Elżbieta miała tylko dziewiętnaście lat, a jej życie było krótkie i nieszczęśliwe. Nie zdążyła nawet poznać smaku dorosłego życia. Za taki stan rzeczy odpowiedzialny był przede wszystkim jej mąż Zygmunt August, od którego nie zaznała miłości, a jedynie niewiele dobroci i przyjemności.

Gdyby nie to, że pragnął otrzymać Litwę dla siebie i Barbary, to zapewne byłby dla niej do końca nieprzyjemny. Dopiero w ostatnich miesiącach życia Elżbiety August zaczął trochę interesować się swą żoną i dbać o nią. W momencie jednak, gdy los niekochanej i oszukiwanej wielkiej księżnej i królowej nieco się poprawił, wówczas przyszła podstępna śmierć. Nikt nawet nie przypuszczał, że oszust podający się za medyka, przy pomocy prawdziwego medyka, w tak podstępny sposób zgładzą królową. Jednak nikt nigdy, jak się miało okazać, nie dowiedział się o tym.

August wracał pospiesznie na Litwę, dręcząc się przez całą drogę tym, że źle traktował swoją żonę. Teraz dopiero uświadomił sobie, że nie powinien budować swego szczęścia z Barbarą za cenę nieszczęścia Elżbiety. Zrozumiał wprawdzie swój błąd, ale żeby go naprawić, było już za późno. Wyrzucał sobie zwłaszcza, że przez większość swego małżeństwa tylko udawał kochającego męża, a był w tym bardzo dobry.
W połowie lipca 1545 roku wielki książę litewski znalazł się z powrotem w Wilnie, które okryło się żałobą. Pierwszy raz od dłuższego czasu zdarzyło się Litwinom, że wielka księżna zmarła w ich stolicy, a nie jak dotychczas w Polsce. W wileńskim zamku odprawiano modły za duszę władczyni Litwy, która tak bardzo była oddana Bogu. Na dziedzińcu zamkowym na władcę czekał już kanclerz Jan Hlebowicz, marszałek Mikołaj Czarny Radziwiłł oraz podskarbi Iwan Hornostaj.

-Wasza książęca mość, nie zaniedbaliśmy niczego i czekamy panie na twoje dyspozycje – przywitał go Radziwiłł.

-Nie pojmuję waszmościowie jak to się stało, wszakże moja małżonka była zdrowa, gdy odjeżdżałem do Krakowa?

-Miłościwy panie – zaczął kanclerz Hlebowicz – gdy odjechałeś, wielka księżna Elżbieta, nasza świętej pamięci pani, wielce zachorowała. Na cztery dni przed śmiercią – i popatrzył w niebo – nasza pani miała piętnaście razy atak padaczki w ciągu jednego dnia. Myśleliśmy, że już nie wyżyje, ale szczęśliwie na drugi dzień miała się już dużo lepiej. Nakazaliśmy zacząć modły po całym Wilnie, a i my sami godzinami klęczeliśmy w kaplicy zamkowej.

-Było przy niej czuwać, a nie modlić się! – przerwał mu zdenerwowany książę.

-Panie – wtrącił się teraz Czarny, stając po stronie Hlebowicza, mimo że za bardzo go nie lubił – przez cały czas ktoś czuwał przy wielkiej księżnej, bośmy się o nią wielce bali. Jednak po tym złym dniu, padaczka już tak nie męczyła naszej pani, a przedostatniego dnia tylko trzy razy. – August nie zamierzał już wysłuchiwać końca tej smutnej opowieści i głośno zapytał.

-Gdzie złożyliście ciało mojej małżonki?

-Od razu zanieśliśmy do kaplicy, bo gorąc straszny, a wiedzieliśmy przecież, że wasza książęca mość tak szybko nie wróci – tłumaczył się Czarny.

-Zatem chodźmy – rozkazał książę i tamci nic już nie mówiąc podążali posłusznie za swoim władcą.

Kaplica zamkowa była pomieszczeniem stosunkowo niewielkim, a małe okna oświetlające jej wnętrze zostały zamurowane po złożeniu w niej zwłok królowej Elżbiety. Chłód, który tam był gwarantował, że ciało będzie powoli się psuło. Przed trumną klęczało kilku zakonników i dwóch duchownych, którzy słysząc kroki nadchodzącego władcy, zaczęli głośniej śpiewać psalmy. Ponadto przy samym wejściu do kaplicy stało dwóch strażników.

-Każcie wszystkim, żeby wyszli, bo pragnę zostać sam.

