
Zbliżał się kolejny sejm koronny, który tym razem zwołano do Krakowa, gdyż Zygmunt Stary od dłuższego czasu poważnie chorował i w obecnym stanie zdrowia nie mógł podróżować. W kraju coraz więcej spraw było odwlekanych przez dwór królewski, a w dodatku doszła drażliwa kwestia oprawy dla Elżbiety. Młoda królowa chodziła w koronie Polski już prawie dwa lata, a nie miała jeszcze zabezpieczenia na wypadek śmierci męża. Główną przyczyną tego stanu rzeczy był opór królowej Bony, która nie myślała ustępować z dóbr znajdujących się w jej rękach od blisko trzydziestu lat na rzecz swej synowej.
Względny spokój, jaki panował na Wawelu, został zmącony wiadomością o złupieniu przez książąt Wiśniowieckich nadgranicznego Oczakowa. Wojna z Turcją wisiała w powietrzu, a nieprzygotowana do niej Polska mogła podzielić los sąsiednich Węgier. Zygmunt Stary doskonale zdawał sobie z tego sprawę i nie zamierzał na starość prowadzić wojny z niezwyciężonym Sulejmanem Wspaniałym. Pamiętał bowiem, że w walkach z Turkami zginął jego stryj Władysław oraz bratanek Ludwik. Doświadczony polski monarcha bał się już nie tyle o siebie, ile o swego jedynego syna Zygmunta Augusta.
Stary król siedział w swojej komnacie, i aby oderwać się nieco od polityki, zaproponował swej żonie ulubioną przez niego grę w szachy. Królowa Bona pojawiła się tego dnia w nowej sukni i mimo, że nie była już najmłodsza, wyglądała na tyle ładnie, że król Zygmunt zamiast skupić się na grze, co chwila spoglądał na nią.
-Mniemam, że umyślnie założyłaś pani tę suknię, po to abym przegrał. – Przypodchlebiał się małżonce, która z uśmiechem odparła.
-Ostatnio przegrywam, więc pomyślałam, że może piękny strój mi dopomoże. – W tym samym momencie straciła jedną ze swoich figur i uśmiech znikł z jej twarzy. Szybko wykonała swój ruch i z niecierpliwością czekała na posunięcie męża. Król Zygmunt zaniechał jednak na chwilę gry i zaczął dotykać rękawa sukni swej małżonki. Tego Bona nie mogła już wytrzymać i od razu okazała swą złość. – Grasz panie ze mną, czy też mnie oglądasz?
-Jedno i drugie – odparł spokojnie król.
-Oglądasz mnie panie już trzydzieści lat, a tak patrzysz, jakbyś mnie nigdy nie widział! – Wtedy król wykonał swój ruch i zaraz potem usłyszał słowa małżonki. – Cóż takiego widzisz panie w tej sukni, że zapominasz o szachach?
-Nie pytaj mnie pani co widzę, tylko co bym chciał widzieć? – zaczął chichotać.
W tym momencie w komnacie pojawił się sekretarz królewski, który oznajmił o przybyciu gońca.
-Niech wejdzie. – Przyzwolił król i czekał na nowiny od Augusta. Bona zaś zmierzyła posłańca wzrokiem, i aby zaznaczyć swą obecność, zapytała.
-Jakie nam przynosisz wieści od naszego syna?
-Same dobre, wasze królewskie moście.
-Jeśli tak, to dobrze wynagrodzę ci podróż – zażartował król, jednak zaraz stracił humor.
-Z moich pieniędzy – wtrąciła Bona.
-Czasami to mi się zdaje, że masz pani swoją mennicę i wybijasz wieczorami monety, bo zawsze wszystkie pieniądze są twoje pani.
-Bo są moje i basta! – Odpowiedziała ze złością, widząc, że stary król nie zamierza od razu dać za wygraną.
-A czyj wizerunek jest na monecie? Mój czy twój, pani? – I roześmiał się w głos, a za nim goniec przysłany przez Augusta.
-A ty z czego się śmiejesz? – skarciła go Bona. – Bądź pewien, że zostaniesz wynagrodzony. – rzekła złowrogo, ale król Zygmunt uśmiechnął się do gońca i oznajmił mu.
-Nie frasuj się waszmość, tylko gadaj, co tam na Litwie?
