewodzinę trocką, a w dzieciństwie to ją na rękach nosiłem, gdy bywałem u jej ojca kasztelana wileńskiego. Dobre to było dziecko i wesołe. Szkoda tylko, że ten Ościkiewicz odstąpił od jej ręki, bo miałaby łatwiejszy żywot, niż przy Ostrogskim. Ale cóż, taki jest los niewiast.

-Znasz zatem panie wojewodo przyczynę, dla której piję. Nie mogę sobie jej wydarować, a gdy pomyślę, że ktoś inny ją weźmie, to mnie krew zalewa – uniósł się Jagiellon.

-To weź ją panie za małżonkę – zaproponował Odrowąż.

-Wojewodo – zawołał August i popatrzył przenikliwie, czy ten, aby nie kpi z niego. – Cóżby to było?

-Ja byłem tylko możnym panem, a ożeniłem się z niewiastą z królewskiego rodu, który kilka wieków rządził w Polszcze.

-Myślałem o tym wojewodo, ale to być nie może – oznajmił ze smutkiem. – Ostatnio uznałem, że i tak będę ją spotykał, nawet, gdy będzie powtórnie ożeniona, bo inaczej nie zdzierżę. – Tu Jagiellon przechylił puchar i dodał. – Nalej jeszcze wojewodo, bo zacne to portugalskie wino.

-Wiedziałem, że ci panie posmakuje. Ja już je od miesiąca piję.

-A czemuż to wojewodo tak pijesz? Czyżby też przez jakąś niewiastę? – Odrowąż zamyślił się na chwilę i z melancholią w głosie odparł.

-Skoro ty mi panie powiedziałeś o swojej bolączce, to i ja powiem. – Tu wojewoda płocki zamyślił się ponownie, po czym jakby się ocknął i zaczął swą opowieść. – Miałem wtedy trzydzieści lat, a że teraz mam prawie pięćdziesiąt, to już trochę minęło. Przez ten czas wypiłem już tyle wina, że wielu by się w nim utopiło. Jako kasztelan dużo czasu siedziałem a Sandomierzu, bo mi się wielce spodobał, a niedaleko stamtąd miałem swój drewniany dwór w Zawichoście, który wtedy należał jeszcze do moich włości. Jednego razu przybył do mnie szlachcic z Annopola, niejaki Skorupski, ze swoimi trzema córkami. Pamiętam, jak się chichotały, a najwięcej najmłodsza Joanna, która śmiała się nie wiadomo z czego. Ta środkowa Magdalena też się chichotała, ale mniej. Mnie zaś najbardziej spodobała się najstarsza z nich, Małgorzata. Już na drugi dzień nie mogłem jeść, tylko myślałem o niej. Spotykałem ją ukradkiem w kościele, a czasem zajeżdżałem do Annopola. Miłowałem ją szczerze, na śmierć i życie. – Tu Odrowąż uśmiechnął się sam do siebie, przypominając sobie tamte piękne chwile. – Gdy skończyłem trzydzieści lat ojciec i stryj kazali mi się żenić, ale ja nie chciałem. W końcu doszli, co jest tego przyczyną i namówili ojca Małgorzaty, aby wydał ją za niejakiego Wodyńskiego. Kiedy ją spotkałem po zmówinach, błagała mnie, abyśmy uciekli na Litwę, żeby nikt nas tam nie znalazł, ale ja bałem się to zrobić. Minęło kilka dni i wtedy Małgorzata rzuciła się do Wisły, bo nie chciała iść za tamtego. – W tym momencie załamał się głos Odrowąża, a w jego oczach pojawiły się łzy. – Wtedym dopiero pojąłem, że źle postąpiłem, a ojciec ze stryjem szybko mnie ożenili, abym zapomniał o Małgorzacie. – Tu wojewoda płocki przerwał wypowiedź i wychylił puchar, który po chwili został napełniony winem przez Augusta.

-Mów dalej, wojewodo.

-Ożenili mnie z Elżbietą, ale mi biedna umarła zaraz po porodzie, razem z córeczką. Nie żałowałem jej bardzo, bo cały czas myślałem o Małgorzacie. Odtąd piłem już codziennie i roztrwoniłem prawie cały majątek. Wtedy ojciec ze stryjem namówili mnie, abym ożenił się z księżną Anną Mazowiecką. Była starsza ode mnie, ale wielce bogata, a mnie tylko o to chodziło. Dzięki temu miał kto zarządzać dobrami, bo mnie to nie obchodziło. W końcu nawet urodziła mi się córka Zosieńka. Bogu dziękuję za nią, bo to dobre dziecko i ma mi kto pucharek wina podać, gdy nie mam siły wstać z łoża, bo służba nie chce mi donosić wina, gdyż małżonka im zakazała. Pewnie pierwszy zejdę z tego świata, chociaż jestem młodszy od małżonki, bo ona nie pije wina i całymi dniami się modli, więc zapewne mnie przetrzyma.

-Smutna opowieść, panie wojewodo.

-Już blisko dwadzieścia lat żałuję, że jej wtedy nie posłuchałem, bo było mi się ożenić z Małgorzatą, a ojciec ze stryjem pogadaliby trochę, ponarzekali i w końcu by im przeszło. Nigdy sobie nie wydaruję, że jej nie poślubiłem. Weź panie tę moją opowieść za przestrogę, abyś nie żałował tak jak ja. – Słów tych August już nie słyszał, bo opuścił głowę na stół i zasnął. Odrowąż zaś chwilę mu się przyglądał, po czym wychylił jeszcze jeden puchar i poszedł w ślady wielkiego księcia.