Wtedy duchowni na rozkaz marszałka, jeden za drugim wychodzili z kaplicy. Czarny odgadując zamysły wielkiego księcia niepewnie przemówił.

-Miłościwy panie, pomnij na to, że od śmierci wielkiej księżnej Elżbiety minął już miesiąc!

-Wiem o tym – odburknął i zaraz dodał. – Ty panie marszałku też odejdź. – Następnie spojrzał na stojących strażników i rozkazał. – Wy dwaj, wejdźcie tutaj. – Wówczas tamci od razu zbliżyli się do stojącej na marach dębowej trumny z napisem: „Królowa Elżbieta, Wielka Księżna Litwy”. – Zdejmijcie wieko! – Wtedy strażnicy z trudem wykonali polecenie władcy i po całej kaplicy rozszedł się nieprzyjemny zapach nadpsutego nieco ludzkiego ciała. – Możecie odejść – rozkazał im i tamci pospiesznie opuścili pomieszczenie.

Przez chwilę Augustowi zrobiło się niedobrze, opanował jednak swoją słabość i zbliżył się do trumny. Była ona tak wysoka, że nawet po zdjęciu wieka nie widać było dobrze ciała Elżbiety. Wielki książę stanął przy trumnie swej małżonki i spojrzał na jej twarz. Lico Elżbiety niewiele się zmieniło, oczy jedynie były podsiniałe i nieco zżółkła jej skóra. Na twarzy łatwo można było dostrzec cierpienie, jakiego doświadczyła wskutek choroby. Teraz sumienie raz jeszcze dało znać o sobie i po chwili w oczach Augusta pojawiły się łzy.

-Przysięgłem ci Elżbieto, ale co z tego, bo ani cię nie miłowałem, ani nie byłem ci wierny. Wybacz mi. Po trzykroć mi wybacz. – W tym samym momencie łzy zalały mu twarz i zaczął głośno szlochać. – Chryste przebacz mi, bom winien jej śmierci. – Po tych słowach uklęknął przed trumną i walił głową o dębowe deski, stanowiące boczną ścianę ostatniego pomieszczenia Elżbiety. Następnie przyłożył głowę do trumny i zaczął wręcz wyć. Trwał tak przez dłuższy czas, aż w końcu nieco się opanował i powstawszy, dotknął jej ramienia okrytego czarnym suknem. – Święty Witt cię zabrał, abyś już nie cierpiała, tak przez chorobę, jako i przeze mnie. Nie chciałem cię krzywdzić, ale com ja winien, że cię nie miłowałem. To oni dali mi cię za żonę, a i ciebie też nie pytali. Wolałaś umrzeć, niż być dalej upokarzaną. – Następnie znowu uklęknął obok trumny i zaczął powtarzać słowa: „Wybacz mi Elżbieto. Wybacz mi”.

***

Kilka godzin później wielki książę litewski dyktował już list Lasocie, który ze smutkiem spoglądał co chwila na wiszący portret Elżbiety.

-Tyś bardziej markotny ode mnie.

-Tak myślę panie, że to życie jest wielce głupie. Człowiek nawet nie wie ile przeżyje, a wydaje mu się, że będzie wieczny.

-Teraz dobrze pojąłem, co powiadają ludzie, że pójdź na cmentarz, to się opamiętasz – przemówił ze smutkiem August.

-Krótki ten nasz żywot, panie, a tyle jest zła i nienawiści między ludźmi. Umiera się, a zła sława pozostaje – i teraz Lasota ugryzł się w język.

-Na czym tośmy przerwali?

-„Pan Bóg tak niespodziewanie ją nam zabrał” – powtórzył dworzanin i czekał przez chwilę na dalsze słowa władcy.

-Pisz. „Tak wcześnie zgasła świetność państw naszych i jedyna rozkosz nasza”. – Tu zastanowił się przez chwile i zapytał. – Co oni pomyślą tam w Wiedniu, gdy jednego dnia dostali list ode mnie, że Elżbieta już ozdrowiała, a zaraz potem doniesiono im, że ich córka umarła?

-Musieli być tą wieścią bardzo zdziwieni, jako i my panie byliśmy.

-Jeszcze do końca temu nie dowierzam i nie pojmuję, jak to się mogło stać.

W tym momencie przed drzwiami pomieszczenia, w którym przebywał August wraz ze swoim sekretarzem, rozległ się kobiecy krzyk.

-Idź i zobacz, co się stało! – Wtedy Lasota pospiesznie spełnił polecenie panującego i powróciwszy po chwili oznajmił.