-Mrozy wasza królewska mość są tak silne, jak mało kiedy. Ludzie powiadają, ze niejeden stary nie przetrzyma zimy. – I tu ugryzł się w język, widząc minę blisko osiemdziesięcioletniego króla. Bona zaś uśmiechnęła się i wesoło przemówiła.
-Mów, co tam jeszcze gadają na Litwie? – ale speszony swoim nietaktem goniec nie wiedział co ma powiedzieć i stał, niepewnie spoglądając to na króla, to na królową.
-Gadaj! Cóżeś w portki narobił, czy co? – przywołał go do porządku monarcha.
-A bo nie wiem już co powiedzieć – odparł niezwykle zakłopotany.
-Mów jak nasz syn August sprawuje rządy na Litwie, bo to podejrzane, że wszyscy go chwalą – rzekł dumny ze swego następcy Zygmunt.
-A tak wasze królewskie moście, wszyscy chwalą, bo jest za co. Kniaź August rządzi na Litwie, jako i ty panie wcześniej, sprawiedliwie i mądrze. Zbójców i łotrów przykładnie karze, tak że wielki porządek panuje w Wielkim Księstwie. Wielki kniaź kazał też wiele zamków naprawić i wiele wsi nowych założyć kazał. A wojewody i kasztelany – rzekł zniżając głos, jakby bał się, iż go usłyszą – wielce się słuchają naszego pana i donoszą mu jeden przed drugim, co czynią inni.
-Zaiste same pochwały, a zostaw też co, żeby i karcić było miejsce – przerwał mu uradowany król. – Widać, że to mój syn!
-Tylko, że go panie nie urodziłeś! – Wtrąciła się znowu Bonu, ale Zygmunt nie zważał na nią, tylko dalej wypytywał gońca.
-A w kościele, to nasz syn bywa?
-A pewnie, że bywa, tylko że przysypiać mu się zdarza. Wielki kniaź wiele pieniędzy daje na kościoły i powiadają, że kazał odnowić katedrę w Wilnie, bo przez dach przeciekać zaczyna.
-Teraz wiem, że dobrze zrobiłem oddając Litwę w ręce naszego syna. – Oznajmił zadowolony i znowu pytał. – A jakże się miewa królowa Elżbieta?
-Dobrze się miewa, miłościwy panie. Nasza pani powiada, że dużo lepiej czuje się w Wilnie, niż w Krakowie. Mam też list od wielkiej księżnej, do waszej królewskiej mości. – Tu podał go królowi, a widząc złą minę Bony, szybko dodał. – Do was miłościwa pani, nasza kniahini nie pisała.
-To nie dziwota – dociął Bonie Zygmunt – bo i czemuż by miała pisać? – Bona jednak milczała.
-Wszyscy czekamy panie, żeby narodził się syn naszemu kniaziowi.
-My też tu na to czekamy, ale jesteśmy dobrej myśli. – Tu król zamyślił się na chwilę, po czym zapytał. – Jakże się odnosi nasz syn do swej małżonki?
-Nic złego na naszego kniazia rzec nie można. Szanuje swoją małżonkę i wielce dba o nią. Często też podarkami ją obdarza. Wielki kniaź nakazał mi, abym przypomniał waszym królewskim mościom o oprawie wdowiej dla swej małżonki.
-Chyba, że na Litwie – zareagowała od razu Bona.
-Wiemy o tym – zwrócił się król do gońca – bo przecież sam nam o tym pisał i będziemy to załatwiać na zbliżającym się sejmie. Rzecz to przecież słuszna i nie dziwota, że nasz syn się o to upomina. A że posag jest już w drodze…
-Już dwa lata jest w drodze – przerwała mu Bona – chyba, że posłowie habsburscy pobłądzili – zadrwiła.
-Będzie oprawa, to i posag nadejdzie, nie bój się o to pani. – Teraz spojrzał na królową i stanowczo oświadczył. – Chcę, abyś pani ustąpiła ze swoich starostw, a ja dam na to miejsce inne królewszczyzny.
Bonę od razu ogarnęła złość. Powstała z miejsca i zbliżywszy się do króla zaczęła nerwowo mówić.
-Panie mój małżonku, nie godzi się tak mi odpłacać za to wszystko, co dla ciebie uczyniłam. – Następnie zmieniła ton wypowiedzi i dodała. – Wiesz panie, że ten kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera.
