Zieliński był dalekowidzem.
W dzieciństwie krzyczał: „Widzem, widzem…!”,
gdy inni jeszcze nie widzieli.
Zawsze miał własny punkt widzenia:
na wszystko patrzył z oddalenia.
Lecz ludzie go nie rozumieli.
„Czy nie zwariujesz tyle widząc?”
– pytali go, perfidnie szydząc.
– „Sprawdzimy, czyś nie obłąkany.”
Na Pałac wwlekli go Kultury
i mówią mu: „Te, spójrz na góry
i zobacz, co tam w Zakopanem!”
Zieliński spojrzał. Wszystko widzi.
Lecz tłuszcza dalej z niego szydzi
i krzyczy: „No, co widzisz?! Powidz!”
Więc im powiedział bez wahania:
„Nie widzę. Kraków mi zasłania…”
Cały Zieliński! Dalekowidz.

Morał się z tego rodzi, który
przesłaniem jest dla mych rodaków:
gdy jedziesz już obejrzeć góry,
to warto też zobaczyć Kraków.