-To dwórka świętej pamięci królowej Elżbiety. Chciała tu wejść, ale Dowojna jej nie wpuścił.

-Każ ją wpuścić!

Po chwili przed Augustem stanęła Katarzyna Hölzelin, zapłakana i załamana. Ukłoniła się nieco i oskarżającym tonem zaczęła mówić.

-Wasza królewska mość zapewne się cieszy – i szyderczo się uśmiechając dokończyła. – Masz to panie, czego tak chciałeś.

-Zamilcz głupia, bo mówisz do króla – ostrzegł ją Lasota.

-Pozwól jej mówić – skarcił go August i czekał na dalsze oskarżenia dwórki zmarłej żony.

-Miałeś ją panie za nic. Traktowałeś ją podle, gorzej od sług, a ona czekała, czekała na twój powrót. Chciała ci panie urodzić syna, abyś miał następcę. Ja teraz modlę się tylko o to, żebyś nigdy panie nie miał syna – wrzasnęła – nigdy nie miał syna…

-Przestań. Słyszysz opętana, masz przestać – upomniał ją ponownie Lasota i zbliżył się do niej, aby ją nieco zastraszyć.

-Lasota, niech mówi co chce – włączył się August, podłamany tym co usłyszał.

-Nie zasługujesz panie na syna, jako i nie zasługiwałeś na moją panią, która się za ciebie panie modliła. Moja pani by nie umarła, gdybyś nie wyjechał panie, bo gdybyś tu był, to moja pani by żyła. Tyle co odjechałeś panie, choroba znowu zaczęła ją męczyć, a dwa dni przed śmiercią moja pani oznajmiła mi, że nie chce już żyć. I już nie żyje, przez ciebie panie i przez tę litewską nierządnicę, która ją otruła z zawiści o ciebie panie. To przez nią, przez tę trucicielkę, niech ją piekło pochłonie…

-Ejże! Pohamuj się nieszczęsna – wrzasnął Lasota – bo do lochu trafisz. Straże! – krzyknął na cały głos. Wtedy dwaj strażnicy od razu stanęli w drzwiach. – Wyprowadzić ją, bo bredzi. I zamknijcie ją dobrze, niech posiedzi, aż się opamięta.

-Bóg ci tego nie podaruje, panie. Będziesz płakał panie jako i ja teraz. Bóg ci tego panie nie wybaczy – i wrzeszcząc zniknęła za drzwiami.

-Lasota. Wołaj mi tu rychło marszałka!

Dworzanin nie czekał ani chwili i pospiesznie poszedł po Czarnego. Po kilku minutach Radziwiłł kłaniał się przed wielkim księciem.

-Panie marszałku czy wojewodzina trocka jest w Wilnie?

-Tak miłościwy panie. Przebywa w pałacu pana podczaszego.

-Niech zaraz się tu zjawi – i gdy Czarny był już przy drzwiach, August krótko dodał. – Poślij po nią marszałku i przyjdź tu zaraz, bo mam z tobą do pomówienia. – Radziwiłł nic już nie odpowiedział, tylko się ukłonił i pospiesznie poszedł po Barbarę.

-Co zamyślasz panie, jeśli można wiedzieć? – zapytał Lasota, wyczuwając intencję swego władcy.

-Słyszałeś co ta dwórka mówiła o wojewodzinie!

-Chyba temu nie wierzysz, panie?

-Nie, ale chcę z nią pomówić. Pamiętam jedną rzecz i chcę ją o to rozpytać.

-Nie możesz panie szukać w niej winy i uczynić ją winną…

-Wojewodzina jest winna – przerwał nerwowo August – i to może jeszcze bardziej niż nam się wydaje.

-Miłościwy panie, to nie wojewodzina trocka jest temu winna.

-Kto więc jest winny?

-Wybacz mi panie, ale najwięcej to ty panie. – Odpowiedział niepewnie dworzanin i czekał na reakcje władcy.

-Ja jestem winny, ale ona bardziej.

-Nie panie… – tu August nie wytrzymał i wręcz krzyknął na niego.

-A czemuż ty ją tak bronisz, co?

-Bo prawda jest taka, że to ty miłościwy panie uganiałeś się za wojewodziną trocką, a nie ona za tobą, panie. – Teraz Lasota czekał na najgorsze.

-Zatem ci powiem, że wojewodzina mówiła mi ostatnio, że tylko Elżbieta stoi nam na przeszkodzie do szczęścia. – Lasota widząc, że August opanował swój gniew, zdecydował się dalej bronić Barbary.