-Za to, że cię pani tak cierpliwie słucham, to od razu pójdę do nieba, bo na nie zasłużyłem po trzydziestu latach czyśćca.
-Wiecznie jesteś panie niezadowolony. Wiecznie! – odparła Bona i obrażona usiadła na swoim miejscu.
-Nie gniewaj się pani, bo to rzecz konieczna, aby zapewnić Elżbiecie oprawę w Małej Polszcze. A przecież August dawno się o to dopomina i z pewnością nie przestanie.
-Nasz syn niewdzięcznie się nam odpłaca za wszystko! Zobaczysz niedługo panie małżonku, co on gotów uczynić! – Zygmunt zbagatelizował jednak słowa Bony i zwrócił się do gońca przysłanego przez Augusta, który widząc sprzeczkę króla z królową, nie wiedział jak ma się zachować.
-Odpiszemy jutro na listy i pojutrze możesz waszmość wracać na Litwę. Przekażesz też naszemu synowi, że już niedługo otrzyma oprawę dla swej małżonki.
-Ja nie ustąpię! – wrzasnęła niespodziewanie Bona.
-Ciszej. Wierz mi pani, że jeszcze wszystko słyszę. I posłuchaj, co chcę rzec. Dostaniesz pani oprawę na Mazowszu. – Deklaracja ta zaskoczyła Bonę, która z coraz większym niedowierzaniem słuchała dalszych jego słów. – Od dawna chciałaś pani rządzić na Mazowszu i dostaniesz tam jeszcze więcej, niż masz teraz, pani. Mniemam, że przestaniesz też narzekać!
-A czy ja narzekam? – udała zdziwioną – To ty tylko narzekasz, panie małżonku. – Stary król nic jej nie odpowiedział, gdyż wiedział dobrze, że jego małżonka tak potrafi wszystko odkręcić, że wina za wszystko spadnie na niego.
-Słyszałeś co ci powiedziano? Zatem możesz już odejść! – rozkazała Bona. Posłaniec od razu pokłonił się przed monarszą parą i krótko oznajmił.
-Jestem do usług waszych królewskich mości! – i z ociąganiem, licząc na wynagrodzenie, cofał się do drzwi. Jego zamysły odgadła od razu Bona.
-A co do nagrody dla waszmości? – i tu uśmiechnęła się szyderczo. – Za takie nowiny, jakie przywiozłeś, to niech ci waszmość Pan Bóg w dzieciach wynagrodzi – i zadowolona z siebie spojrzała na męża.
-Dziękuję waszej królewskiej mości, ale nie tylko w dzieciach, ale i w… pieniądzach by się przydało – dodał smutno. – Po tych słowach Zygmunt roześmiał się z poczciwca aż do łez i wkrótce go pocieszył.
-Idź już waszmość, a jak będziesz wracał na Litwę, to sam was wynagrodzę. – Goniec skłonił się raz jeszcze przed parą królewską i ucieszony wyszedł z komnaty.
-Słabo mi – oznajmił nagle król i zaczął gwałtownie łykać powietrze. – Wybacz mi pani, ale później dokończymy. – Bona natychmiast zadzwoniła swoim złotym dzwoneczkiem i zaraz pojawiła się służba.
-Król pragnie nieco odpocząć! – oznajmiła stanowczo i czworo dworzan podniosło do góry krzesło, na którym siedział stary monarcha, aby zanieść go do jego sypialni.
Przez jakiś czas Bona przyglądała się figurom rozstawionym na szachownicy i zastanawiała się, jakie powinna wykonać ruchy, gdy niespodzianie stanął przed nią jeden z sekretarzy królewskich.
-Miłościwa pani, poseł habsburski Jan Marsupin prosi o audiencję.
-Niech czeka, albo nie. Poproś go zaraz, ale najpierw każ wezwać moje dwórki i rozkaż im, aby przyprowadziły z sobą moje pieski.
Wkrótce też królowa otoczyła się pięcioma dwórkami, które przyprowadziły ze sobą dwa okazałe psy. Dopiero po tym pojawił się zapowiedziany Marsupin.
