
Żółw Rudolf uwielbiał wakacje. Kochał je tak bardzo, że chciał, aby trwały przez cały rok. Lato jest przecież takie krótkie.
Dlatego już wiosną, kiedy pierwsze ciepłe słoneczne dni zapowiadały nadchodzące lato, Rudolf zaczynał pakować swój wakacyjny plecak, żeby potem nie marnować cennego czasu na przygotowania. Pakowanie trwało więc bardzo długo i kończyło się zwykle tym, że plecak był zbyt wielki i ciężki, żeby go gdziekolwiek zabierać – trzeba było wszystko z niego wyrzucać i zaczynać pakowanie od początku. Ale była to czynność bardzo miła, bo nie ma przecież nic przyjemniejszego od wakacyjnych przygotowań.
Tego lata Rudolf postanowił wyjechać nad morze. Uwielbiał je. Jak każdy żółw świetnie pływał i lubił wygrzewać się na gorącym piasku plaży. Problem w tym, że lubiło to także całe mnóstwo innych. Na plaży było tak tłoczno, że Rudolf z wielkim trudem znalazł kawałeczek miejsca do leżenia. Bardzo mały kawałeczek miejsca do leżenia. W wodzie było niewiele lepiej. W ogóle nie dało się popływać. Można było co najwyżej postać w ogromnym tłumie szukających ochłody w morskich falach. O prawdziwym wypoczynku w tych warunkach nie mogło być mowy. A kiedy jakiś maluch pomylił go z piłką plażową i zaczął podrzucać do góry, żółwik wykrzyknął: „Dosyć tego!” i postanowił poszukać innego miejsca do wakacyjnego wypoczynku. Lato jest przecież takie krótkie…
„Jeśli nie morze, to może…eee…góry” – pomyślał Rudolf. Ta myśl wydawała mu się pierwszorzędna. Wsiadł do pociągu i pojechał w góry. Ale góry, choć bardzo piękne, nie były dla żółwia wymarzonym miejscem na wakacje. W górach trzeba dużo wędrować, a żółwie chodzą przecież bardzo powoli. Już na pierwszym spacerze Rudolfa tak rozbolały łapy, że musiał odpoczywać przez trzy dni w leżaku na werandzie. „To nie dla mnie… – westchnął. „Wracam do domu!”
I wrócił. I to był wspaniały pomysł! Bo powrót do domu nie oznaczał, że żółwik zrezygnował z wakacji. Tak naprawdę one się teraz dla niego dopiero zaczęły. Rudolf codziennie jeździł rowerem nad jeziorko, łowił ryby i oglądał ważki, które wyglądały jak małe błękitne helikopterki. W południe zjadał przygotowane zapasy i słodko drzemał w sitowiu. Śniło mu się, że jeździ rowerem nad jeziorko, łowi ryby i ogląda ważki. Gdy się już wyspał, odwiedzał przyjaciół, których miał bardzo wielu. Czasami wieczorem rozpalali ognisko i śpiewali piosenki albo po prostu milczeli i długo patrzyli na wesołe płomyki. Bo z prawdziwymi przyjaciółmi jest bardzo miło milczeć i patrzeć w ogień. Kiedy ognisko już przygasało, kładli się w trawie, patrzyli w gwiazdy i marzyli – i to wcale nie o kosmicznych podróżach, ale o tym, żeby jutro przeżyć taki sam cudowny dzień.
To było najwspanialsze lato w życiu żółwia Rudolfa. Zrozumiał, że, żeby dobrze wypocząć, trzeba w wakacje robić po prostu to, co się lubi najbardziej, a nie to, co robią wszyscy dookoła. Wakacje są zbyt ważne i zbyt krótkie, żeby je marnować.
rys. Anna Jakoniuk