-Może to i prawda, ale cóżby pani wojewodzina miała zyskać na śmierci świętej pamięci królowej Elżbiety. Przecież nie mogłaby zostać twoją małżonką, panie, a kto jej zagwarantuje, że twoja panie nowa żona pozwoli jej na to, aby mogła być nadal królewską nałożnicą.

-Może i masz rację, ale pamiętam o tym, że niewiasty są wielce zawistne. – W tym momencie Lasota pomyślał o królowej Bonie, lecz nie chciał za bardzo rozdrażniać Augusta.

-Miłościwy panie, w Polszcze powiadali, że to królowa Bona kazała otruć królową Elżbietę, a tu na Litwie plotą, że to wojewodzina trocka kazała zgładzić twoją panie małżonkę. Mniemam, że to tylko ludzkie gadanie, bo sam panie wiesz najlepiej, że świętej pamięci królowa Elżbieta cały czas chorowała, a ostatnio coraz bardziej. – August milczał, stąd też jego prywatny sekretarz postanowił jeszcze dodać parę słów. – Wybacz mi panie, to co powiem, ale prędzej bym podejrzewał twoją panie matkę, niż wojewodzinę trocką. Wszakże to królowa Bona zawsze szczerze nienawidziła królowej Elżbiety.

-Może i tak było, ale to ja mam ją na sumieniu.

***

Po niedługim czasie przed wielkim księciem litewskim i jego sekretarzem stanął Mikołaj Czarny Radziwiłł, pełniący urząd marszałka wielkiego na Litwie.

-Panie marszałku, a co z tymi medykami, których przyjąłem na służbę przed wyjazdem do Polski?

-Długo by miłościwy panie opowiadać, co tu się działo po śmierci naszej pani, wielkiej księżnej Elżbiety.

-Ja pytam o medyków – przerwał mu August. Czarny widząc, że władca nie jest w nastroju, aby słuchać jego opowieści, szybko odpowiedział na pytanie.

-Ten wyższy, powiesił się ze strachu jeszcze tego samego dnia, w którym skonała nasza pani. A ten drugi, ten kulawy, jakimś sposobem uciekł. Mówił mi kuchmistrz naszej wielkiej księżnej Elżbiety, że ten kulawy medyk rzekł mu, iż musi uciekać z Litwy, bo boi się twojego panie gniewu. A ten pierwszy, jakom już rzekł, ze strachu się powiesił.

-Wołać mi tu tego kuchmistrza!

-Miłościwy panie, on już nie żyje – odparł krótko Czarny.

-Ten też powiesił się ze strachu?

-Nie panie. Dwa dni po śmieci wielkiej księżnej Elżbiety znaleźliśmy go martwego, jako też i stolnika. Obaj zostali otruci.

Teraz August spojrzał na Lasotę, a ten na niego. Wiadomość była szokująca, stąd też z niepokojem czekali na dalsze zeznania Czarnego

-Mniemam, że wiesz panie marszałku, kto im zadał truciznę? – Pytał zdenerwowany władca, bojąc się, że za chwile usłyszy o własnej matce.

-Straże pochwyciły drugiego sługę naszej pani i sam słyszałem co zeznał na mękach, bo go sam osobiście pomęczyłem nieco.

-Na miły Bóg! Mów marszałku co z niego wydusiłeś? – krzyknął August, nie wytrzymując nerwowo tej niepewności.

-Ten Niemiec nie lubił nas Litwinów, bo jak znalazł się w Wilnie, to posprzeczał się z kuchmistrzem i stolnikiem zamkowym, a ci z zemsty oparzyli mu gorącą wodą genitalia. Gdy umarła nasza pani, ten otruł kuchmistrza i stolnika, aby mówiono, że to myśmy otruli naszą świętej pamięci księżną Elżbietę. Ten Niemiec chciał zbiec do Królewca i tam głosić te oszczerstwa, ale go pochwyciłem.

-Jak cię znam marszałku, to ten Niemiec też już nie żyje?

-Długo nie chciał nic mówić, a gdyśmy w końcu wydusili wszystko z niego, to wtedy zipnął. – Oświadczył Czarny i uśmiechnął się sam do siebie.

-To stąd to ludzkie gadanie, że moją małżonkę zgładzono trucizną. Chwali ci się panie marszałku, że wszystkiego dopilnowałeś. O nagrodzie pomówimy jutro, a teraz pragnę w cztery oczy pomówić z wojewodziną trocką. – Po tych słowach marszałek Radziwiłł opuścił komnatę, a za nim zaraz sekretarz Lasota.