-Nie mam wielkiej ochoty, aby dzisiaj cię słuchać panie, zatem możesz odejść. Czekaj panie, aż zechcę z tobą mówić – powitała go Bona.
-Miłościwa pani, uzyskałem zgodę króla na audiencję z tobą – walczył Marsupin.
-To idź panie do króla, niech cię wysłucha!
-Przyszedłem do ciebie pani, bo wiem, kto naprawdę rządzi w Polszcze. – Słowa te od razu udobruchały Bonę, która już mniej wyniośle zwróciła się do Marsupina.
-Potrafisz się panie przypodobać, ale nigdy ci nie zapomnę, że zakpiłeś ze mnie mówiąc, że masz pewne wieści o posagu.
-Wybacz mi najjaśniejsza pani, ale nie było innego sposobu, abyś pani zechciała mnie wysłuchać.
-Bądź pewien panie, że jeszcze raz mnie ośmieszysz przed królem, to nie wejdziesz na Wawel!
-To się nie powtórzy, pani. – Zapewnił, oddając jej uniżony pokłon. Bona tymczasem głaskała psy, które cały czas łasiły się do niej.
-To z czym dzisiaj przyszedłeś, panie pośle?
-Chcę zapewnić waszą królewską mość, że posag zaraz po świętach Wielkiej Nocy będzie w Krakowie. Jest już odliczany, tylko że zima jest sroga i ciężko by go było teraz przewozić.
-Nie wiemy, czy ci ufać?
-Mam list do ciebie pani od króla Czech i Węgier Ferdynanda.
-Króla Czech – zareagowała żywo Bona – ale nie Węgier, bo to moja córka Izabella jest królową Węgier. A jej syn Jan Zygmunt, gdy tylko dorośnie, będzie tam prawowitym władcą. – Marsupin nie chciał jej denerwować i postanowił, że nie będzie dyskutował na ten temat i rzekł ugodowo.
-Dobrze pani, a ja chcę tylko oznajmić, że mój pan potwierdził w tym liście, że gdy tylko przejdzie zima, to posag zostanie dostarczony do Krakowa.
-Najwyższy czas!
-Ośmielam się też przypomnieć miłościwej pani, że czas także zapewnić oprawę dla królowej Elżbiety.
-Królową, póki co, to ja, ja tylko jestem! – Oznajmiła ze złością, niezadowolona z tego, że Marsupin poruszył sprawę oprawy. – Elżbieta jest tylko po koronacji i możesz panie nazywać ją co najwyżej wielką księżną. – Po chwili namysłu, drwiąc z Marsupina i z całego rodu Habsburgów, dodała. – Chociaż bycie wielką księżną na Litwie więcej znaczy niż bycie arcyksiężniczką w Austrii!
-Masz rację, pani. – Przyznał jej ze stoickim spokojem, ale raz jeszcze stanowczo zaznaczył. – Jak już posag nadejdzie, to musi być oprawa.
-Nic nie musi – przerwała mu kolejny raz Bona – bo jeśli mój syn czekał dwa lata na posag, to i Elżbieta może poczekać na oprawę.
-Pamiętaj miłościwa pani, ze królo… księżna Elżbieta, jest bratanicą samego cesarza.
-I cóż z tego, skoro nie potrafi urodzić syna! Posagu nie wniosła, tylko ją trzeba leczyć i utrzymywać jej dwórki.
-Pani! – zaczął mocno poruszony tym Marsupin. – Król Ferdynand prosił przekazać ci pani, że posag będzie dostarczony, a stanie się to jeszcze szybciej, gdy tylko będzie oprawa.
-Król Ferdynand wepchnął Elżbietę mojemu synowi i zapomniał o niej, a teraz myśli, komu by jeszcze wepchnąć pozostałe córki – rzekła ze złośliwym uśmiechem.
-Ależ miłościwa pani! – oburzył się Marsupin.
-No dobrze. Dajmy temu pokój. Żebyś mnie panie nie oskarżał we Wiedniu, że nie mam litości dla Elżbiety, to chcę ci oznajmić, iż ustąpię z dóbr, które dano mi w oprawie. Przekażę te dobra Elżbiecie, aby stanowiły jej oprawę, a sama wezmę cokolwiek na Mazowszu. Mniemam, że będziesz panie wreszcie zadowolony, jako i król Ferdynand, tylko przestań panie pośle na mnie narzekać.
-Ja nie narzekam na ciebie, miłościwa pani. – Odparł nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć. – Wielka to łaska, że ustępujesz pani ze wszystkiego dla księżnej Elżbiety.
-Mniemam, że to już wszystko, co chcesz mi powiedzieć?
-Jeśli wasza królewska mość pozwoli, to chcę jeszcze powiedzieć o jednej sprawie.
-Zatem mów – odparła Bona, wyraźnie już znudzona jego obecnością.
-Król August wprawdzie jest wielce hojny i dobry dla swej małżonki Elżbiety, ale ostatnio to dwadzieścia, a nawet trzydzieści dni, mija bez pożycia małżeńskiego. – Zaakcentował na koniec.
-Cóż ja mogę na to poradzić – odparła rozbawiona słowami Marsupina.
-Ależ miłościwa pani! Możesz przecież pani wpłynąć na swego syna, aby częściej chodził do łoża swej małżonki.
-Rok temu oskarżałeś mnie panie, że to ja chciałam, aby mój syn unikał swej małżonki, ale minęło już pół roku odkąd Elżbieta zamieszkała z moim synem Augustem w Wilnie. A tam nie mam już wpływu na niego.
-Mniemam pani, że masz wpływ na młodego króla. – Rzekł z niedowierzaniem agent Habsburgów.
-Miałam – westchnęła ciężko. – Wierz mi panie pośle, że ostatnio mój syn nie zważa na moje zdanie, a tym bardziej w tych sprawach.
-Doszły mnie słuchy, że to wszystko dzieje się za sprawą wojewodziny trockiej Barbary z Radziwiłłów, która zawładnęła do reszty młodym królem.
-Nic na to nie mogę poradzić – westchnęła po raz kolejny monarchini – bo ona jest Litwinką, a mój syn objął tam rządy.
-Ośmielę się rzec, że miłościwa pani umyślnie pozostawiła tej Litewce dobra po zmarłym mężu, po to, aby odciągnęła młodego króla od żony – rzekł oskarżającym tonem.
-Prawda to, że obroniłam wojewodzinę trocką, ale bardzo żałuję tego, co zrobiłam. Przez te jej podszepty i tych jej brodatych braci, August zabrał mi władzę na Litwie.
-Przecież można chyba to wszystko odmienić? – Tu Bona zaśmiała się i zapytała.
-To poradź mi panie pośle, jakim sposobem to uczynić?
-Można by ją wydać za kogoś znacznego, przecież to wdowa – poddał Marsupin.
-A może by tak wydać ją za ciebie, panie pośle? – i roześmiała się w głos, a za nią jej dwórki.
-Ależ pani! – oburzył się ośmieszony.
-Nie mam takiego prawa, a z tego co mi wiadomo, to ta Litewka nie myśli ponownie wychodzić za mąż.
-A gdyby to był wyborny kandydat?
-Myślisz o sobie, panie pośle? – zażartowała znowu Bona ku radości swoich dwórek.
-Widzę, że miłościwa pani jest dziś w dobrym nastroju do żartów – rzekł z przekąsem Marsupin.
-Starał się o nią wojewoda nowogródzki Ościkiewicz, tylko że na darmo. Mniemam, że jedynym, który by odpowiadał tej Litewce i jej braciom, byłby tylko mój syn August – rzekła drwiąco.
-Ale przecież ta grzesznica odbiera księżnej Elżbiecie małżonka! – Zaapelował do monarchini, spoglądając na nią błagalnie.
-Młody król sam ucieka od Elżbiety, bo brzydzi się jej chorobą. Gdyby miał inną żonę, taką co by do mnie była podobna, to by przed nią nie uciekał do nałożnicy. Po prawdzie mówiąc, to do niczego taka żona, która sobie z nałożnicą męża poradzić nie może i to jeszcze z taką, która jest jej poddanką.
-Gdy już będzie posag i księżna Elżbieta urodzi syna, to młody król się odmieni.
-Mnie się wydaje, że już prędzej ty panie pośle urodzisz, niżeli Elżbieta. – Zakpiła znowu Bona i spojrzała na swoje rozbawione dwórki. Marsupin zaś zrozumiał, że królowa bynajmniej nie zamierza mu pomagać i pragnie go jedynie ośmieszyć. Uznał zatem, że czas najwyższy kończyć tę audiencję.