August zdołał zaledwie usiąść, gdy stanęła przed nim w czerni wojewodzina trocka. Powstał więc z miejsca, lecz nie podszedł do niej, tylko skierował się do okna i nieco odwrócony zaczął mówić.

-Masz to, czego chciałaś – rzekł oskarżającym tonem.

-Auguście! Czego ja chciałam? – zapytała wyraźnie zdziwiona.

-Niedawno rzekłaś, że gdyby nie Elżbieta, to bylibyśmy szczęśliwi. Teraz już jej nie ma i możesz się cieszyć. – Barbara nic jednak nie odpowiedziała, tylko spuściła głowę na dół i słuchała. – Teraz już nam nie będzie wadzić. Cóż nic nie mówisz?

-Wielce mnie uraziłeś Auguście i teraz zmieniasz słowa, bo ja tylko mówiłam, że gdybyś był wolny, to byłoby nam z sobą tak dobrze.

-Nie mówiłaś, że Elżbieta nam wadzi! – zaczął nerwowo. – Wmówisz mi, że tego nie mówiłaś?

-Mówiłam, ale nieco inaczej. I nie wiem z czego ja mam się cieszyć. Z tego, że obwiniasz mnie za jej śmierć.

-Nie obwiniam cię – przerwał jej wypowiedź, rozumiejąc, że powiedział za dużo.

-A tak to właśnie zabrzmiało, jakbym to ja była przyczyną jej śmierci.

-Byłaś jako i ja byłem, bo też miałaś w tym korzyść. – Tu Barbara wręcz się rozpłakała i z trudem powstrzymując łzy, zaczęła się bronić.

-Jaką? Jaką ja mogłam mieć korzyść. Boże miłosierny cóż ty mówisz! Przecież chorowała i to Bóg ją zabrał, a nie ktoś inny. Przecież sama cię namawiałam Auguście, żebyś ją ratował, bo widziałam, jaka była nieszczęśliwa przez tę chorobę.

-Już dobrze, Barbaro.

-Nie odpisałeś na mój list, bo już mnie nie miłujesz, tylko obwiniasz o jej śmierć. – I w tym momencie łzy spłynęły jej po policzkach.

-Odpisałem na twój list i lada dzień dojdzie do ciebie. A miłuję cię jeszcze bardziej, bo zobaczyłem, że gdyby Pan Bóg zabrał mi ciebie, to bym chyba zmysły postradał. – Po tych słowach zbliżył się do niej i mocno ją przycisnął do siebie.

-Wielkie mi miłowanie – i wyrwała się z jego ramion.

-Chciałaś, żebym troszczył się o Elżbietę, bo ona była dla ciebie dobra. Chciała przecież, abyś poszła za wojewodę Ościkiewicza.

-Taka była dla mnie dobra, jak ty teraz jesteś. – Tu August popatrzył na nią ze zdziwieniem, nie wiedząc o co jej chodzi.

-Nie chciałam ci tego mówić, abyś jej nie odtrącał i nie traktował jej źle.

-O czym ty mówisz, Barbaro? – i pochwycił ją dłońmi za ramiona.

-Wtedy, gdyśmy przybyli na zamek, żeby powitać twoją małżonkę, i gdy wyszedłeś z Czarnym z sali, ja zostałam z nią tylko sama. Niech jej dusza nieba dostąpi – i z trudem przełknęła ślinę. – Wtedy twoja małżonka kazała mi klęknąć przed nią, i gdy tak klęczałam, ona zwymyślała mnie od nierządnicy i upokorzyła jak tylko mogła.

-Czemu mi tego nie powiedziałaś?

-Bo chciałam, żebyś był dla niej dobry. – W tym momencie złość Augusta skierowała się na jego zmarłą żonę.

-Wielce się pomyliłem. Upokorzyła ciebie, a tym samym mnie. – Tu zastanowił się przez chwilę, po czym dodał. – Umarła, to trudno. Widocznie Pan Bóg chciał, abyśmy mogli być razem – i znów przytulił do siebie ukochaną. Tym razem Barbara nie wyrywała się z jego ramion, tylko zarzuciła mu dłonie na szyję i tuląc się do niego, nadal szlochała. – Wybacz mi Barbaro, bo to wszystko moja wina.

-Moja też, Auguście – wyszlochała, całując go w usta.

-Ale moja wina większa – dodał, lecz już nie dokończył, gdyż jego usta były zajęte. Żal po Elżbiecie szybko mu przeminął.