-Ty pani, tylko kpisz ze mnie! – rzekł z wyrzutem.
-Tak samo jak ty panie, zakpiłeś ostatnio ze mnie. Zatem chcę cię pożegnać, panie pośle.
-Pragnę tylko jeszcze raz przypomnieć waszej królewskiej mości – i tu mocno zaakcentował – że królowa Elżbieta jest siostrzenicą samego cesarza!
-Póki co, to jest tylko wielką księżną – podniosła znowu głos Bona, po czym całkiem już spokojnie dodała. – Mój małżonek nie jest gorszy od cesarza, bo to król w Polszcze i najwyższy książę Litwy. I będzie dla ciebie panie najlepiej, jeżeli wyjedziesz z Krakowa. – Tu uśmiechnęła się do swoich dwórek i po raz kolejny zakpiła z Marsupina. – Możesz panie udać się na Litwę i liczyć, ile dni minęło od ostatniego pożycia Elżbiety z moim synem.
-Tak też uczynię. – Odparł poseł i pokłoniwszy się królowej wyszedł z komnaty, stając się w ciągu najbliższej godziny tematem kpin Bony i jej posłusznych dwórek.
***
Późnym wieczorem Bona przyjmowała w swoim gabinecie oddanego sobie sługę, którego nie widziała od kilku lat. Był to człowiek średniego wzrostu, nieco już łysawy, z mocno pokiereszowaną lewą częścią twarzy i ogólnie zaniedbanym wyglądzie.
-Dawno cię nie widziałam, Kudłacz. Gdzie twoje włosy? – zapytała z uśmiechem spoglądając na jego dużą łysinę. – Musisz mieć złą żonę, co ci włosy wyrywa?
-Włosów już nie mam, bo mnie choroba ciężka zmogła i cud to prawdziwy, że wyżyłem. A na żonę nie mogę narzekać, bo mi trzech synów urodziła!
-Pewnie podobnych do ciebie?
-Trochę podobni, tylko że niepokiereszowani, tak jak ja.
-Mniemam, że nie zapomniałeś, że uratowałam ci życie? Winieneś mi też wdzięczność, bo ci dałam swoją służkę za żonę, chociaż błagała mnie na kolanach, że woli klasztor od ciebie.
-Teraz już tak nie twierdzi – przerwał jej Kudłacz.
-To dobrze. – Następnie chwilę się namyśliła, po czym przeszła do rzeczy. – Wezwałam cię Kudłacz, bo jesteś mi bardzo potrzebny. A że dotąd mnie nie zawiodłeś, to wierzę, że i tym razem mnie nie zawiedziesz. – Tu zmierzyła go wzrokiem i ciągnęła dalej. – Minęło już wprawdzie trochę czasu, ale mniemam, że nie wyszedłeś z wprawy.
-Możesz mi pani zaufać – zapewnił z uśmiechem.
-Tylko, że z księciem Januszem spartaczyłeś sprawę – przypomniała Bona.
-Królowo najjaśniejsza, ludzie powiadali, że księcia mazowieckiego nic nie zmoże, a sam widziałem jak łamie podkowy, no to pomyślałem, że mu trzeba dać trochę więcej trucizny. A że go za szybko zmogło, to tego przewidzieć było niepodobna.
-Wiele się musiałam natrudzić, aby całą te sprawę uciszyć. Ale nic to, bo książę Janusz zamknął oczy i Mazowsze jest polskie, a już niedługo będzie moje – rzekła chciwie. Tu przez chwilę popatrzyła przenikliwie na Kudłacza i rzuciła mu niecodzienną propozycję. – Dostaniesz pięćdziesiąt dukatów!
-Zgaduję pani, że nie chodzi o byle kogo? – Rzekł uśmiechając się do Bony, ale w głębi duszy bał się tego co usłyszy. Wiedział tylko, że za taką sumę będzie musiał zgładzić kogoś bardzo wpływowego.
-Masz rację, bo płacę dużo, ale i o wielką rzecz tu idzie. Po tym wszystkim dam ci już spokój.
-O kogo zatem chodzi, pani?
-Pamiętaj, że to gardłowa sprawa! – oznajmiła dobitnie – Jeśli tylko cokolwiek powiesz komu, a cała rzecz wyjdzie na jaw, to ja się wyprę wszystkiego, a ciebie spotka marny los, bo sam widziałeś, co robią z trucicielami.
-Nie przywołuj tego pani, bo to zbyteczne – rzekł pewnie.
-Zatem dobrze – i mimowolnie spojrzała na wiszący naprzeciw niej krzyż i poczuła lekki niepokój. Mimo to ciągnęła dalej. – Tutejsza trucizna jest niezgorsza niż w Italii i trudno wykryć jej działanie. Pomożesz wielkiej księżnej Elżbiecie, aby poszła rychło do nieba. – Kudłacz przerażony tym co usłyszał, od razu oznajmił.
-Tego pani nie uczynię! To zbyt trudna rzecz. Już raz prawie przepadłem i boję się.
-Nie odmówisz mi, bo wtedy każę wydać cię na męki. Znajdą się tacy, którzy będą przysięgać, że chciałeś otruć księżną Elżbietę!
-Pani! Pani miłościwa! – mówił zdenerwowany i przestraszony. – Błagam! Żądaj pani czego chcesz, ale nie tego, bo to przecież córka cesarza, a nie jakiś tam szlachcic!
-W Italii trują książąt i królów i jakoś jest. A pamiętaj, że obłowisz się tak, że ci do końca życia niczego nie braknie. Nie zapominaj głupcze, że ja stoję za tobą!
-Ależ pani! – rzekł załamany.
-Dostaniesz sto dukatów. Wiesz, ile to pieniędzy! I nie odmawiaj mi, bo cię do tego zmuszę – oznajmiła mu stanowczo.
-Dobrze. Uczynię wszystko co zechcesz, pani – odparł zrezygnowany.
-Nie bój się o nic, bo wszystko przemyślałam. Księżna Elżbieta choruje na padaczkę i to coraz bardziej. A to przecież choroba, która trapiła świętego Wita. Księżna Elżbieta i tak już długo nie pożyje – i po tych słowach zamyśliła się na chwilę. – Chociaż licho nie śpi, a takie chorowite to i z dziesięć lat mogą pożyć. Ona przecież dziedzica Jagiellonom nie urodzi, zatem po co mój syn ma się tak długo z nią męczyć. August lada dzień dostanie posag, mnie dadzą oprawę na Mazowszu, to po co nam ten zdechlak?
-Wszystko pojąłem, miłościwa pani.
-To dobrze Kudłacz. To bardzo dobrze – pochwaliła go i uśmiechnęła się złowieszczo. Kudłaczowi jednak nie było do śmiechu. – Teraz August poślubi księżniczkę z Francji i doczekam się wreszcie wnuka. A co więcej, cesarz będzie musiał oddać Izabeli całe Węgry, bo Polska i Francja będą potęgą na całą Europę i Habsburgowie nie będą z nami zadzierać, ani nas straszyć! Tak będzie! – i z radości aż klasnęła w dłonie. – Jako ci już rzekłam księżną Elżbietę trapi choroba świętego Wita. Już niedługo nadejdzie to święto i wtedy sprawisz, aby właśnie w tym dniu umarła. Choroba męczy ją coraz bardziej i nie będzie podejrzeń, bo rozgłoszę, że to święty Wit zabrał księżną Elżbietę w dniu jego święta, aby oszczędzić jej dalszego cierpienia.
-Tylko, że ja sam nie podołam temu – włączył się Kudłacz.
-Mam w Wilnie więcej oddanych ludzi, niż mój syn August. Dopomogą ci, abyś dostał się do zamku, a wtedy już sobie poradzisz. Jutro pomówimy o wszystkim.
-Jakże cię nie podziwiać, najjaśniejsza pani. – Wtrącił Kudłacz i uśmiechając się do Bony aż pokiwał głową.
-I jeszcze jedno. Znajdą się tacy na Litwie co rozpowiedzą, że to wojewodzina trocka, z zawiści o młodego króla, zamyślała podstępnie zgładzić księżną Elżbietę. – Oznajmiła na koniec dumna z siebie Bona.
Niecny plan był wręcz wyśmienity i miał zapewnić całkowite zwycięstwo starej królowej. Ciężkie chwile czekały natomiast ukochaną Augusta i jego schorowaną żonę.